Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
18.02.10 - Jazda z czambonem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Ruffian's Pride [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arrya
Właściciel Stajni
PostWysłany: Czw 12:46, 18 Lut 2010 Powrót do góry


Dołączył: 04 Lut 2010

Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zbliżało się południe, kiedy ubezpieczona w sprzęty weszłam do biegalni. Ruffian jak zwykle nie była zadowolona z mojego widoku, ale cóż zrobic. Nie potrenuje sie sama, chociaż napewno włoży dużo swoich pomysłów do tej jazdy. Spokojnie do niej podeszłam, nie zwracając uwagi na jej fochy i zapięłam uwiąz do kantara. Kiedy próbowała mnie ugryźc dostała w nos. Pociągnęłam lekko za uwiąz, zachęcajac ja do ruchu za mna w kierunku wyjścia z biegalni. Kara jednak miała inne plany, zaparła się i nie ruszy. Spoglądała na mnie wściekłym wzrokiem i fuknęła głośno. Podeszłam do niej od boku i poklepałam ją po łopatce, żeby się ruszyła. Owszem, podkłusowała wokół mnie i ani myślała wybrac się na jazde. Szczęśliwym trafem obok przechodziła Metka i przez otwarte drzwi zauwazyła moje zmagania z Karą.
-A co tu sie dzieje? Pomóc? - Zapytała, mając na twarzy szeroki uśmiech.
-No jak ci życie niemiłe to zapraszam, Czarna się ucieszy - Wydyszałam goniąc się z nią w kółko wokół własnej osi. Metka chwyciła ją za kantar, ja popędziłam ja z tyłu uważając na fruwajacy zad i jakoś dałyśmy radę.
Przywiązałam ją, szybko wyczyściłam bo nie była brudna i osiodłałam. Z wedzidłem były problemy bo znowu chciała mnie chapnąc, a przy dociaganiu popręgu podrzucała zadem i kwiczała. Postanowiłam że nie będę się z nią cackac i założyłam jej czambon, tak jak wczoraj na lonży. Ruff wściekła znowu chowała się za wedzidło i potrząsała energicznie głową, aby pozbyc sie tego paskudztwa które miała przypięte na potylicy. Ubrałam się w kask, kamizelke, zabezpieczyłam się też w bat i wsiadłam na nią. Przywitała mnie dębem, gdzie musiałam mocno oprzec się na jej szyi i miec cichą nadzieję że zaraz opadnie na ziemie. Kiedy to się stało zebrałam wodze i energicznie posłałam ją do przodu, kierując się na ośnieżony maneż. Moze jak bedzie zmuszona wysoko podnosic nogi w tym śniegu to nie bedzie tak rumakowac.
Najpierw szła z sztywno zadartą głową, szarpiąc za czambon. Byłam zdziwiona czemu tak robi, powinno ją bolec skoro sama rzuca wędzidłem po pysku. Ale klacz była dziwna, więc nie przejęłam się tym zbytnio i próbowałam kontaktem ściagnąc jej tą głowę na dół, aby zaczęła pracowac. Wjechałyśmy na maneż i musiała się skupic, aby nie wpaśc w jakąs dziurę albo się nie potknąc. Jednak śnieg ma swoje zalety, cieżej się w nim szaleje. Bawiłam się wędzidłem z luźną ręką, aby zaakceptowała kontakt. Ona się chyba nigdy do ludzi nie przełamie, ale trzeba miec nadzieję. Łydkami napychałam ją do przodu, zachęcając do opuszczenia głowy i pracowania grzbietem. Kara na moje oddziaływanie kuliła uszy i energicznie machała ogonem, ale nic poza tym. Wjechałam na wolte pilnując zadu i w dalszym ciągu rozluźniając ją wewnętrzną wodzą. Z koła zmieniłyśmy kierunek na jej gorszą stronę i od razu poczułam jak się usztywnia. Dałam jej trochę luźniejszą wodze, na co ona oparła się bardziej na czambonie, mając w tym momencie ładnie głowę. Zadowolona poklepałam ją po szyi, chwaląc głosem.
Mocno kołysała grzbietem w takt stępa, co oznaczało że zaczyna pracowac. Pozytywnie mnie to zaskoczyło, dałam więc łydkę do kłusa, powstrzymujac dosiadem od nadmiernego wyskoku do wyzszego chodu. Zakłusowanie było pod kontrolą, troche zbyt gwałtowne. Anglezowałam, uspakajając ją głosem. Wysoko podnosiła nogi, bo sniegu było bardzo dużo. Taka wysoka akcja zmuszała ją do balansowania i opuszczenia głowy dla prawidłowej równowagi. Zeszła w dół do czambonu, za co znowu ją pochwaliłam. dodałam troche więcej energi, wydłużajac lekko wykrok.
Po paru minutach spokojnego kłusa przeszłam do stępa, kręcąc wolty i wężyki. Kara zachowywała sie wzorowo, no może oprócz negatywnego nastawienia i ciagłego machania ogonem. Zakłusowałam na wolcie, jeżdżąc po nieregularnych kołach i zakrętach. Porobiłam pare przejśc, pokręciłyśmy się po maneżu i miałam zamiar znowu zmienic kierunek przez przekątną. W narożniku przysiadłam do cwiczebnego, co Ruff xle odebrała (albo odebrała to jako doskonała okazję) i zagalopowała. Odchyliłam się i starałam się zwolnic, ale ona wręcz przeciwnie przyspieszyła. Zadarła głowę i chwyciła wędzidło zębami, wożąc mnie po ujeżdżalni. Nie reagowała na wodze, w pewnym momencie opuściła szyję i dodała gazu na prostej, której zwieńczeniem była seria baranów. Odpuściłam jej troche na wodzach, wiedziałam że i tak jej nie powstrzymam. Bardziej się przydam jak się na niej utrzymam, chwyciłam więc jedną ręką grzywę a drugą przedni łęk siodła. Klacz starała się mnie wyrzucic, ale już nie pierwszy raz to robiła. Powoli zaczynałam uczyc się wysiadywac jej baranki. Kiedy skończyła miałam mocno zachwianą równowagę, ale przynajmniej się utrzymałam. Szarpnęłam ją wodzami i nakierowałam na woltę, korzystając z okazji że zwolniła, galopując przez zaspę. Mocno utrzymywałam jej wygiecie, na co Czarna wściekle kłapała zębami w powietrzu. Ledwo się wyrabiała w takim szybkim galopie, zwolniła więc do kłusa.
Nabrałam mocny kontakt i pokręciłam jeszcze chwilę ta wolte. Kiedy widziałam że nie ma ochoty na wystrzał galopem wyjechałam na prostą i porobiłam zatrzymania z kłusa. Mocno działałam wodzami i dosiadem, żeby wiedziała że jestem zdenerwowana na nią. Po chwili dałam jej sama sygnał do galopu, uprzedzając go silną półparadą. Tak jak się spodziewałam wyskoczyła do przodu, zagarniając dużo ziemi.
-Wolniej ty cholero! - Krzyknęłam, już całkiem wkurzona.
Odpowiedziała mi strzałem z zadu, wyrywając mi wodze i schylając głowę. Odchyliłam sie mocno, nie dbając już o pozycję jaką powinnam miec. Zaparłam się mocno na strzemionach, łydke dałam do przodu i pozbierałam wodze. Po kolejnym zadzie dałam jej bata, przez co zaliczyłam kolejny skok. I tak parę razy - ja dawałam jej bata, a ona oddawała. Na całe szczęście czułam sie dosyc pewnie w tym ustawieniu, miałam więc dośc odwagi aby jej się sprzeciwic.
Po dwóch kolejnych kółkach przestała, obniżając głowę i zwalniajac lekko. Dalej czujna, co tym razem wymyśliła, wróciłam do prawidłowej pozycji, działając wodzami i dosiadem. Ku mojemu zdziwieniu (że to koniec) podstawiła się i sapiąc memłała wędzidło. Nakręciłam na woltę, pilnując zeby nie wypadła zadem i spróbowałam przejśc do kłusa. Za drugim razem się udało, kłusowałyśmy dośc szybko, zagarniajac dużo ziemi. Czarna zganaszowała się i zaakceptowała wreszcie kontakt, opierając się na mojej ręce. Klepnęłam ją po szyi, dając jej znak że dobrze robi odpuszczając. Tym pozytywnym akcentem skończyłyśmy trening. rozstępowałam ją, rozebrałam i do biegalni. Trzeba będzie popracowac nad tymi jej odpałami, ale jestem z siebie dumna że udało mi się to wysiedziec.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Ruffian's Pride [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare