Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
16.07.2011r. - skoki P

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Hidalgo [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tiara
Pensjonariusz
PostWysłany: Nie 17:00, 30 Paź 2011 Powrót do góry


Dołączył: 13 Cze 2011

Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Dzisiejsza pogoda była idealna na trening na hali. Zatarłam tylko łapki i pobiegłam do stajni. Przebiegłam przez podwórze tak szybko, by nie poczuć chłodu, byłam bowiem w krótkim rękawku. Dosłownie przed chwilą przestało padać, więc powietrze było wilgotne i rześkie. Słońce zaczęło nieśmiało wychodzić zza chmur.
Poszłam od razu do siodlarni i wzięłam szczotki Hida. Poczłapałam do jego boksu z pudełkiem szczotek w jednej ręce i z marchewką w drugiej. Podeszłam do drzwi, a Hidalgo momentalnie wystawił głowę na zewnątrz i kwiknął gdy zobaczył marchewkę. Wepchnęłam mu ją więc do pycholka i wlazłam do środka. Srokaty prychnął oburzony, że zakłócam mu spokój i położył się na słomie, protestując. Uklękłam więc przy nim i zaczęłam go czyścić. Hid przewrócił oczami i w końcu wstał, zrezygnowany. Stał tak jak osiołek gdy go czyściłam, a jak coś do niego mówiłam, to wzdychał głęboko. Gdy już skończyłam go czyścić, schowałam szczotki do pudełka. Przez pięć minut tłumaczyłam mu, że ma się nie kłaść na słomie gdy wyjdę. Poszłam po czaprak, ochraniacze, siodło i ogłowie, po czym wróciłam do konia. Założyłam mu wszystko w boksie i wyprowadziłam na korytarz. Dopięłam paski i podprowadziłam go pod siodlarnię. Stamtąd wzięłam mój kask i palcat, po czym poszliśmy na halę.

Przeszkody ustawiłam wcześniej, więc wsiadłam na ogiera i dociągnęłam popręg. Docisnęłam łydki i ruszyliśmy cholernie leniwym stępem. Co cztery kroki ściskałam boki Hida, by się trochę ożywił. W końcu udało mi się to osiągnąć po dwóch okrążeniach tego wolnego stępa, który był męką. Hid trochę nie chciał mnie słuchać, machał głową i schodził ze ścieżki. Nie przejęłam się tym jakoś specjalnie i kontynuowałam walkę z nim. u.u Pomyślałam, że jak zawsze, zrobimy sobie różne ćwiczenia w stępie i kłusie czyli wolty, slalomy, przejazdy przez drągi itp. No to do dzieła. Za nami równe cztery okrążenia w stępie, teraz zaczynamy piąte. Gdy dojechaliśmy do narożnika, przesunęłam prawą łydkę za popręg, a lewą dociskałam bok. Działałam również wodzami – prawa dotykała szyi konia, a lewą lekko działałam, by Hid skręcił. Wszystko robiłam dokładnie i starannie, coby nam ta wolta okrąglutka i równa wyszła, a ten debil zaczął mi odstawiać szopki. x_x Rozdziawił paszczę gdy go pociągnęłam, a przecież było lekko, no… Zaczął normalnie robić ustępowanie, a nie woltę... Trzepnęłam go palcatem po łopatce, więc zamknął gębę, położył uszy po sobie i zrobił tą woltę. Zarzucił fochem, ja z resztą też. Gdy już wjechaliśmy na długą prostą, srokacz nastawił uszy i znowu się skupił. Gdy dojeżdżaliśmy do narożnika, cały się spiął i znowu położył uszy, boże, to jest bardziej niezdecydowane od baby w ciąży. -.- Znowu zadziałałam wszystkim czym mogłam, a także palcatem. Ogier zrobił woltę, był jednak podenerwowany, a nie o to mi chodziło. Teraz krótka prosta i znowu narożnik. Gdy jechaliśmy po prostej, klepałam Hidalga, coby się uspokoił. Znowu postawił uszy na sztorc i szedł ochoczo przed siebie, bawiąc się wędzidłem. Narożnik, pomoce i… udała nam się ładniuśka wolta, nawet go nie poganiałam palcatem. Poklepałam konia i długa prosta. Czwarty narożnik się zbliżał, a Hidalgo znowu się spiął. Pogłaskałam go więc i zaczęłam do niego gadać. Uspokoił się trochę i naparł na wędzidło, po czym chętnie zrobił woltę. Znów go