Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Szlifowanie przejść z siodła, porcupine game, ustępowania.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Dywizja [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rustler
Pensjonariusz
PostWysłany: Pon 20:38, 28 Lis 2011 Powrót do góry


Dołączył: 28 Gru 2009

Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Po treningach moich koni oraz Magnata postanowiłam ruszyć siwkę. W mojej głowie rysował się już pomysł na ten trening. Dywa od razu do mnie przylazła na pastwisku, mogłam więc szybko ją wyczyścić nie sprowadzając jej do stajni, ani nie wiążąc. Ona jadła, ja ją pucowałam. Potem złapałam za grzywkę i w ten sposób zaprowadziłam do stajni.
- OK, teraz stoi tutaj i grzecznie na mnie czekasz, rozumiemy się? - zapytałam ustawiając klacz na korytarzu, nosem do drzwi swojego boksu. Z siodlarni natomiast przyniosłam czarny kantar sznurkowy, który od razu założyłam jej na łeb. Dołączyłam do niego czarne sznurkowe wodze, które położyłam luźno na szyi. Nogi klaczy owinęłam niebieskimi owijkami, na grzbiecie miękko rozłożyłam czaprak. Carrot sticka i linę kopnęłam po ziemi w jej stronę. Zdziwiona spojrzała na nie, ale zaraz bardzo zainteresowała ją rzecz, którą niosłam w rękach. Tak. To było siodło. Śliczne, prawie nowe, czarne siodło ujeżdżeniowe. Ze spokojem podsunęłam je siwej pod nos. Widziała je w swoim życiu nie raz, problemu nie robiło więc jej osiodłanie. Mocno podciągnęłam popręg, podniosłam z ziemi carrota i linę, za grzywkę zaprowadziłam siwkę na maneż.
Trzymając ją luźno za jedną ze sznurkowych wodzy występowałam ją w ręku. Szłam przed nią, z resztą nie było to takie trudne, bo siwka sama chowała się za mną. Co jakiś czas puszczałam wodze sprawdzając na ile siwa jest w stanie podążać za mną sama. Później doczepiłam do haltera linę, carrotem odgoniłam ją na koło i wzmocniłam komendę "wchodząc jej na zad". Bez wahania ruszyła kłusem. Skróciłam linę, chciałam żeby koło było małe, aby nieco wygimnastykować klacz. Po kilku kołach rozluźniła się w wygięciu, za co bezzwłocznie ją pochwaliłam i zmieniłam kierunek. W drugą stronę współpraca szła nam gorzej. Klacz zwalniała, przyśpieszała, ciężko jej było utrzymać równe tempo. Wygięcie też nie było zadowalające, wpadała łopatką. Gdy tylko zauważyłam pierwsze oznaki rozluźnienia postanowiłam nie przeciągać męczarni, pochwaliłam i zatrzymałam siwą.
Carrota i linę odłożyłam na środek maneżu, sprawdziłam popręg, rozplątałam strzemiona. Potem bardzo powoli, stopniowo wspięłam się po strzemieniu, aż wreszcie usiadłam na siedzisku. W nagrodę za spokój podrapałam Dywę po kłębie i leciutko wypchnęłam ją do przodu z krzyża. Wodze na razie zwisały luźno po obu stronach szyi, ja starałam się poddać jej ruchowi i ograniczyć wszystkie inne manewry. Hanowerka była jednym z tych wygodniejszych koni, co przyjęłam z radością. Ona też chyba była zadowolona bo z postawionymi uszkami podążała przed siebie w pełnym rozluźnieniu. Trening zaczęłam od prostych ćwiczeń na łukach. Od łydki klacz raczej ustępowała w bok całym ciałem, musiałam pomóc sobie wodzami by móc ładnie wyginać ją całą. Szybko jednak doszlifowałyśmy się, mogłam znów odłożyć wodze i stopniować łydki na tyle, by nie przyśpieszała. Więcej czasu poświęciłam na stronę gorszą. Nie wracając na ścieżkę zakłusowałyśmy. Te same ćwiczenia wykonałam w kłusie, jednak pozwoliłam by zakręty były łagodniejsze. Nie dlatego, że siwa nie radziła sobie z nimi. Chodziło mi o stopniowe przyzwyczajenie się do nowego sprzętu (halter), czy też trochę inaczej dawanych pomocy. Uznałam, że możemy wrócić na ślad, gdy siwa zaczęła wysyłać oznaki rozumienia pomocy. Pod ścianą szybko przećwiczyłyśmy przechodzenie pomiędzy stępem a kłusem. Reakcja na łydkę była świetna, ale na dosiad już gorsza. Musiałam pomagać sobie wodzami, jednak starałam się ograniczać ten sygnał, bo chciałam w końcu dość do jazdy wyłącznie na cordeo. Kilka razy zatrzymałam ją do stój ze stępa. Cofanie natomiast wyszło znakomicie czego nie spodziewałam się zupełnie. Kolejnym punktem były przejścia na woltach i ósemkach. Gdy wprowadzałam nową figurę siwej trochę się motało i chwilę zajęło zanim utrwaliła ją sobie na tyle, by móc przy okazji wykonywać przejścia zachowując zgięcie. Często ją chwaliłam, co świetnie na nią działało. Zakończyłyśmy to ćwiczenie chwilą stępa na rzuconej wodzy. Szczerze mówiąc nie mogłam się powstrzymać przed zagalopowaniem. Na powrót więc zakłusowałyśmy, w narożniku cofnęłam zewnętrzną łydkę i zdecydowanie wypchnęłam klacz w przód. Siwa ochoczo zagalopowała. Pozwoliłam na chwilę szaleństwa, zaraz potem lekko blokując ją dosiadem. Musiałam mocno ją pchać łydkami by utrzymać spokojny galop. Złośliwy z niej siwus Wink Kłusem zmieniłyśmy kierunek, szybko przegalopowałyśmy kółeczko w druga stronę. Chwilę postępowałam w siodle, by zaraz z niej zeskoczyć.
Popuściłam popręg i zaplątałam strzemiona. Dopięłam do halterka linę i w podobny jak na początku sposób rozstępowałam ją przez kilka minut. Siwa spokojnie szła tuż za mną, co jakiś czas szturchając mnie nosem. Odwzajemniałam się jej pieszczotami, jednak nie pozwalałam się wyprzedać. Potem zdjęłam z niej siodło, powiesiłam na ogrodzeniu. Wzięłam z ziemi carrota, w drugiej ręce luźno trzymałam linę. Stanęłam przed nią i oparłam koniec sticka o jej pierś. Po kilku próbach dalej nie było widać rezultatu. Wzmocniłam więc nacisk, sprawiając, żeby stał się pulsujący. Kiedy przednia noga zrobiła krok w tył od razu zabrałam carrota i pochwaliłam Dywę. Po chwili spokoju spróbowałam jeszcze raz, utrzymując nacisk przez kolejne kilka kroków. W ten sposób wyegzekwowałam od niej piękne, długie cofanie. Pochwaliłam ją i przeszłam na bok. Przy pomocy carrota odpartego w miejscu łydki zachęciłam ją do ustępowania w bok. Na nacisk odpowiedziała błyskawicznie, zauważałam już w tym treningu, że świetnie reagowała na ten typ komendy. Przypilnowałam tylko by lekko wygięła szyję w moją stronę i gotowe. Jeszcze raz spróbowałam z drugiej strony. Przy drugiej próbie udało jej się kilka kroków, co szybko pochwaliłam i takim entuzjastycznym akcentem zakończyłam trening.
Zrobiłyśmy kółeczko stępa, potem zabrałam klacz i siodło do stajni. Rozebrałam ją ze sprzętu, który ułożyłam w siodlarni. Klacz z grubsza wyczyściłam, do żłobu wrzuciłam jabłko i zamknęłam za nią drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Dywizja [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare