Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
12.07.2011r. - ujeżdżenie L (by Joanne)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Hidalgo [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tiara
Pensjonariusz
PostWysłany: Nie 16:59, 30 Paź 2011 Powrót do góry


Dołączył: 13 Cze 2011

Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Przyjechałam dziś do Mavera, pomęczyć Tiarowego srokacza ujeżdżeniem. Hid stał w boksie z zaciekawieniem rozglądając się na boki.
-Hej przystojniaku – Powiedziałam witając się z koniem po odłożeniu swojego prywatnego ukochanego siodła na wieszak. Ogier obdarzył mnie zainteresowaniem, jednak trzymał pewien dystans. Uśmiechnęłam się widząc zadbanego zdrowego konia i poszłam po resztę potrzebnego mi sprzętu, którego lokalizację dostałam wczoraj przez telefon. Wszystko było dokładnie tam, gdzie Tiara powiedziała. Ogłowie, pad, futerko, owijki...Wszystko jest? Popręg jeszcze. Zaniosłam tobołki przed boks srokacza i chwyciłam w dłoń kantar z uwiązem.
-Chodź rumaku, dziś ja Cię pomęczę, buhahaha – Powiedziałam mając wyjątkowo dobry humor i podeszłam do ogra. Hid pozwolił sobie założyć kantar, zapiąć, wyprowadzić na korytarz i uwiązać. Bez chwili zastanowienia otworzyłam stojącą przy drzwiczkach skrzynkę ze szczotkami, wyciągnęłam iglaka i włosiankę, po czym dokładnie wypucowałam nimi srokacza. Hidalgo stał przysypiając z lekka, czasem podskubywał, jednak nic więcej. Rozczesałam mu grzywę, ogon i na koniec wyczyściłam kopyta. Nogi podawał z lekkim oporem, był z lekka przymulony. Miałam nadzieję, ze na treningu się trochę rozbudzi. Założyłam mu owijki na cztery nogi, na grzbiet pad, futerko i siodło z dopiętym już popręgiem, który zapięłam z drugiej strony na pierwszą dziurkę. Na koniec zostało mi ogłowie z wędzidłem oliwkowym. Ogier ładnie przyjął kiełzno i nie marudził przy reszcie ogłowia – porządny koń. Pozapinałam co trzeba, sama założyłam malutkie ostrogi, by delikatniej działać łydką. Jak będzie coś z nimi nie tak – zdejmę. Do łapki wzięłam bat ujeżdżeniowy, chciałam go zanieść na plac, by potem nie latać w te i we w tę. Podciągnęłam popręg, na co srokacz się nieco rozbudził, złapałam wodze i wychodzimy na dwór. Dzień był chłodny, ale nie brzydki. Odprowadziłam ogiera kawałek od stajni, sprawdziłam popręg, opuściłam strzemiona i lekko z ziemi wskoczyłam na grzbiet pintosza.

Przyłożyłam łydki do jego boków i stęp. Leniwy, więc delikatne muśnięcie ostrogami i dobre, pośrednie tempo, luźna wodza, rozciągamy się. Po wjechaniu na maneż zatrzymałam ogiera, odstawiłam bata tak, by móc go wziąć z grzbietu srokacza i delikatnym przyłożeniem łydek poprosiłam ogiera o stęp. Szedł nieco bez życia, jednak o tyle lepiej, ze w rozluźnieniu i równowadze. Chcąc go zachęcić do żwawszego ruchu bez ciśnięcia łydkami dotknęłam jego boków ostrogami wykonując delikatne, ale odczuwalne muśnięcie. Ogr przyspieszył błyskawicznie, wziął nos z ziemi i skierował uszy w moją stronę. Od razu lepiej. Utrzymując równe tempo spacerowaliśmy sobie po placu, wyczulając siebie nawzajem. Ja próbowałam wykrzesać z niego energię i uwagę skupioną na mnie, moich łydkach, dosiadzie i ręce, on natomiast wymagał ode mnie podążania za ruchem i uważnego obcowania z wodzami. Kręciliśmy dużo większych i mniejszych zawijasów, zmienialiśmy kierunki, wykonywaliśmy zmiany tempa, przejścia i drobne zmiany ram. Po 8 minutach zatrzymałam Hidalga. Ogier coraz lepiej reagujący na dosiad zatrzymał się nieco koślawo, jednak od delikatnych pomocy. Poklepałam go i sprawdziłam popręg – w porządku. No to ruszamy stępem i zatrzymanie. Tyły nierówno. Poprawiliśmy, pochwaliłam i ruszenie stępem pośrednim. Półwolta i zatrzymanie. Znów poprawiamy tył i ruszenie stępem roboczym. Żucie z ręki na kole 20 m i po paru krokach na prostej zatrzymanie. Równo, więc sowita pochwała i zmiana kierunku przez serpentynę. Ponownie seria zatrzymań, większość już poprawna więc na przekątną i tam stop. W miarę, ogier mimo początkowego zostawienia zadu szybko oprzytomniał i nim zdążyłam cokolwiek zrobić stanął równo. Poklepałam go i ruszenie stępem pośrednim, mała wolta i zatrzymanie. Ładne, równe. Chwila spokoju na luźnej wodzy i potem wyjazd na linię środkową, zatrzymanie w X. Ładne, równe. Pochwaliłam i sprawdziłam popręg.