pochwaliłam i szybko dojechaliśmy do kolejnego narożnika, w którym zmieniłam kierunek półwoltą. Tutaj nie było problemów, bo srokaty lubi robić półwolty. Docisnęłam łydki gdy już jechaliśmy prosto i zakłusowaliśmy. Na pierwszym kroku ogr się potknął, po czym parsknął z niezadowolenia. Przeżuwał wędzidło i szedł równo przed siebie. Przejechaliśmy spokojnie dwa okrążenia, potem stwierdziłam, że znów go pomęczę woltami. Tak więc dojeżdżaliśmy do narożnika, a Hid, niczego się nie spodziewając (no bo już od kilku minut nie robiliśmy wolt) szedł radosnym krokiem. Gdy już byliśmy w odpowiednim miejscu, zadziałałam łydkami i łapkami. Hid znowu rozdziawił gębę, ale nie opierał się i zrobił woltę, trochę krzywą, ale zawsze to wolta. xd Na kolejnym narożniku dałam mu spokój, żeby się nie spinał co chwilę i żeby go oszukać trochę, hatha. xd Natomiast w trzecim z kolejności narożniku już zrobiłam woltę, czego ogier się nie spodziewał, ha!
Hidalgo oczywiście się na mnie obraził, że go zrobiłam w… konia i nie wykonywał żadnych moich poleceń. XD Bożeee, ale to jest charakterna, ruda małpa. No dobra, poklepałam go i naprowadziłam w kłusie na drążki. Hidziu zarzucił łbem i zaprotestował. Zatrzymał się tuż przed drążkami, coby ich nie zepsuć, bo to naruszyłoby jego wewnętrzny stan emocjonalny. Bowiem jak Hid potrąci drąga i on się przemieści, to się spina i jest na siebie zły. :c Zawróciłam więc ze stoickim spokojem i powtórzyłam to. No i znowu to samo. Znooowu zawróciiiłam… I walnęłam go w dupę palcatem. Hid otworzył szerzej oczy i prychnął na mnie gniewnie. Nakierowałam go na środek drągów i docisnęłam łydki. Srokaty przeszedł przez nie bez większego zaangażowania, ale nie potknął się. Poklepałam konia i zaczęłam do niego gadać, coby się odobraził. No i wreszcie nabrał chęci do pracy, znowu zaczął żuć wędziło i iść ochoczo do przodu. Zrobiłam dwie wolty przed drągami, a Hid ładnie je wykonał. Najechałam potem na drągi. Srokaty ładnie podnosił nogi, ale potknął się na ostatnim drążku. Oczywiście się spiął i zdenerwował, bryknął dwa razy i położył uszy po sobie. Poklepałam go więc, no bo przecież nic się nie stało, a ten się denerwuje, debil jeden. Naprowadziłam go jeszcze raz, klepiąc go cały czas, coby się rozluźnił, bo taki podenerwowany najeżdżał na te drągi. u.u Nakierowałam na środek, wodze tuż przy szyi, półsiad, łyda i wgl pięknie było. Nie potknął się, nie dotknął, nic, więc prychnął radośnie gdy już stąpał po normalnej powierzchni bez drągów. Poklepałam go i zjechałam ponownie na ścianę. Pozwoliłam mu trochę pokłusować po ścianie, a później porobiliśmy jakieś slalomy między przeszkodami. Hidalgo szedł chętnie i równo, nie wyrywał się i był skupiony. Klepałam go więc od czasu do czasu. Potem znowu kilka okrążeń dookoła hali w spokojnym, równym tempie. Ładnie i ochoczo szedł, nawet wykonaliśmy rzucie z ręki z czego byłam bardzo zadowolona. Poklepałam go, a potem zebrałam. Płynne przejście z kłusa roboczego do zebranego, pochwała i jedno okrążenie w zebraniu. No i znowu go pochwaliłam i popuściłam wodze, dając sygnał do kłusa wyciągniętego. I ponownie jedno okrążenie w wyciągnięciu i pochwała. Potem nakierowałam Hida na kopertę o wysokości 60cm. Najechaliśmy w kłusie, bo to na rozgrzewkę ofc. Ogier napalił się na przeszkodę i zaczął drobić. Zebrałam go więc, zrobiłam woltę i najechałam ponownie na przeszkodę. Tym razem już nie ciągnął i nie przyspieszał, szedł równym kłusem, pokrywającym spory kawałek ziemi. Tuż przed skokiem docisnęłam łydki, oddałam wodze i zrobiłam półsiad, Hid odbił się mocno tylnymi nogami i wybił się wysoko w górę. Wylądował dość daleko i przeszedł do galopu.
