Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pon 13:55, 19 Lip 2010 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Przyjechałam dzisiaj do Ruffki z zamiarem podręczenia jej kondycyjnie na torze. Jak zwykle łapanie jej w biegalni wymagało ode mnie sporego wysiłku a koń i tak wyszedł na dwóch nogach. Cóż. Wyczyściłam ją szybko, założyłam ochraniacze na wszystkie cztery, położyłam na grzbiet podkładkę i dereczkę wyścigową a na to siodło. Potem założyłam jej ogłowie wyścigowe z wędzidłem smakowym i heja na tor. Wsiadłam na Wściekłą z barierki i starałam się nakłonić do stępa. Ruff jak zawsze wolała kłusować. Dopiero po kilku minutach udało mi się nakłonić ją do spokojniejszego stępa. Kobył żuł wędzidło z nosem niemal przy ziemi. Mimo to uszy znów gdzieś zniknęły. W końcu zaczęłam męczyć kobyłkę woltami w stępie i serpentynami by ją trochę jeszcze po rozluźniać. Ruffka nie była zachwycona ale wykonywała moje polecenia (co mnie bardzo cieszyło bo jeździłam bez strzemion). W końcu wzięłam strzemiona i cmoknęłam lekko by przejść do kłusa. Ruff kwiknęła dziko i strzeliła z zadu. Przytrzymałam się grzywy dla lepszej równowagi i dźgnęłam ją lekko piętą w bok. Ruff znów wierzgnęła mocno. Westchnęłam cicho i pacnęłam ją końcówką wodzy w łopatkę. Kobyła wystrzeliła jak strzała galopem przed siebie. Przytrzymałam mocniej wodze i odchyliłam się lekko do tyłu by ją zwolnić. Przez pół okrążenia nie widać było efektów ale w końcu Ruff zwolniła do kłusa. Gryzła wściekle wędzidło wyciągając przed siebie nogi w zabójczym tempie. Nie starałam się już jej zwalniać, wiedziałam ze to tylko sprowokuje ją do jakichś głupich numerów. Jednak nie potrzebowała prowokacji, nagle zatrzymała się gwałtownie ryjąc kopytami w podłoże po czym stanęła dęba. Zdążyłam się w ostatniej chwili złapać za szyję. Gdy opadła spróbowałam ją pogonić lecz wyszła z tego kolejna świeczka. Przy kolejnym dębie poczułam jak Ruff traci równowagę i leci do tyłu. Zdążyłam na szczęście zeskoczyć a kobył gruchnął twardo o ziemię. Mimo to wstała i chciała zwiać, zdążyłam ją jednak złapać za wodze. Gdy upewniłam się ze nic się jej nie stało znów wsiadłam z barierki i pogoniłam klacz do aktywnego kłusa. Ta po kilku metrach znów zatrzymała się by odstawiać swoje fochy. Tym razem jednak nie przewróciła się. Poprzedni upadek musiał zaboleć. Zobaczyłam że Deicu przyszła z Zenką więc podjechałam do niej
- Masz może bata? - zapytałam
- Owszem, potrzebujesz na Ruffkę? - zapytała z lekkim niedowierzaniem podając mi bacika
- Tylko na jej głupie fochy, zaraz ci oddam - obiecałam i ruszyłam dalej z Ruffką. Przeżegnałam się lekko mimo bycia ateistką i poprosiłam klacz o kłus. Gdy tylko poczułam że Ruff zatrzymuje się strzeliłam jej potężnego bata w zad. Ruffian kwiknęła aż i strzeliła mocno z zadu. Omal nie wypadłam z siodła. Kobył wystrzelił jak z procy i ruszył przed siebie szaleńczym galopem z taką prędkością ze miałam wrażenie że wiatr wywieje mi soczewki kontaktowe z oczu. Nie przytrzymywałam jej. Niech leci. Oddałam jej lekko wodze i czekałam aż się zmęczy. Liczyłam tylko pachołki oznaczające dystans. Ta czarna gnida przeleciała trochę ponad 3000 metrów nim w końcu zaczęła zwalniać. Udało mi się ją w końcu wyhamować do kłusa. Przejechałam pół okrążenia i zawróciłam. Tym razem kobył już nic nie kombinował. Oddałam bacika Deicowi i dałam złośnicy sygnał do kłusa. Zrobiłyśmy tak pełne koło dookoła toru i zagalopowanie w drugą stronę. Tym razem nadawałam jej lekkie tępo i pilnowałam czy zmienia nogi. Ruffka robiła to już zupełnie mechanicznie, bez najmniejszego sygnału z mojej strony. Nawet nie czułam tych zmian. Po drugim okrążeniu i wyjeździe z zakrętu cmoknęłam na Ruffkę oddając jej znów wodze i poganiając lekko piętami. Ruffian doskonale zrozumiała ze to posył. Dodała ostro i wyciągnęła się wspaniale, tylko czułam jak frunie. Gdy przecięłyśmy linię celownika spróbowałam ją zwolnić a i tak zeszło nam jeszcze jedno koło na galop.