Podciągnęłam o dziurkę, pozbierałam wodze i wypychając biodrami w przód, przykładając łydki wprowadziłam konia w kłus. Srokacz z początku był raczej do pchania, jednak po paru okrążeniach w bardzo niskim ustawieniu i (niestety wymuszanym) energicznym tempie rozkręcił się i zaangażował w pracę całym cielskiem. Skróciłam nieco wodze wracając do optymalnego na początek ustawienia. Kłusowaliśmy sobie po kołach, ósemkach, serpentynach i łukach, utrzymując tempo, wygięcie i usiłując się zgrać. Nie było to trudne, Hid na szczęście koniem bardzo problemowym nie był, szybko się dogadaliśmy. Po paru minutach włączyłam w pracę przejścia do stępa, kłus pośredni, przekątne i ciaśniejsze zawijasy. Tu Hid musiał się bardziej postarać, co wyraźnie go zniechęciło. Oparł się na wędzidle, jednak przepchnęłam go do przodu i półparadą skupiłam na pracy, wykonując potem przejście do stępa pośredniego. Parę kroków i kłus pośredni. Trochę kłusa, wjazd na ciasną serpentynę i do stepa tuż po wyprostowaniu. Tak jak przejścia w dół były ładne, tak w górę srokacz potrzebował niezłej zachęty. Prostą przejechaliśmy w stępie i ruszenie kłusem, zakręt i do stępa. Tak wykonaliśmy jedną serpentynę, potem drugą i w końcu zaczęło to jakoś wyglądać. Wjechaliśmy na ścianę i żucie z ręki. Hid ładnie podążył za kontaktem, rozluźnił się, parsknął i poprawnie wrócił do ustawienia. Nie było ono wysokie, jednak powoli się do niego zbliżaliśmy. Usiadłam w kłus ćwiczebny. Zaczęły się przejścia kłus-stój-kłus, praca w kłusie ćwiczebnym, zmiany tempa, ram oraz niektóre kombinacje z programów w klasie P wykonywane w stępie i kłusie. Wszystko szło dobrze, Hidalgo najwyraźniej się już obudził i zgrał ze mną, a ja z nim, jednak zmiany tempa w kłusie okazały się rzeczą najtrudniejszą. Stwierdziłam więc, że skrócenia zostawimy w spokoju, za to po galopie weźmiemy się ostro za dodania, które nie są elementem trudnym, ogier na pewno dałby radę, tylko mu się nie chce, albo mnie nie rozumie.