Poklepałam go, a potem nakierowałam na ścianę. Usiadłam pewniej w siodle i przytrzymałam ogiera nieco, by nie pędził. Zrobiłam dwa okrążenia w galopie i najechałam na szereg stacjonat 60cm. Hidalgo znowu zachwycił się tym, że zaraz będzie skakał, więc chwyciłam mocniej wodze i przytrzymałam go. Szarpnął głową, ale trochę zwolnił. Podbiegł do przeszkody i czułam, że jest wytrącony z równowagi. Odbił się dobrze, ładnie się wygiął, ale dotknął drąga. Na szczęście nie było zrzutki, więc skupiłam się na kolejnej przeszkodzie, która była już przed nami, bo był to szereg w typie skok-wyskok. Drugiej stacjonaty już nie zaliczyliśmy, bo Hid był zdezorientowany poprzednim stuknięciem. Zrzucił drągi tylnymi nogami. Kana akurat weszła na halę, więc szybko poprawiła przeszkodę, po czym usiadła z boku. Skinęłam do niej głową i uśmiechnęłam się, po czym najechałam jeszcze raz na tą samą przeszkodę. Tym razem od początku jechaliśmy odpowiednim tempem, więc nie musiałam go przytrzymywać, dzięki czemu nie tracił rytmu. Jedynie przed skokiem dodałam łydki, coby go trochę ożywić. Ładnie się złożył i skoczył czysto. Wylądował, po czym odbił się ponownie, a ja smyrnęłam go w łopatkę palcatem. Kolejny dobry skok, więc pochwaliłam konia i pojechałam dalej. Zrobiłam okrążenie w galopie, a potem w kłusie, obserwując przeszkody. Teraz pojedziemy na double barre 80, 85cm. Docisnęłam łydki i przeszliśmy do galopu. Nakierowałam łaciatego na przeszkodę i skupiłam się na niej. Hid jechał odpowiednim tempem, patrzył na przeszkodę z postawionymi uszami i spokojnie galopował w jej kierunku. Przed skokiem użyłam palcata, ale lekko, żeby ogier zbytnio się nie napalił. Odbił się ładnie w górę i przeleciał nad przeszkodą bez zrzutki ani puknięcia. Poklepałam go i wybrałam jeszcze do przeskoczenia stacjonatę 85cm. Stała ona blisko double barre’a, ale nie wykręcilibyśmy już, bo byliśmy za daleko. Pokierowałam więc Hida na ścianę, pozwoliłam mu przyspieszyć i gdy już objechaliśmy prawie całą halę dookoła, odbiłam od ściany w odpowiednim miejscu, by najechać na przeszkodę. Lekko pociągnęłam wodze do siebie, a Hidek od razu to poczuł i minimalnie zwolnił. Wystarczyło to jednak, by jechać odpowiednim tempem. Ta drobna różnica z pewnością zaważyłaby na wyniku podczas konkursu, więc musiałam Hidzia pilnować nawet na treningach, bo jak za bardzo pędzi, to skacze płytko i „nurkuje”, w wyniku czego miewamy zrzutki podczas przejazdów. No a wracając do treningu… Hidalgo galopował równo na przeszkodę, gdy już zbliżył się do niej na odpowiednią odległość, parsknął cicho, a ja docisnęłam łydki, by go ożywić. Hid wybił się mocno i przeleciał nad przeszkodą, nie dotykając drągów. Poklepałam go i odjechałam na ścianę. Przeszłam do stępa, by dać Hidowi odsapnąć.
