Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Carrot Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 19:51, 08 Sty 2012 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 31 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
|
Wstałam ociągając się. Mozolnie się ubrałam i umyłam zęby czesząc włosy w tym samym momencie. Westchnęłam patrząc w me okropne odbicie. To lustro musiało mieć dobry atest skoro się nie tłukło od mojego odbicia. Zjadłam śniadanie mozolnie. Stać mnie było tylko na zrobienie kanapek z serem i pomidorem, ale zawsze coś, nie? W końcu nie lubię szynki/wędliny. Mdli mnie od niej a fuj… Zeszłam na dół zakładając kurtkę i buty. W stajni było mnóstwo ludu. I wszyscy na kacu. No się nie dziwię sama najlepiej nie wyglądałam. Podeszłam do Walkirii głaszcząc ją po pyszczku. Akurat w tym skrzydle nie miałam żadnego ze swoich koni, więc ominęło mnie witanie się z miśkami, które by mnie chyba rozszarpały na wieść o treningu z Walkirią. Zazdrośnicy pf… Poszłam do siodlarni biorąc sprzęt. Ciężko mi było nie powiem, że nie, ale dałam radę. Położyłam to wszystko w jakimkolwiek ładzie i składzie, po czym wyciągnęłam klaczuchę i zaczęłam ja czyścić. Energicznie, lecz powoli. Łapa mi odpadała i byłam niewyspana a klacz natomiast machała łbem w rytm piosenki, która cicho leciała z radia. To nie ona musiała machać zgrzebłem. Wyczyściłam porządnie tego brudasa i rozczesałam grzywę wraz z ogonem. O tu też nie było łatwo… Później wzięłam do rąk kopystkę i zaczęłam czyścić kopyta. Siano, piach, ziemia, trawa, błoto.
- Gdzieś ty się szwędała? – Mruknęłam cicho w jej stronę i czyściłam dalej. Po kopytach przyszedł czas na sprzęcior. Postanowiłam być dokładna a więc czapraczek, siodło i siuuup zapinamy popręg. Wydęła się. O to mała złośnica… Kantarek zdjęłam, ogłowie założyłam, sprzęcior skompletowałam tylko jeszcze ochraniacze. Ostrożnie założyłam wiedząc, że się nie pomyliłam i ruszyłyśmy przez stajnię w stronę hali. Wychodząc spotkałam Zenkę z jej dwoma dzieciakami. Pomyśleć, że ja też mam w planach jakąś małą klaczuchnę. Ogiery to ogiery. Zawsze je kochałam, ale potrzebuję trochę klaczkowatego zrozumienia. Czy ktoś to zrozumiał? Weszłyśmy na halę. Trzy konie. No dobra dam radę. Poustawiałam przeszkody i miałam nadzieję ze przejedziemy je w jakąś minutę dwadzieścia. I oby było tyle lub mniej. Postaramy się ostro wyrabiać na zakrętach, które kręto powymyślałam. Podciągnęłam popręg i wciągnęłam swoje dupsko na siodło. Ruszyłyśmy kłusem a ja sobie dostosowałam strzemiona. Ciężko, ciężko aż mi w kręgosłupie pykło. Zrobiłam woltę. Wyjęłam nogi ze strzemion nadal aktywnie pracując z klaczą. Obserwowałam jak na hali Dejcu męczyła się z Bitem a Kana galopowała na Etnie. Widać było, że kończy trening i była dość zmęczona. A kto nie był? Ruszyłam kłusem podnosząc leniwie swój tyłek, co i raz. Walkiria łapała kontakt. Poklepałam ją. Zrobiłyśmy paradę i przejechałyśmy przez drągi. Przyszedł Andrzej i sobie usiadł ze stoperem. Miał nam mierzyć czas. Ziewnęłam i o mało, co nie wpadłam na Etnę. To podziałało na mój powrót do żywych. Półwolta i zagalopowanie na drągi. Ładnie przeszłyśmy nie ma co. Jeszcze zrobiłyśmy kółko galopem i najazd na przeszkody. Pierwsza to była 95 cm i to była stacjonata. Najechałyśmy stanowczo i pokonaliśmy jednym wielkim susem i od razu skręt mocny w prawo jakbyśmy skręcały na zadzie jeszcze jeden taki zakręt i najazd na przeszkodę. Próbowanie zrobić lotnej zmiany nogi na lewą i skok przez okser o wysokości jednego metra. Bez puknięcia. Ostry zakręt, który wykonała nieźle i drągi na spokojnie. Wysoka akcja nóg. Lubię to. I tym razem prosty najazd na szereg 100-105-110. To było nielada ryzyko, ale mogła jeszcze wyłamać. Chwiała się widocznie w myślach jednak pokonała lęk i skoczyła. Hop, hop, hop i po sprawie. Trzy podbiegi, na ostatnim lotna zmiana nogi i jeszcze te wysokie skoki. Cud. Na ostatnim puknięcie, ale to nic. Zakręt niemalże na zadzie i najazd na krzyżaka 115. Czułam jej zdenerwowanie. Mięśnie pracujące wytrwale. Czułam jej pewność siebie a chwilę później to przyśpieszenie, podbieg i skok w sam środek bez żadnego zawahania. Byłam z niej dumna. Prosta stacjonata 110 przeskoczona bez większego problemu. Nawet jej nie musnęła kopytem. Spojrzałam, że zostały nam tylko trzy przeszkody. Poklepałam klacz pędząc cały czas do przodu. Znów szereg. 105-110-115 Cm. Mocne wybicie i po jednej. Nagle po drugiej i po trzeciej. Uf… Dało radę. Nie obawiałam się nawet jednak ja już byłam lekko zmęczona tym lataniem. Okser 105 mnie już wykończył powoli, ale klacz go przeskoczyła zgrabnie. Najlepsze jest to, że cały czas była na kontakcie. Duma mnie rozpierała. Uczennica idealna. Wypchnęłam ją biodrami mocno do przodu i zakończyliśmy ten parcour stacjonatą 100. Przeszłyśmy spokojnie do kłusa i do stępa zmęczone. Ja odchyliłam się do tylu kładąc a ona szła równo przy ściance. Na hali było już pusto.
- Minuta dziesięć! – Krzyknął do mnie Andrzej. Zaskoczyło mnie to lekko. W końcu to był długi tor. Postarała się skubana. Odkrzyknęłam Andrzejowi, że jest już wolny i poklepałam klacz. Obydwie spokojnie się rozluźniałyśmy. Przeszłyśmy sobie jeszcze przez drągi już wolniej i by klacz wyschła, choć trochę to pochodziłyśmy sobie stępem. Odpoczynek zasłużony. Zsiadłam z klaczy obolała i wyszłyśmy z hali kierując się spowrotem do stajni. Gdzieś tam śmiała się Say z Tiarcem a dalej rżały konie i mogłam poznać kopanie Wiśniowego w drzwiczki boksu. Kopał jak szalony. W stajni rozsiodłałam klacz i przetarłam ją słomą dając marchewkę. Zrobiłam jej lekki masażyk i nakryłam dla bezpieczeństwa derką. Nie było za ciepło. Włożyłam jej kilka kawałków jabłka, bo dwa czy trzy ale musiało mi jeszcze starczyć dla moich panów i odeszłam nakryć moje dwa ogierki derkami, bo mi tam jeszcze zamarzną.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|