Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pon 14:37, 25 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Kimałam sobie spokojnie w moim milutkim łóżku w Dean gdy o bestialsko wczesnej godzinie obudziły mnie ssąco mlaszczące dźwięki z pokoju obok ==’. Usiadłam na łóżku po czym podniosłam trzymanego pod szafką, specjalnie hodowanego na te okazje chodaka po czym przywaliłam nim w ścianę
- Deicu cholero! Ja tu chce spać! - warknęłam. Od kiedy doszła z Maksem do etapu znajomości znanego jako „poznawanie od środka” czy jak to zwał miałam cholerne problemy ze spaniem. Po dudnieniu ścianę ssąco mlaszczące odgłosy przycichły na moment po czym wróciły ze zdwojoną siłą. Klnąc pod nosem zwlokłam się z łóżka. I tak nie było szansy bym mogła się wyspać przez tą dwójkę bzykających pszczółek ==’. Pół śpiąco wywlokłam się z pokoju. Niemalże na węch skierowałam się do kuchni. Oczywiście z moim szczęściem musiałam zaplątać się o coś i zlecieć ze schodów.
- Nosz panna lekkich obyczajów! ==’ - warknęłam zbierając się do pozycji siedzącej. Popatrzyłam na Tiarę która wychyliła się z kuchni
- Sayszu? Czemu masz spadochron na łbie? - zapytała przechylając głowę w bok z miną totalnego zdziwienia.
- Eee szto? - wymamrotałam i sięgnęłam po owo dziwne coś co miałam na głowie. Spojrzałam na to unosząc lekko brwi - To nie spadochron, to nacycnik od Deica… - mruknęłam rzucając częścią bielizny w kąt. Ziewnęłam szeroko i wstałam jakoś. Ściany są jednakowoż przy tym bardzo pomocne. Doczołgałam się jakoś do kuchni i wygrzebałam chleb tostowy oraz mój ukochany staroświecki toster strzelający tostami. Nastawiłam sobie papu i poszłam do łazienki by się nieco odświeżyć. Wory pod oczami chyba były nie do ukrycia ale cóż. Gdy wróciłam do kuchni tosty były gotowe. Nie, wróć. Tost był gotowy. Drugi dostał nóżek. A konkretnie dwóch Gniadowych nóżek które właśnie usiłowały cichcem wydostać się z kuchni.
- Gniad ani kroku dalej! ==’ - posłałam Gniadkowi spojrzenie no.666 pod tytułem „ZGINIESZ” na co Gniadek nadal z moim tostem w zębach, owocową herbatką Ti w kubku od Dejca i w kapcioszkach od Arryjca wyszczerzyła ząbki z miną pod tytułem „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?” po czym dała nura po schodach w dół do stajni.
- Boo! Bierz ją! - krzyknęłam wychylając się przez barierkę. Po chwili usłyszałam z dołu fuknięcie lamy i - sądząc po krzykach i przekleństwach Gniadej - celny lami strzał. Lamy to jednak mądre zwierzątka ^^. Wsunęłam ostałego tosta i zwlokłam do stajni. Trzeba było ruszyć Demona. Gdy podeszłam do boksu wałacha i spojrzałam na tą górę mięsa doszłam do wniosku ze chyba nie jestem w formie by się na niego wdrapywać. Poszłam więc wyciągnąć naszą maratonówkę. Postawiłam bryczkę przed stajnią i wróciłam po karosza. Wyprowadziłam go z boksu i uwiązałam. Poszłam po szory i ogłowie oraz ochraniacze i szczotki. Karosz na szczęście należał do czystych koni i nie musiałam długo męczyć się z czyszczeniem go. By wyczyścić grzbiet musiałam wleźć na skrzynkę. W końcu założyłam mu ochraniacze, ogłowie i szory. Po dopinałam wszystko na lśniącej karej sierści i wyprowadziłam wałka przed stajnię. Wycofałam go spokojnie do maratonów ki i pozapinałam wszystko jak trzeba. Karosz na szczęście mielił tylko resztkę siana które zdążył capnąć przed wyjściem i ani myślał by się ruszać. Przełożyłam lejce przez kółeczka na szorach i cmoknęłam. Demon ruszył spokojnie. Dałam mu luzu na lejcach by mógł się wyciągnąć. Wyjechałam z Dean na boczną drogę prowadzącą do lasu. Nie goniłam go. Whitek sam w sobie w bryczce miał dobre tępo. Po jakichś 5 minutach zjechaliśmy na polniaka a stamtąd do lasu gdzie poprosiłam dema o kłus, lekko pacnęłam go lejcami po zadzie, karosz przeszedł płynnie do kłusa ładnie wyciągając nogi. Przez drobny zastój w treningach w terenie Kary znów zaczął się rozglądać za koniożernymi rzeczami w otoczeniu. Cóż, trzeba to naprawić. Dem ciągnął równo nawet gdy jechaliśmy lekko pod górkę. Po około kwadransie kłusa przejście do stępa. Skręciłam w stronę wioski. Tuż za nią była płytka rzeczka do której można było wjechać bryczką gdyż miała koryto wysypane drobnymi kamyczkami. Pomiędzy dwoma mostkami na niej które blokowały dalszy przejazd było około 5 kilometrów. Wybrałam tą trasę gdyż była pewnym utrudnieniem dla Demona ze względu na opór wody ale równocześnie była świetną ochłodą w tak upalny dzień. W wiosce była jedna mało bezpieczna sytuacja gdy przez otwartą bramę wyleciał na nas owczarek niemiecki i rzucił się na Demona. Wałach kwiknął ostro i wierzgnął szarpiąc całą maratonówką a po chwili rozległ się skowyt psa. Najpewniej Dem stanął mu na łapie. Zeskoczyłam z bryczki i przytrzymałam rozsierdzonego konia. Był to poniekąd błąd bo zjawił się właściciel psa wrzeszcząc na mnie że poda mnie na policję za to że uszkodziłam mu zwierzaka. Po ostrej wymianie zdań dał sobie jednak spokój. Przynajmniej nie musiałam czekać na policję. I tak prawo było po mojej stronie. Sprawdziłam czy Dem nie doznał żadnych uszkodzeń. Koń na szczęście nie ale ochraniacz był podarty. Sklęłam cicho głupiego człowieka. Po chwili podeszła do mnie kobieta która widziała całe zajście i obiecała ze poświadczy na policji co się na prawdę stało, zwłaszcza ze ów człowiek zawsze zostawiał otwartą bramę i psa luzem. Podbudowana nieco zaoferowałam kobiecie i jej dziecku krótką przejażdżkę. Whitek był nieco nabuzowany ale większe obciążenie na bryczce pomogło mu szybciej spuścić parę. Odwiozłam tę dwójkę na skraj wioski po czym skręciłam do rzeczki. Nakazałam Demowi iść stępem. Wolałam nie ryzykować poślizgu na kamykach. Dałam mu luzu na lejcach znów. Szliśmy sobie tam spacerkiem aż d drugiego mostu. Wyjechaliśmy z rzeczki na polną drogę prowadzącą lekkim łukiem ku Dean. Poprosiłam Demona o chwilę kłusa a na około kwadrans przed Dean zwolniłam do stępa. Gdy dotarłam na miejsce rozsiodłałam i wyczyściłam wałacha po czym zaprowadziłam do boksu. Zagotował by się na padoku w pełnym słońcu. Odstawiłam maratonówkę i rozwiesiłam szory. Zadzwoniłam na policję by umówić się w sprawie ataku owczarka a następnie sięgnęłam po widły by wrzucić Demowi trochę siana. Coś mi jednak nie pasowało. Jakiś bliżej nie zidentyfikowany przedmiot zaplątał się w siano. Kątem oka przyuważyłam Deika schodzącego na dół. Wyciągnełam bliżej niezidentyfikowany przedmiot z siana. Czułam ze z obrzydzenia drga mi powieka
- Deiku? - zapytałam
- Eeee… co? - Deisz ukryła się za drzwiami siodlarni aby nie oberwać widłami w razie w.
- Rozumiem ze musicie „chodzić na sianko na małe bzykanko”… ale to chyba przesada? - uniosłam brwi pokazując Deikowi kondoma którego wyjęłam z siana. Deicu zrobiła tylko minę w stylu „ ^^’ ” i zrobiła buraka po czym wyrwała mi gumkę z ręki i zniknęła na schodach prowadzących do mieszkania. Odetchnęłam cicho kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Po chwili usłyszałam wielkie „ŁUBUDUPIERDUT!” i wrzask Deika:
- Kto zostawił tu ten cholerny stanik?! A nie… to mój….
Zaśmiałam się cicho i nałożyłam wałachowi dużą porcję siana sprawdzając dokładnie czy nie ma więcej domieszek lateksu…
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|