Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pon 15:42, 22 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
No i nadszedł czas kolejnego treningu tuż przed wielkim wydarzeniem. Zawsze były to specyficzne chwile spędzone w siodle, kiedy myślało się tylko o rezultacie biegu za kilka dni, żywiło nadzieje i obawy, sprawiało że do śmigania znów wracała adrenalina. Przyjemny dreszczyk, aczkolwiek stres sprawiał że ogólna atmosfera w stajni stała się nerwowa.
Właśnie dzisiejszego dnia zardzewiała sprzączka od popręgu wystarczyła, żeby doprowadzić mnie do takiej furii, iż o mało co nie rozbiłam sobie łapy o ściane z frustracją bijąc w nią pięścią. Zence też to nie pomagało, kuliła uszy częściej niż zwykle i wyczuwało się napięcie. Teraz patrzyła na mnie z politowaniem jak zwijałam się z bólu przyciskając łapkę do piersi.
-Pff a spadaj -prychnęłam i wlazłam do siodlarni, przerzucając graty w szafce z pasją. W końcu znalazłam trochę smaru do kopyt (pomysłowy Dejomir XD) i posmarowałam cholerną sprzączkę, żeby ją natłuścić. Teraz normalnie udało mi się dociągnąć popręg, i wreszcie wytachać siebie i konia ze stajni. Zanim wsiadłam, przysiadłam na murku, zamknęłam oczy i wzięłam parę głębokich, odprężających oddechów. Joga i te sprawy x.x
Kiedy poczułam że w końcu mi przeszło, otworzyłam oczy, poklepałam nabuzowaną Zen przepraszająco i wrzuciłam się na jej grzbiet. Zajechałyśmy jeszcze na maneż żeby się nieco rozgrzać. Wcześniej kobyła była na kłusa na karuzeli, ale pod siodłem to też inaczej. Rozstępowałyśmy i rozkłusowałyśmy się porządnie, ze 20 minut nam to zajęło. Kiedy już klacz rozluźniła się i odpuściła nieco, zapominając o stresie, wyjechałyśmy energicznym, caplującym stępem na ścieżkę.
Tym razem jednak nie ruszyłyśmy w znaną nam stronę toru, a w zupełnie przeciwną, w kierunku bramy do Dean. Kobyła nieco się zdziwiła i zaciekawiona postawiła uszy, obserwując stojące daleko na parkingu samochody, kamienny mur, żelazną bramę. Uśmiechnęłam się i skierowałam jej kroki ku wjazdowi na nowy tunel. Był świeżo ukończony, mogłyśmy więc go przetestować. Nie chciałam od razu wrzucać ją na najgłębszą wodę więc postanowiłam jechać "tylko" 10 km. Kiedy patrzyłam na ciągnący się po horyzont prościutki, gładziutki tor, aż sama miałam ochotę biec, a co dopiero gniada. Rwała się jak nie wiem, wieszając na wędzidle i lekko się wspinając. Głowę miała zganaszowaną, cofała się, ale moja ręka nie pozwalała jej iść naprzód. Dopiero kiedy odpuściła, posłałam ją lekko i wjechałyśmy na tor. Wystarczyło lekkie oddanie ręki, a klacz wystrzeliła jak z procy, młócąc kopytami świeże podłoże. Odpychała się zadnimi nogami potężnie, przemierzając kolejne metry nieustraszenie. Nie chciałam, żeby się wypaliła przedwcześnie, więc stanowczo zebrałam wodze i odchyliłam się, zwalniając ją. Jechałyśmy teraz lekkim kentrem, aczkolwiek nie bez walki nam to przyszło. Klacz ciągle kłóciła się z moją ręką, chcąc pruć na złamanie karku. Dopiero po drugim kilometrze nieco odpuściła.
Mimochodem zaczęłam przy okazji oglądać tereny naszej stajni. Byłam cholernie dumna i szczęśliwa, że mam to co mam. Łącznie z tym potworkiem pode mną. Pogładziłam szyję klaczy i skupiłam się znowu na pracy. Gniadej dobrze się biegło w takiej ograniczonej przestrzeni, jakby wreszcie miała 100% pewności w którą stronę ukierunkować energię. Po przejechaniu 5 kilosa Zen spuściła z pary i jakby uspokoiła się psychicznie. Załapała, o co tu chodzi. Powoli też zaczęłyśmy wjeżdżać w las, co sygnalizowało mi aby trzymać się lewej bandy. Zgodnie z moimi oczekiwaniami po pewnym czasie pojawił się skręt w lewo oraz dłuższa trasa prosto. Stanowczo wskazałam kobyle pożądany kierunek, zwalniając ją nieco na zakręcie i na powrót posyłając, kiedy wyjechałyśmy na krótszą prostą. Po pokonaniu kolejnego zakrętu widziałam że kobyła całkiem już spuściła z pary. Zaczęłam sobie wydzierać mordziszę na Woodkidzie *__* i udawać że jestem Asasinem spieprzającym na koniu przed strażnikami xD Ogółem dobra faza.
Przy 8 kilometrze na szyi klaczy można było bez problemu policzyć żyłki, była już wilgotna niemal po całości, na szyi tam gdzie wodze ocierały się o konia wystąpiła piana. Klacz jednak oddychała w miarę spokojnie, co mnie uspokajało. W reszcie pod koniec dystansu posłałam ją. Klacz rezerwą sił rzuciła się do przodu, kuląc uszy i potężnymi susami rozpędzając potężne cielsko. Dałam jej tak pobiec jakieś 300 m, po czym żeby nikogo przy wylocie z tunelu nie zabiła zwolniłam ją do kłusa. Wyjechałyśmy z tunelu, po czym ruszyłyśmy w jeszcze jedną trasę tym razem jadąc 2 km kłusem, 4 stępokłusem i pozostałe 4 stępem na luźnej wodzy. Kobyła szczerze powiedziawszy ledwo powłóczyła nogami, a i moje nogi błagały o litość xD Poklepałam ją, bo odwaliła dobry kawał roboty. Kiedy wyjechałyśmy z tunelu, skierowałam ją prosto do basenu. Tam rozsiodłałam, przepuściłam ją 2-3 razy na obie strony, po czym wymęczoną, ale jakże zadowoloną i odprężoną kobyłę odstawiłam do stajni. Tam obejrzałam kopyta, zabezpieczyłam to i owo po czym zadowolona odstawiłam ją na padok. Gdzie ja postawiłam, tam stała i w zasadzie jedyną rzeczą w niej poruszajacą się był ogon leniwie odganiający muchy. Sama Zen .. spała xD zaśmiałam się i na uginających nogach odczłapałam do stajni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|