- Ładnie - stwierdziła Deicu podjeżdżając do nas kłusem na Zen.
- W sensie? - popatrzyłam ma rysualkę
- Finisz, była świetna, to niesamowite ze w tym wieku nadal ma taką formę
- Też jestem pod wrażeniem - odparłam z uśmiechem starając się przytrzymać Ruffke w kłusie. Obecność Zen obok prowokowała ją do ścigania się. - Rozgrzałaś Ty tego swojego smoka? - zapytałam po chwili
- Tak, chyba tak a co? - Dei popatrzyła na mnie podejrzliwie
- Może mała rundka na 1100?
- Chcesz wcinać kurz spod moich kopyt? - zaśmiała się Dei
- Jeszcze zobaczymy - odparłam zatrzymując z trudem Ruffkę i odwracając ją w kierunku celownika. Deicu ustawiła się obok. Obie kobyły przebierały nogami w miejscu
- Trzy… Dwa… Jeden i pół - zaśmiałam się cicho - Jeden i…. START! - krzyknęłam. Ruff na sam krzyk wystartowała jak z procy obejmując prowadzenie o głowę. Zen biegła tuż obok, słyszałam jej głośny od wysiłku oddech zaraz obok. Przez spory kawałek Ruffka utrzymywała prowadzenie jednak czułam ze zmęczenie z niej wychodzi. Zen w połowie dystansu zrównała się z nami. Szły łeb w łeb. W końcu usłyszałam ze Dei posyła Zenyattę, ja nie próbowałam posyłać Ruffki, wiedziałam ze to byłby dla niej zbyt wielki wysiłek. Zen wyprzedziła nas o głowę gdy wpadłyśmy na metę.
- Ha! Wygrałam! - zawołała Dei
- Bo Ruffka zmęczona była o! - pokazałam jej język
- Ta jasne - zaśmiała się rysualka. - No dobra, dobra, zmierzymy się na torze o.
- Nie ma sprawy - odparłam z uśmiechem - to ja pokłusuję jeszcze chwile i idę z nią na basen, nie przeszkadzam już - powiedziałam po czym zawróciłam i poprosiłam Rufffkę o kłus. Kobyła nie miała już siły kombinować. Widać było że pada z nóg. Zeszłam z niej i piechotą wróciłyśmy do stajni gdzie zabrałam Ruffkę na chwile na basen dla rozluźnienia a potem na solarium. Wykorzystując też zmęczenie czarnej zrobiłam jej Spa. Dokładnie wyszczotkowałam masując grzbiet gumowym zgrzebłem, zrobiłam wcierki na nogi, posmarowałam kopyta smarem a podeszwy dziegciem. Rozczesałam jej ogon i grzywkę i przycięłam do odpowiedniej długości. Potem zaprowadziłam w końcu wymęczoną Karą do biegalni. Ta nawet nie miała siły by bryknąć na do widzenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|