Po tym jakże ciekawym przemyśleniu zaprowadziłam srokacza na woltę i przyłożyłam pomoce do zagalopowania. Ruszenie dziwnym koślawcem na fulę i do kłusa. No to od razu mocniejsze pomoce i wypchnięcie ogiera w galop do przodu, wjeżdżamy na ścianę i się rozkręcamy. W końcu Hid pozwolił moim łydkom chwilę odpocząć, jednak co jakiś czas muskałam jego boki ostrogami, by utrzymać równe, spokojne tempo. Pintosz najwyraźniej nie miał ochoty na większy wysiłek. Po jako-takim rozgrzaniu się w jedną stronę przejście do kłusa roboczego. Trochę chaotyczne, jednak szybko się ogarniamy do ładu, zmiana kierunku przez półwoltę i po chwili kłusa zagalopowanie. Tym razem gdy tylko ogr wszedł w trzytakt zaczęłam dyktować mu tempo i odebrałam szansę przejścia do kłusa. Jedno okrążenie się pomęczyliśmy, potem Hidek zaczął się rozkręcać, dzięki czemu mogłam się wczuć w jego galop i zgrać należycie. Po wykonaniu paru okrążeń w równym, umiarkowanym galopie zasygnalizowałam skręt w prawo. Hidalgo ładnie odpowiedział na pomoce i wykonujemy dużą woltę. Wyszła w miarę równa, popsuła się jedynie przy końcówce, którą nieelegancko ścięliśmy. Po przejechaniu dwóch ścian znów wolta Tym razem dopilnowałam, by ogr nie skrócił sobie drogi i ładne, równe koło z poprawnym wygięciem. Poklepałam Hidka i do kłusa. Przejście nieco kanciaste, parę kroków i galop. Lepiej. Znów do kłusa, parę kroków i zagalopowanie. Parę takich przejść, następnie zmiana kierunku przez przekątną z próbą dodania i w drugą stronę. Galop, wolty w galopie i przejścia kłus-galop-kłus. Z czasem zaczęły one przybierać ładny, poprawny stan. Nie chcąc już męczyć srokacza popuściłam wodze i żucie z ręki na dużym kole w galopie – poprawne, raz mi się uwiesił, ale przepchnięty do przodu odpuścił. To samo w drugą stronę i przejście do kłusa.
Na początku dałam Hidalgowi luźną wodzę, pozwoliłam się rozluźnić po galopie. Ogier szedł chętniej, z zaangażowanym zadem i zaokrąglonym grzbietem, na kontakcie, z głową nisko, parskając co jakiś czas. Ogon rozluźniony kołysał się w rytm kroków konia, ja natomiast anglezowałam sobie lekko i delikatnie siadając w siodło, następnie z niego wstając. Po paru okrążeniach pozbierałam konia do kupy i zaczęliśmy szlifować dodania. Najpierw w kłusie anglezowanym na długich ścianach. Z początku było kiepskawo, niewiele nam z tego wychodziło, jednak z czasem, przy chwaleniu za każdych parę poprawnych kroków zaczynaliśmy dochodzić, o co w tym wszystkich chodzi. Oczywiście nie męczyłam Hidka tylko dodaniami. W międzyczasie wykonywaliśmy wiele wolt, serpentyn i przejść. Parę razy się cofnęliśmy, a dodania zaczęliśmy wykonywać także na przekątnych, innych liniach prostych, jednak nie na łukach. Po 15 minutach zadowolona stwierdziłam (po wykonaniu paru elementów i ćwiczeń próbnych), że ten punkt programu mamy zaliczony.
Zadowolona poklepałam Hidalga po mokrej od potu szyi i stopniowo popuszczając wodze rozkłusowałam w niskim ustawieniu, następnie rozstępowałam w 10 fundując sobie przejażdżkę po terenie Mavera i w końcu zatrzymałam srokacza przed stajnią, poklepałam z obu stron szyi i zeskoczyłam na ziemię. Poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona, rozpięłam nachrapnik i wchodzimy do stajni.

Przed boksem zdjęłam z rumaka siodło i owijki, na ogłowiu zaprowadziłam do myjki. Schłodziłam i umyłam jego nogi do stawów skokowych, następnie wróciliśmy pod boks. Tam ręcznikiem podsuszyłam ogiera w miejscach oblanych wodą bądź spoconych, obdarowałam jabłkiem i marchewką, aż w końcu wpuściłam do boksu, zdejmując potem ogłowie i zamykając drzwiczki. Zadowolona umyłam wędzidło, odwiesiłam wszystko na miejsce i otrzepując ręce wsiadłam do samochodu, bo okazało się, że mam mniej czasu niż myślałam i wyjeżdżając z Mavera zadzwoniłam do Tiary, zdać krótką relację z treningu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Hidalgo [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare