Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 17:32, 10 Cze 2012 |
|
|
Dołączył: 27 Cze 2010
Posty: 152 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj do Dean wybrałam się z bardzo mało rozsądnym pomysłem pojechania crossu na Hidzie. Tego to od wieków nie ćwiczyłam na żadnym koniu. Dzięki temu miałam okazję zabić siebie lub konia. Miałam tylko nadzieję, że Hid wyjdzie z tego cało. Bo mnie Tiarcu do ściany za uszy przybije.
Ogierek był gotowy, tak jak prosiłam Tiarę, gdyż wybitnie miałam dość użerania się z jakimikolwiek końmi. Odpięłam konia od uwiązu i poszliśmy przed stajnię.
Wsiadłam i podciągnęłam popręg. Hidalgo się kręcił, ale nie pozwalałam mu uciec poza małe kółeczko. Dopiero gdy byłam gotowa, ruszyliśmy energicznym stępem w stronę wyjścia na tor crossowy.
Z tego, co wiedziałam, Hido miał rzadko do czynienia z typowym crossem – głównie były to tereny no i oczywiście skoki aż do klasy N. Uznałam, że nie będę go specjalnie maltretować, co by się nie zniechęcił.
Na początku, już na torze urządziliśmy sobie ładną rozgrzewkę. Wokół przeszkód znajdujących się niedaleko wody, tym samym przejeżdżając co jakiś czas przez samą wodę. Ogier był z tego powodu wybitnie niezadowolony – jemu ciepło, a każdą przebiegać przez średnio przyjemną wodę. No ale cóż. Oczywiście na początek w stępie wszelkiego rodzaju wolty, półwolty, ósemki i serpentyny. Dobrze mi się pracuje z na tyle wytrenowanymi końmi, które reagują niemalże doskonale na pomoce. Tym samym po około dwudziestu minutach przeszliśmy do kłusa. Tutaj jechaliśmy tylko roboczym, nic więcej nie było nam potrzebne. Już teraz przechodziliśmy wodę, w którą Hido najpierw nie chciał wleźć, a potem wyskakiwał, jak oparzony jakiś. Wyobraźcie sobie konia, który wygina się i ucieka zadem, co by przypadkiem nie dotknąć czubkiem kopyta wody, po czym gdy już się w niej znajdzie z przymusu siły wyższej (czyt. mnie) nie może się doczekać na wyjście, co robić z cudownym efektem rozchlapywania wszystkiego wokół siebie. No, to mniej więcej tak wyglądało.
Pół godziny kłusa z przerwą pięciominutową i ruszenie galopem, z początku na wolcie, potem rozpędzenia i skoki do wody. O tu to prawie leżałam. Żeby było ciekawiej, Hido uznał, że jestem za brudna i omal nie wylądowałam twarzą, skacząc na główkę z siodła do wody. Ostatnie doświadczenia jednak pokazały mi, że powinnam się usilnie wstrzymywać nogami i tym samym tylko mną trochę wstrząsnęło, po czym złośliwy zwierzak otrzymał kopsa łydką i bata na zad, na co zareagował kwikiem i spierdzielaniem. Byle dalej od wody. O nie mój książe, tak isę bawić nie będziemy. Złapałam go w pomoce, podtrzymywałam ręką, łydkami napierałam i w pełnym galopie wskoczyliśmy do wody. Było to normalnie jak zniewaga i Hido szybciej z niej wyłaził niż uciekał przed wejściem. Taka historyja. Ale przynajmniej to mieliśmy już za sobą. Oboje byliśmy mokrzy, ale to nic, bo teraz szykowały się na nas kolejne przeszkody. Aby zrobić mu nieco na złość, ruszyliśmy na skok wyskok z lądowaniem raz w wodzie. Jak się bawić, to się bawić.
Hido nie wiedział co go czeka i cudownie wskoczył przez kłodę do wody. Jego zdziwienie i kolejny wyskok były tak wysokie, że pokonałby przeszkodę ze dwa razy wyższą, niż była. Poklepałam go jednak, bo poszedł solidnie, nie ma co, chociaż był zły, co pokazywał skulonymi uszami i machnięciami ogona. A ja się z niego cicho śmiałam.
Z kolei kolejna przeszkoda miała bardzo niewiele wspólnego z wodą. Był to okser, do którego było trzeba kawałek dojechać. Okser ten miał rów między kolejnymi przeszkodami i był dość wysoki, idealny dla Hida. Ogier poszedł szybko, kiedy dodałam mu łydkę w galopie.
Gdy dojechaliśmy do okserka, najpierw pokazałam go koniowi, który przyglądał się z zainteresowaniem. Poklepałam go i ruszyłam galopem (zapoznanie było w kłusie). Tym razem nie było większego problemu ze skokiem, ogier skoczył wysoko, ładnie, wylądował równo i statecznie. Poklepałam go i pojechałam prosto na „przeszkodę klautrofobiczną”. Kawałek tam do niej był, więc ogierek przy okazji ćwiczył wytrzymałość.
Tutaj już nie było wielkiego zapoznania, więc tylko poprowadziłam go między drzewa. Hido wystraszył się i nie chciał iść. Uspokoiłam go kręcąc wolty w cieniu drzew. Łaciak cały czas patrzył niespokojnie na szpaler drzew rosnących w rządku i na ławeczkę przewieszoną między dwoma. Bardziej mu się to kojarzyło z miejscem, gdzie siedzą ludzie, a wjeżdżanie w ludzi było be. Tak więc trzeba się było wyzbyć u niego tego dziwnego lęku.
Pierwsze co zrobiliśmy to podjechaliśmy stępem. Hido powąchał ławkę i nie uciekł. Kolejny krok to przejechanie tuż obok przeszkody w kłusie. Ok., przeszedł, super. Ostatni element, nie piąty a trzeci, to skok. Nakierowałam konia w galopie na przeszkodę, mocno zamykając go ręką i łydką. Hido właściwie nie miał jak mi się wyślizgnąć. Aby go jeszcze pozbawić wątpliwości przed skokiem, dołożyłam bat na zad. Ogier skoczył, wysoko, żeby tylko nie mieć styczności z przeszkodą. Poklepałam go i puściłam wodzę, aby na luzie pogalopował przez chwilę, po czym zwolniłam go do kłusa i zaczęliśmy się kierować w stronę stajni. Jakieś dwieście metrów przed wyjściem przeszłam do stępa.
Ażeby porządnie się rozstępował zaprowadziłam go na karuzelę, gdzie z poluźnionym popręgiem człapał sobie spokojnie. Po tym zaprowadziłam go do boksu, gdzie zdjęłam sprzęt i poczęstowałam smakołykiem. Pożegnałam się z koniem i odniosłam wszystko do siodlrani.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|