Po intensywnym treningu z Don’tem zmachana odniosłam sprzęt do siodlarni. Wyszłam przed stajnię opakowana w trzy warstwy narciarskiej odzieży z kubkiem gorącej czekolady popatrzyłam na Ruffę która spokojnie pasła się na padoku. Nawet przy tej czynności uszy miała schowane w grzywie. Kąsała trawę niemalże z nienawiścią. Od dłuższego czasu już klacz chodziła na normalne treningi pod siodłem. Noga była zupełnie wyleczona. Tiara potwierdziła że na ścięgnie zrobił się już cudny, mocny zrost i jedynie leciutki wzgórek z tyłu nogi świadczyło przebytej kontuzji. Wstałam i poszłam do siodlarni po uwiąz. Wróciłam na padok i powoli podeszłam do kobyły. Ta machnęła łbem próbując mnie nastraszyć ale strzeliłam jej koło głowy uwiązem. Ruff naburmuszyła się i spróbowała ukąsić gdy przypinałam uwiąz do kantara. Zabrałam ją do stajni i uwiązałam na stanowisku do czyszczenia. Przyniosłam szczotki i zabrałam się za czyszczenie. Ruffa kręciła się i usiłowała dosięgnąć mnie zarówno zębami jak i kopytami ale za dobrze mnie już wyćwiczyła w unikach. Przejechałam po smoliście czarnej sierści bawełnianą szmatką i... coś mnie tknęło. Pobiegłam do siodlarni i wróciłam z ogłowiem wyścigowym Don’ta z wędzidłem Ruffki, siodłem i podkładką ogiera oraz ochraniaczami Ruffki. Ubrałam ją szybko w sprzęt i wymknęłam się na tor. Nie zamierzałam się ścigać ale chciałam znów pobyć z Ruffką na torze. Gdy tylko weszłyśmy na odśnieżony tor Ruff zaczęła caplować z niecierpliwości. Ona chyba również zatęskniła już za tymi pogoniami. Pół okrążenia zrobiłyśmy nieco szarpanym stępem. Później pozwoliłam klaczy na kłus. Musiałam usiąść w półsiadzie bo inaczej wybiłabym sobie zęby. Ruff zasuwała jak mała lokomotywa. Gryzła przy tym wędzidło niemiłosiernie. Ciężko było zmusić ją do zwolnienia siedząc w siodle wyścigowym. Po ciężkiej walce na wodzy udało mi się skłonić ją do wężyków, kilku wolt i zmiany kierunku. Po połowie koła przeszłyśmy do stępa. Pozwoliłam Ruffie wyciągnąć szyję. Ta szła przez chwilę z nosem przy ziemi w rozluźnieniu. Ja w tym czasie złapałam mega krótkie strzemiona szykując się do galopu. Nim jednak zdążyłam dać jakikolwiek sygnał Ruffa wspięła się wysoko a ja ledwo zdążyłam złapać się szyi by nie zlecieć. Gdy Ruffa dotknęła przodami ziemi strzeliła z zadu parokrotnie. Odwróciła się nagle i ruszyła dzikim cwałem. Najpierw złapałam się grzywy żeby w ogóle zachować jakoś równowagę.
- RUFF KUR*AAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - wrzasnęłam co oczywiście nie wywarło żadnego skutku. Złapałam jakoś wodze próbując się na nich uwiesić ale ta przeklęta kobyła zagryzła wędzidło. Obok mnie śmignęło coś białego ale nawet niemiałam szans by się upewnić co to. Ruff zwolniła dopiero po dystansie na oko 1800 metrów. Kondycja zdążyła jej spaść przez tą przerwę bo rzęziła niemiłosiernie. Dopiero wtedy zauważyłam że tym białym czymś był Demon z Gniadochą na grzbiecie. Gniad uśmiechnęła się susząc zęby.
- No co? - wydusiłam z siebie dysząc porównywalnie do Ruffy zmuszając ją do kręcenia koła w kłusie
- Nic, ładny wynik - odparła
- Ale niezbyt planowany, ta... Ta cholera chciała mnie zabić! - warknęłam
- Chyba nie pierwszy raz - zaśmiała się Gniad
- Bardzo śmieszne - fuknęłam
- Prawie jak to, że pobiłaś rekord jaki jest ustanowiony na Santa Anita na 1 1/8 mili
- Że co?
-No tak, masz dokładnie 1:44. O sekundę lepiej jak rekord
Aż poczułam jak opadła mi kopara. Byłam w ciężkim szoku. Występowałam Ruffę i zabrałam ją na solarę myśląc o tym czasie. Aż mnie korciło by jeszcze raz spróbować wyścigu. Takie zakończenie kariery Ruffy. Odprowadziłam klacz do boksu. Teraz trzeba było to omówić jeszcze...
- Arrrrryyyyyyyyj! - zawołałam szukając współwłaścicielki Ruffki
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach