Treningi do Royal Specials szły pełną parą. Od dzisiaj jednak luzy. Zensa musiała wypocząć i zregenerować się przed wyścigami ale również i nie miała się zastać. Tak więc dzisiaj tunelik i długi kenter. A przynajmniej takie były plany. W każdym razie zwaliłam się z łóżka o bestialsko wczesnej porze. A mianowicie o 5’00 rano. Niestety ale o tej porze dało się jeszcze w miarę wytrzymać na dworze a w tuneliku nie ma ani krzty cienia. Popatrzyłam na śpiącego jeszcze Robiego i westchnęłam. Temu to dobrze. W każdym razie ubrałam się i powlokłam do stajni z nieodłącznym burnem w łapie coby trzymać się w pionie. Wlazłam do siodlarni i zebrałam potrzebne rzeczy po czym zatargałam to wszystko pod boks. Zensa przywitała mnie jak zwykle szczupakiem przez kraty i próbą ugryzienia. No cóż, małpa się nigdy nie nauczy. W każdym razie tradycyjnie - złapać za łeb, założyć ogłowie unikając zagryzienia, kantar na ogłowie i z boksu. Przywiązać na kantarze kobyłe i czyszczenie. Zensa na szczęście należała do tych koni co to nie lubiły się brudzić. Z siodłaniem jak zwykle były cyrki w postaci wierzgów czy prób kąsania. Zakładanie bandaży na zadnie nogi było mordęgą. W końcu jednak Zensa była gotowa do treningu. Przeżegnałam się wiec i założyłam kask. Odpiełam kobyłę i z trudem wyprowadziłam ze stajni. Gdy wdrapałam się na jej grzbiet oczywiście zaczęły się świeczki. Złapałam młodą za szyję próbując nie zlecieć. Po kilku próbach udało mi się wypchnąć Zen do ruchu w przód a nie w górę. Odetchnęłam cicho z ulgą i skierowałam młodą na tor. Nie odbyło się bez caplowania i podkłusowywania. Wjechałam po chwili do tunelu. Spory kawałek jechałam stępem próbując nieco zmusić Zen do odpuszczenia. Kobył jednak zawzięła się i gryzła wędzidło zgrzytając zębami. Po kilkunastu minutach pozwoliłam jej w końcu na ten upragniony kłus a gdy uznałam że jest rozgrzana zaczęłyśmy kenter. Młoda walczyła ze mną chwilę zła że nie może się do końca rozpędzić. W końcu jednak odpuściła i nieco chowając się za wędzidło parła przed siebie równym tempem. Nie siedziałam zbyt wysoko aby dociążyć kobyłę by nieco utrudnić jej zadanie. Kondycja swoją drogą ale trenować trzeba również siłę. Wybrałam dłuższy wariant trasy na dzisiaj. Zensa jednak nie okazywała żadnej z oznak zmęczenia. Oddychała szybko ale równo, nie musiałam jej w żaden sposób poganiać. Właściwie to cały czas musiałam z nią walczyć aby ta nie wypruła przed siebie jak rakieta NASA x.x Około ósmego kilometra klacz w końcu zaczęła być mokra od potu na szyi. Przy dwunastym kilometrze zaczęłam zwalniać kobyłkę co spotkało się z kilkoma wierzgnięciami w ramach protestu ale w końcu udało się przejść do kłusa a następnie do stępa. W ramach urozmaicenia na stęp przeszłam się z Zen dookoła Dean. Po wszystkim rozsiodłałam kobyłe, kantar na łeb i pół godzinki w basenie i na solarkę. Później na zasłużone śniadanie…
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach