Przyjechałam do stajni dość wcześnie by spędzić choć trochę więcej czasu z Kasztanem. Zaparkowałam samochód i skierowałam się w stronę stajni. Rzeczywiście było strasznie zimno. Mogłoby się ocieplić nie powiem że nie. Przekraczając próg stajni od razu usłyszałam wesołe rżenie Młodego. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego a on naraz zaczął mi przeczesywać kieszenie. Mój cichy dźwięk orzeźwił trochę atmosferę. Dałam mu marchewkę.
- Co sądzisz o małym terenie, co? - Spojrzałam na niego pytająco a on natomiast zarżał cicho patrząc mi się w oczy. Wyciągnęłam go z boksu i przypięłam. Migiem zrobiłam rundkę do siodlarni i wróciłam ze zgrzebłem, kopystką i sprzętem. Wyczyściłam mu porządnie grzywę, ogon, sierść i kopyta po czym ostrożnie założyłam siodło z czym było trochę problemów ale daliśmy sobie radę. W każdym razie z ogłowiem męczyłam się bardziej bo Mały nie akceptował wędzidła zbyt chętnie. Wyprowadziłam go przed stajnie i wsiadłam ostrożnie z powodu mojej kontuzji lewego kolana. Zachęciłam go do stępa. Najpierw był ospały lecz później się sporo ożywił. Szliśmy tak w stronę łąk i lasów. Młody podziwiał wszystko co zobaczył. A to wiewiórkę czy jakąś sikorkę. Raz się nawet zatrzymał by popatrzeć na lisa uciekającego przed nami gdzie pieprz rośnie. W połowie lasu zachęciłam go do kłusa. Nie powiem coraz ładniej się porusza. Jego nogi pracowały silnie i odpowiednio. Poruszał się lekkością. Zagalopowaliśmy i rozszalał się chociaż mimo iż strzelił mi kilka baranków nie zniechęciło mnie to. W końcu musiał jakoś ten nadmiar energii wyeliminować. Nawet przeskoczył niski pieniek wybijając się odpowiednio nie zważając na moje prośby by go ominąć i nie zważając na to ze ja na nim siedzę. Ignorował mnie jedynie za minięciem pieńka zareagował na moje pomoce. Przewróciłam oczami z uśmiechem. Trochę pracy przed nami ale te skoki mimo iż niskie to by był dobry pomysł. Trochę się wymęczy ale jaka satysfakcja z wyczynu, nie? Zwolniliśmy do kłusa ćwiczebnego. Zgrałam się z jego ruchami. Jechaliśmy wzdłuż jeziora podziwiając odbicie światła w wodzie. Westchnęłam klepiąc ogiera po szyi. Potrząsnął łbem. Zawróciłam go i zachęciłam go znów do galopu. Chciałam z nim trochę poćwiczyć. Mijając kilka drzew zwolniłam go do stępa a następnie do galopu i do kłusa. Takim sposobem wracaliśmy do stajni robiąc przyjemne z pożytecznym. W stajni rozsiodłałam go i dając kilka marchewek do żłobu odjechałam do domu i do Wiśniowego
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach