Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
24.07.11r. Śmiganie w upale i leśne pławienie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Zenyatta [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pon 13:16, 25 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Rano obudził mnie słodki całus w policzek i łaskoczące w twarz włosy.
-Hej, śpiąca królewno, nie zapomniałaś o czymś?- Rozległo się cicho w moim uchu. Uchyliłam oczy niemrawo i ujrzałam śliczną twarzyczkę Maksa zawieszoną nade mną z lekkim uśmiechem. -Uhmmhhhh cooo?- Mruknęłam, przeciągając się błogo niczym kot.-O czym, misiek? –Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeczesałam ręką zmierzwioną burzę włosów, ziewając ukradkiem.
-Hmm. O czymś co robi ihaha, ma cztery odnóża zakończone kopytami, lubi biegać i nazywa się Zenyatta –Chłopak był dzisiaj nadzwyczajnie radosny i wyśpiewał to entuzjastycznie, przysiadając obok na łóżku.
-O, cholera ..-schowałam twarz w dłoniach wzdychając ciężko i dałam się przyciągnąć Maksowi, następnie wtulając w jego obojczyk i obejmując rękami w pasie. Przymrużyłam oczy i odchyliłam nieco głowę, cmokając go w szyję, po czym kontynuowałam tulanie. –Zaczekaj-mruknęłam i wyswobodziłam się jakoś z jego objęć. Po chwili wstałam i weszłam do łazienki, ogarnąć się nieco. Włosy jak były w chaosie, tak pozostały, ale przynajmniej trochę się obudziłam. Wczłapałam w mojej powabnej satynowej koszuli do pokoju i chwile potem zostałam znów usidlona przez chłopię.
-Która godzina? Chyba wolałabym nie wiedzieć, ale dobra, mów x.x –powiedziałam, uśmiechając się kiedy poczułam jego rękę na talii.
-Twoja szczęśliwa –wymruczał, po czym korzystając z okazji, iż nikogo już na piętrze nie było, przydarzyło się parę rzeczy, których opisywania wam oszczędzę, aczkolwiek moja zboczona część duszy z chęcią by się nimi podzieliła XD *zbok Deju*. No ale, to może kiedyś sobie obczaicie w dziennikach jak dostanę info że ktoś chce XDD
Wracając do treningu. Jakieś 40 minut potem udało mi się w końcu w lekkim roztargnieniu dotrzeć do siodlarni. Nuciłam pod nosem, zabierając sprzęt Zeny. Tak czy siak byłyśmy skazane na gorąc, a dziś innego wyjścia niż tor nie było. Za dużo dni odpuściłyśmy po wygranej w Memoriale Wezuwiusza i trzeba było ruszyć zad. Zen łaziła sobie na okólniku przed stajnią, parskając i patrząc w skupieniu na konie na padokach. A to szatan z tego Maksa, wszystko sobie wcześniej zaplanował cwaniak jeden >3
-Cześć panna-rozwiesiłam sobie sprzęt na koniowiązie i podeszłam do kobyłki, otwierając bramkę. –Czas ruszyć zadek, nie? –Pogładziłam bok jej ciekawsko trącającego moje ramię pyska, po czym zabrałam ją i zaprowadziłam do belki, następnie podpinając do kantara uwiąz.
Koniowiąz utrudniał jej nieco wiercenie, ale dawała radę i tak utrudnić mi czyszczenie do maksimum. W końcu zmachana dałam radę ją doczyścić i z satysfakcją dostrzegłam, że się błyszczy. Wrzuciłam więc jej na grzbiet podkładkę, derkę i siodło, a na łepetynę ogłowie z futrem i dociągnęłam popręg. Zawiązałam jej jeszcze nogi owijkami, bo umknął mi ten szczegół, po czym zdjęłam jej z szyi zsunięty wcześniej kantar, wskoczyłam na grzbiet i ruszyłam żwawym, acz nieśpiesznym stępem w dobrze znaną stronę. Widziałam w oddali jak ktoś wraca z toru, tak więc powinnam mieć go dla siebie. Zadowolona pogoniłam nieco Zenię do kłusa, wjeżdżając tym chodem na piaszczysty tor. Mocno motywowałam ją do aktywnego ruchu, jednak upominałam żeby nie przeszła do galopu. Tor był nieco rozjeżdżony, ktoś tutaj mocno męczył podłoże, ale na piasku nie był to taki problem jak na trawie więc sobie poradziłyśmy. Zresztą Zeni podczas wyścigu zazwyczaj przypadało galopować po mocno sfatygowanym przez resztę stawki podłożu i była przyzwyczajona do tego stanu rzeczy.
Kłusowałyśmy więc sobie przez pół okrążenia, następnie łagodnie zawracając i po zewnętrznej wracając do punktu wyjścia. Zataczałyśmy takie koła, aż Zen nieco nie odpuściła i nie rozluźniła się. Ogólnie przyzwyczaiła się już, że póki nie galopujemy, raczej panujemy nad sobą. Potem zrobiłyśmy sobie serpentynę wzdłuż tej wyimaginowanej ujeżdżalni, klacz była nieco usztywniona ale starałam się nad tym pracować. Potem parę wolt, półwolt, zmiany kierunku. Dałam jej chwilę odsapnąć w stępie, sprawdzając przy okazji popręg, po czym półparada (którą i tak zlała) i zagalopowanie. Było masakrycznie gorąco, i ja i kobyła byłyśmy już nieźle zgrzane. Posłałam ją jednak stanowczo i starałam się utrzymać wysokie tempo, śmigając tuż przy bandzie. Skuliłam się na grzbiecie, balansując na krótkich strzemionach i pochylając odpowiednio wraz z prędkością. Co jakieś 800 m robiłyśmy 300 m szybkiej przebieżki, takiej jak przy finiszowaniu, po czym znowu powrót do stabilnego tempa. Jak zwykle nie biegłyśmy konkretnego dystansu, bo nie ma to większego sensu przy zwykłym treningu. Na dystans można się z innymi pościgać, a nie trenować.
Zeny z lekko podkulonymi uszami grzała co sił w kopytach, rozszerzając chrapy aż do ukrwionych miejsc. Na szyi zaczęły występować żyłki, z powodu gorąca cała sierść była zlepiona potem. Bez problemu jednak dalej utrzymywała narzucone tempo. Biegłyśmy jeszcze jakieś 10 minut, po czym odchyliłam się i rozpoczęłyśmy mozolny proces hamowania. Powoli wytracałyśmy prędkość, Rozkłusowałyśmy się, popuściłam jej nieco w pysku pozwalając się rozluźnić. Potem do stępa i stępujemy w kółko po jedynym zacienionym fragmencie toru. W końcu wyjechałyśmy z toru, obie całkiem zlane potem. Zdechła podjechałam pod stajnię i nagle mnie natchnęło. Zeskoczyłam z Zeniątka i wepchnęłam wodze w łapki Maksa wychodzącego ze stajni z błogą miną, polecając mu zdjąć siodło, po czym sama wbiegłam na piętro. Po chwili wyskoczyłam w moim zacnym szekszi i wgle zajebistym bikini XD i zlewając obłapiające spojrzenia ze strony pewnego osobnika jednym susem przewiesiłam się przez grzbiet kobyły, po chwili podciągając do pozycji siedzącej. Nie omieszkam nie wspomnieć o pewnej ręce usilnie starającej się mi pomóc we wdrapywaniu, oh jakież to było bezinteresowne! x.x
-Idę ją przepławić w jeziorze, przyda się jakaś odmiana –potrzepałam burzą włosów, chcąc żeby szybciej wyschły.
-To ja się może przejdę z wami ^^”
Raczej nie miałam nad czym dyskutować i udaliśmy się w mozolną, chilloutową podróż do lasu. Podróży i rozmów w trakcie wam oszczędzę xp
W końcu dotarłyśmy nad jezioro. Powoli podjechałyśmy do wody. Kobyła nieco wydziwiała i parskała na błyszczącą wodę, ale nie dawałam za wygraną.W końcu wiedziałam, że to lubi, w basenie pływała często. Maks pomógł mi nieco wprowadzając kobyłkę za ogłowie. Zen wrednie ochlapała go nogą, więc nie miał wyjścia jak tylko rzucić ubrania na słońce i zanurkować w bokserkach xD
Zaśmiałam się cicho i skłoniłam Zeny do wejścia na głębszą wodę. Tam zaczęłyśmy pływać, kierowałam ją lekko w stronę w którą chcę się udać. Gniada furkotała lekko, unosząc chrapy nad wodą. Niesamowite było uczucie, pływać na takiej maszynie xp fura mięśni pod siedzeniem. Skierowałam ją na płytszą wodę, żeby miała grunt.
Nagle poczułam jak coś łapie mnie w pasie i wciąga do wody. Pisnęłam cicho i prawie się zakrztusiłam wodą, ale czyjeś silne ramię mnie podtrzymało. W ręce ciągle trzymałam wodze, więc kobyła nie uciekła. Maksiu dzisiaj najwyraźniej nie zamierzał dać mi spokoju xd
Po 10 minutach pływania, obłapiania i bóg wie czego jeszcze musieliśmy wracać.
Pod stajnią już zsunęłam się, ziewając z grzbietu kobyły. Przywiązałam ją do koniowiązu tuż pod oknem, czyszcząc Zen.
-To co, teraz do Sherlocka, hm?-westchnęłam siłując z zaciętym paskiem od ogłowia.
-Wykończysz się przez te treningi. Chociaż do wyścigów skołuj sobie jakiegoś dżoka –mruknął Maks, opierając się o belkę.
-Mhm pewnie. W takim razie dla Ciebie też skołuję pomoc. No i na pewno nie do Zenki, ona już jest moja ^^”
-Dobra, ale na pewno nie faceta.
-Ohohoo zapomnij o kobicie, żebyś miał się na kogo gapić a pff x.x
-No a co, faceta?! Do tej pory byłem tu jedynym stałym bywalcem!
-Nie-ma-mo-wy. –wycedziłam. –Starczy Ci tych kobit w koło, na pewno nie będziesz z jedną pracował x.x
-Ale ..
-JA PIERDZIELE –usłyszałam jak ktoś z góry się wydziera. Przez okno głowę wystawiała Gniada. –Znajde wam kuźwa obojniaka, tylko przestańcie się wydzierać pod oknem x.x
Zamilkliśmy, po chwili wybuchając niekontrolowanym śmiechem. Gniad prychnęła pod nosem i schowała się do domu, mrucząc coś.
-Chodź, lepiej się stąd ulotnić zanim zacznie w nas rzucać albo co –zachichotałam. Zabrałam kobyłę, i z moim chłoptasiem pod ręką udałam się w stronę padoków, gdzie czekało już na nas stado pasących się kobył.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Pon 13:25, 25 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Zenyatta [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare