Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rustler Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pon 20:36, 28 Lis 2011 |
|
|
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj odwiedziłam Stajnię Centralną z zamiarem odwiedzenia Dywizji. Miałyśmy długą przerwę, dlatego martwię się aby z powrotem nie zdziczała. W końcu nie pracowałyśmy ze sobą długo, a taka przerwa zapewne tylko pogorszyła sprawę. Weszłam zdecydowanym krokiem do stajni. Podchodząc do boksu Dywizji nie zobaczyłam wychylonego łebka jak ostatnim razem. Znowu ujrzałam siwkę usiłującą schować się za żłób. Gdy weszłam z kantarem i uwiązem w rękach, Dywizja zaczęła wciskać się jeszcze bardziej, a gdy podeszłam bliżej rzuciła się na mnie z zębami. Zrobiłam udany, na szczęście, unik i szybko założyłam klaczy kantar z już podpiętym uwiązem. Dywizja kłapiąc paszczęką nerwowo stępowała obok mnie, chwilami podkłusowując. Dreptała złośliwie łypiąc w moją stronę.
- Ej! Spokój mała, bo inaczej będziemy ze sobą rozmawiać! – powiedziałam dość głośno do klaczy. Ta cofnęła trochę łeb prychając i wrednie popatrzyła na mnie ze skulonymi uszami.
- Możesz tego pożałować mała – powiedziałam wiążąc ją przed stajnią. Poszłam po szczotki. Po chwili wróciłam do siwej z kuferkiem. Zaczęłam od usunięcia kurzu włosianką. Wyciągnęłam szczotkę i zaczęłam przeczesywać szyję klaczy z włosem. Potem pierś, kłąb i przeszłam do grzbietu. Dywizja trochę się odprężyła. Potem miękką szczotką wypolerował starannie całą powierzchnię sierści siwki. Kopyta… No tu miałam małe obawy, ale ostatecznie wzięłam kopystkę i zaczęłam czyścić kopyto klaczy. Strzałki w cudownym stanie nie były, ale do tragizmu brakowało. Potem poszłam po siodło rajdowe z osprzętem i ogłowie klaczy. Gdy wróciłam osiodłałam ją i podciągnęłam dość mocno popręg. Z ogłowiem było dużo gorzej, mała szarpała łbem i wyraźnie uciekała mi przed wędzidłem. W końcu udało mi się hanowerkę okiełznać. Jakież zdziwienie spotkało mnie jednak przy wsiadaniu, gdyż wskakując na konia z przerażeniem stwierdziłam, że siedzę dupskiem na ziemi, a koń stoi metr dalej. Burcząc pod nosem podeszłam do usatysfakcjonowanej Dywizji i złapałam na wodze. Dociągnęłam ją na stanowisko i przypięłam do kółka wędzidłowego uwiąz, a ten przywiązałam bezpiecznym węzłem do kółka. Potem wsiadłam już bez problemów i po prostu odpięłam uwiąz od wędzidła. Złapałam za wodze i ruszyłyśmy flegmatycznym stępem. Lekką łydką pobudziłam klacz do kłusa. Była bardzo wygodna, z przyjemnością się na niej jechało. Dopóki nie wjechałyśmy do lasku wszystko było ok. Ale już między drzewami klacz zaczęła stroić fochy. Ja w odpowiedzi na jej wybryki zaczęłam bawić się wodzami. Klacz jeszcze bardziej podenerwowana rzuciła mi się ni stąd ni zowąd galopem. Ja, nie przygotowana na taki zryw, ledwo utrzymałam się w siodle. Pociągnęłam zdecydowanym ruchem za wodze, przywołując klacz do porządku. Po chwili wyjechałyśmy na sporą polankę. Postanowiłam wykorzystać okazję i zebrałam klacz. Ruszyłyśmy w głąb polany stępem. Potem popędziłam nieco klacz zmuszając ją do kręcenia wolt, wywijania wężyków, serpentyn i innych dupereli. Czy tego chciała czy nie, Dywizja musiała wykazać, choć odrobinę zainteresowania. Postanowiłam na następny raz wziąć ujeżdżeniówkę, bo rajdówka się do takich manewrów średnio nadaje. Po chwili wyjechałyśmy na ścieżkę. Dywizja nie była już taka spięta i nerwowa. Spokojnym kłusikiem jechałyśmy przez las. I pewnie byłoby tak już do końca, gdyby nie cholerny zając. Wybiegła przed drogę tuż przed Dywizją. Ta stanęła dęba i poniosła mnie w głąb lasu. Straciłam orientację, nie wiedziałam gdzie jestem. Popędziłam klacz do kłusa oddając jej wodze.
- Wracamy do domu mała! – powiedziałam do klaczy. Ta zaczęła błądzić między drzewami. Było już późno, miałam wrażenie że nigdy nie dotrzemy do stajni. W końcu zza drzew zaczęły się rysować kontury budynku. Popędziłam żwawiej klacz i ujrzałam budynek S.C. Postępowałam jeszcze z klaczką 15 min. po czym rozsiodłałam. Schłodziłam jej nogi i przy okazji obejrzałam je i kopyta w kierunku zranień. Stwierdzając iż klacz jest w pełni zdrowa i bez żadnych urazów, szybko przeczesałam ją miękką szczotką i ze względu na późną porę odstawiłam do boksu. Potem już tylko zaniosłam sprzęt i wróciłam do Ahory.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|