Po kilku minutach stępa, postanowiłam, że pojedziemy teraz parkur, który ustawiłam na samym początku. Na rozgrzewce używałam tylko pojedynczych przeszkód z tej kombinacji, ale teraz pojedziemy odpowiednią trasą, która wygląda tak:

Byłam w połowie lewej ściany (patrząc na plan), więc pogoniłam ogiera do galopu. Jechał spokojnie, bo nie wiedział, co konkretnie będzie teraz robił. W narożniku zrobiłam dość dużą woltę, po czym pojechałam dalej. Gdy byliśmy w odpowiednim miejscu, odbiłam od ściany w lewo i nakierowałam Hida na pierwszą przeszkodę – kopertę o wysokości 60cm. Srokaty zarzucił łbem, prychnął i nieco przyspieszył, nie pozwalałam mu jednak rozpędzać się za bardzo. Dojechaliśmy szybko do przeszkody, docisnęłam łydki, oddałam wodze, zrobiłam półsiad, a Hidalgo odbił się silnymi nogami od ziemi i wybił wysoko nad stosunkowo niską przeszkodę. Ładnie wygiął szyję, schował nogi i przeleciał z dużym, ponad piętnasto centymetrowym zapasem. Wink Wylądował miękko i parsknął z zadowolenia, poklepałam go i usiadłam pewniej w siodle. Teraz jechaliśmy na okser o wysokości 80cm, przeszkody rozstawione były na odległość 30cm. Pogoniłam Hidalga troszkę, bo galopował trochę za wolno, by przeskoczyć dobrze tą przeszkodę. Foulę przed przeszkodą zadziałałam lekko palcatem w łopatkę, Hidalgo skupił się i potężnym susem dobiegł do oksera. Wybił się ładnie, a ja oddałam wodze i zrobiłam półsiad. Przelecieliśmy z niemałym zapasem – około dziesięciu centymetrów. Poklepałam Hidalga po skoku i gdy zrobił jedną foulę po wylądowaniu, skręciłam w lewo i dość dużym łukiem skierowałam konia na szereg stacjonat do skok-wyskok. Pierwsza miała wysokość 60cm, a druga 70. Gdy byliśmy w odpowiednim miejscu, wyprostowałam ogiera, by najeżdżał na przeszkody prosto. Popędziłam go, bo przeszkody były dość niskie, a na skok-wyskok potrzeba energii. Wink Hidalgo przyspieszył nieznacznie i pogalopował na zachęcające swoimi barwami przeszkody. Pierwsza stacjonata pokonana bezbłędnie, łaciaty odbił się w odpowiednim miejscu i przefrunął nad przeszkodą z postawionymi uszami. Czuć było, że już podczas lotu skupiał się na kolejnej przeszkodzie. Wylądował miękko przednimi nogami, a gdy również tylne dotknęły ziemi, podkulił przednie na nowo i wybił się po raz kolejny. Podczas lotu skręciłam lekko jego łeb, by wylądował na odpowiednią nogę i byśmy mogli od razu skręcić w prawo. Kierowałam konia po łuku, a potem odbiłam w prawo i najechaliśmy na stacjonatę o wysokości 85cm, która stała pomiędzy dwoma szeregami. Ogier się napalił i przyspieszył, ale nie mogłam go przytrzymać, gdyż byliśmy już bardzo blisko przeszkody. Srokacz wybił się z impetem i niestety podczas lotu zahaczył brzuchem o drągi. Wylądował twardo na ziemi, a ja prawie zleciałam. Ostatecznie jednak opanowałam sytuację i usiedziałam w siodle. Przytrzymałam ogiera i pojechaliśmy przed siebie, a w odpowiednim miejscu skręciłam w lewo i kolejnym łukiem kierowaliśmy się na kolejny szereg dwóch stacjonat o wysokości 60cm. Na wysokości szeregu wyprostowałam Hidalga i dość szybko zaczęliśmy się do niego zbliżać. Przed przeszkodą zadziałałam łydkami, oddałam wodze i zrobiłam półsiad, już mi się nudziły te czynności, które przy każdym skoku trzeba było wykonywać… Hidalga pewnie też nudził ten sam schemat: wybicie, lot (najlepiej by było, gdyby był bez zrzutki xd), lądowanie. No i właśnie takim schematem, ładnie pokonaliśmy pierwszą przeszkodę, bez błędów. Kolejny człon szeregu również zaliczony. Wylądowaliśmy miękko i bez turbulencji. XD Poklepałam Hidalga w nagrodę i popędziłam go w kierunku ósmej już przeszkody – 90cm stacjonaty. Przygalopowaliśmy pewnie w jej kierunku, ogier wydłużył krok przed wybiciem, no a potem to co zwykle – łyda, wybicie, półsiad, oddanie wodzy, lot i lądowanie. Potężna przeszkoda za nami, zapas niewielki, ale był, srokaty nawet nie musnął drągów. Odbiłam potem szerokim łukiem w lewo i kierowaliśmy się na double barre o wysokościach przeszkód 80 i 85cm, które były rozstawione na odległość 20cm. Pogoniłam trochę ogiera, aby skok był okrągły i czysty. Gdybyśmy najechali wolniej, bardzo prawdopodobne byłoby to, że zaliczymy zrzutkę. Jechaliśmy więc na double barre’a ze średnią prędkością, aczkolwiek na pewno wystarczającą, by przeskoczyć to dobrze. Tak przynajmniej mi się wydawało. Przed skokiem zadziałałam palcatem, po czym oddałam wodze i zrobiłam półsiad, gdy Hid podniósł przednie nogi, gotowy do wybicia. Odbił się ładnie, ale trochę nisko, w wyniku czego dotknął drąga tylnym kopytem. Nie było jednak zrzutki, więc po wylądowaniu poklepałam go i pojechaliśmy dalej, by w pewnym momencie skręcić lekko w lewo i najechać na dziesiątą w kolejności przeszkodę – stacjonatę o wysokości 110cm. Hid pędził, ale go nie przytrzymywałam, wiedziałam, że przez takie przeszkody on skacze doskonale, nawet z tak zawrotnego tempa. Przed skokiem już nawet nie działałam łydkami ani palcatem, oddałam tylko rękę i pochyliłam się nad szyją, unosząc dupę nad siodło. Hidek wybił się poprawnie i z zapasem około osiem centymetrów, przeskoczył czysto stacjonatę. Miękkie wylądowanie, pochwała i dalsza jazda. Zbliżaliśmy się do drągów leżących na ziemi, których wcześniej używaliśmy, wyminęliśmy je łukiem, a gdy już były za nami, odbiliśmy trochę w lewo po ukosie. I tak ukośnie w stosunku do ostatniej przeszkody jechaliśmy aż przez trzy foule. Potem wyprostowałam Hida tak, by prosto galopował na okser o wysokości 80cm, rozstawiony na 50cm. Hid zarzucił głową i prychnął, na bokach i szyi miał już pot, poklepałam go po szyi za to, że świetnie dzisiaj skakał. Potem już tylko skupiłam się na ostatniej dzisiaj przeszkodzie. W mgnieniu oka znaleźliśmy się przed okserem, Hidalgo poprawnie się wybił i aż sapnął. Skrzywiłam się i skarciłam w duchu, bo wymęczyłam go dzisiejszym treningiem, ale w sumie przez najbliższe dwa tygodnie będzie stał i nie będzie się musiał męczyć ze mną. :p Przeleciał nad przeszkodą bez błędów, słychać było tylko ciche puknięcie kopytem w belkę. W każdym razie, nie było zrzutki i Hidalgo ładnie się wyciągnął nad dość szeroką przeszkodą. Wylądował trochę twardo i znowu sapnął, a ja go poklepałam i od razu przeszłam do kłusa.
Byliśmy blisko narożnika, więc zrobiłam dwie wolty i podjechałam do kolejnego narożnika, w którym znowu zrobiliśmy kolejne dwa kółeczka. Potem przeszłam do stępa, zrobiłam jedno okrążenie, zatrzymałam Hida i ściągnęłam z niego cały sprzęt. Wskoczyłam ponownie na jego grzbiet i chwyciłam się grzywy. Docisnęłam łydki i ruszyliśmy wolnym stępem. Zrelaksowałam się całkowicie i pozwalałam Hidowi spacerować gdzie tylko dusza jego zapragnie. Kana natomiast odniosła siodło, ogłowie i ochraniacze do siodlarni, a czaprak dała do prania. Podziękowałam jej serdecznie i kontynuowałam rozstępowywanie ogiera, a raczej on sam kontynuował, bo ja tylko leżałam na jego grzbiecie. Po kilku minutach podniosłam się i usiadłam, coby nie ciążyć srokatemu na zadzie. Potem zeskoczyłam na ziemię i zaczęłam spacerować po hali, a łaciaty chodził za mną. Po dziesięciu minutach zatrzymałam się, więc ogier również się zatrzymał. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie szybkie przebadanie go po tym dość dużym wysiłku. Najpierw obejrzałam całe ciało, obmacałam dokładnie nogi, stawy, potem szyję i głowę, a na końcu grzbiet. Ciało było jeszcze ciepłe, ale powoli traciło temperaturę dzięki rozstępowaniu. Żadne miejsce nie było jednak „rozognione” ani spuchnięte, Hidalga też nic nie bolało. Potem pogoniłam go na chwilę do kłusa by zobaczyć jak miewają się nogi w ruchu. Na szczęście nie kulał i nic mu nie dolegało. Na koniec zmierzyłam parametry, które były odpowiednie. Tętno 43/min, oddechy 13/min, temperatura (na hali jest apteczka, więc miałam termometr, bez obaw! XD) 38*C. Wszystko mieściło się w normie, mimo, że były podwyższone, nie takie jak zwykle u Hida. Spowodowane to było jednak wysiłkiem.

Wpuściłam ogiera do boksu, w którym miał świeżą słomę, wodę i paszę. Od razu zaczął skubać to co miał w żłobie, a ja poszłam po szczotki. Gdy wróciłam, Hid stał z półprzymkniętymi oczami. Weszłam spokojnie do środka i położyłam skrzynkę ze szczotkami pod ścianą. Wyciągnęłam miękką szczotkę i zaczęłam powoli czyścić szyję, potem tułów i nogi konia. Później wmasowałam ogierowi w chrapy olejek lawendowy, który ma działanie odprężające. Następnie rozczesałam jego grzywę i ogon, a potem podcięłam i wyrównałam grzywę. Miał już zdecydowanie za długą i totalnie nie Hidalgową. xd Na koniec wymasowałam całego konia, a on po jakimś czasie odetchnął głęboko, opuścił głowę i przymknął oczy. Wyszłam z boksu i odniosłam szczotki do siodlarni.
Po trzydziestu minutach wróciłam do konia i znowu go zbadałam. Ciało już nie było ciepłe tak jak na hali, a więc koniowi na pewno nic nie dolega, bo teraz łatwiej byłoby mi wyczuć ewentualne rozgrzane mięśnie, ścięgna i stawy, co byłoby objawem ewentualnej kontuzji. No ale tak jak mówiłam, wszystko było w porządku. Na koniec parametry: tętno 33/min, oddechy 10/min, temperatura 37.7*C. Poklepałam ogiera i założyłam mu kantar, po czym wyprowadziłam go na pastwisko i puściłam wolno.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Hidalgo [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare