Po ostatecznej konsultacji z weterynarzem, masą zdjęć rentgenowskich i badaniem usg wróciliśmy do treningów. Ruff bardzo niechętnie powitała starą rutynę ale niezwykle szybko zaczęła wracać do formy. W ciągu tego tygodnia znów dawała z siebie wszystko w próbach zabicia mnie a następnie w treningach. Przygotowałam ją dziś do jazdy na torze. W końcu zbliżała się gonitwa handicapowa. Nie miałam wielkich nadziei na zwycięstwo po tej kontuzji ale zawsze warto było się pokazać. Ruffka już wiedziała co się święci gdy zakładałam jej leciutkie, wyścigowe siodło. Po drodze na tor na który zabrałam ją w ręku caplowała niemal całą drogę. Podciągnęłam popręg i wsiadłam już na torze. Oczywiście od mojego wadzenia nogi w strzemię do usadowienia się w siodle było koło 400 metrów dalej. Zwolniłam ją do stępa i mimo wszystko starałam się ją jakoś rozluźnić. Ruffka przez pierwszą chwilę była zupełnie jak kłoda. Sztywna i wyryjona. Zero jakiegokolwiek kontaktu. Po dłuższej zabawie w końcu jednak zaczęła odpuszczać. Chwaliłam ją gdy tylko zaczynała iść spokojnie. Czarna nadal gryzła wędzidło jakby to był jej najgorszy wróg, mimo tego że znów zaczęłam używać gumowego wędzidła smakowego. Po zrobieniu całego okrążenia w stępie zmieniłam kierunek i dałam łydkę do kłusa. I się zaczęło. Ruff miała inne plany. Zaczęła robić świeczki a mnie pozostało tylko łapać się za jej szyję i modlić by znów się nie wywaliła. Gdy była na ziemi próbowałam ją ruszyć w przód. Udało się to jednak dopiero po mocniejszym użyciu bata. Nie lubiłam tego robić ale nie mogłam ryzykować kolejnej gleby. Ruffka znów się wyryiła i co chwila zaczynała caplować. Skaranie boskie z tym koniem. W połowie okrążenia zaczęłam z nią kręcić małe woltki raz w lewo raz w prawo. Deicu mnie zabije za zniszczenie nawierzchni ale to i tak lepsze niż śmierć z kopyt Ruffki. No i o wilku mowa. Zobaczyłam Deica na Wice jak wjechała na tor. Podjechałam więc do niej z bardzo skruszoną miną i po wysłuchaniu tyrady na temat kosztów utrzymania toru i wymiany wgiętej przegrody od karuzeli Deicu powiedziała ze może mi zmierzyć czas. Podziękowałam jej za tą propozycję i zanim podjełam się mierzenia czasu postanowiłam jeszcze troche rozgrzać czarną w galopie. Po jednym kółku uznałam że jest dostatecznie gotowa (a właściwie to odpadały mi ręce od prób zatrzymania jej). Odjechałam więc na caplującej Ruffce na oko na 500 metrów od dziewczyn. Dei podniosła rękę a Ruff już niemalże podskakiwała jak na szpilkach. Gdy tylko padł sygnał Kara wystrzeliła jak z procy, dobrze że zdążyłam przytrzymać się grzywy bo zostałabym z tyłu. Jako ze dystans był króciutki od razu posłałam Ruffiaka by dała z siebie wszystko. Ta świetnie się wyciągnęła. Minęłam Deica nawet nie wiem kiedy a i tak przejść do kłusa udało mi się dopiero po drugiej stronie toru. Dokłusowałam do Deidre i z niemałym trudem zmusiłam Ruff do stępa
- No ładnie, 31 sekund, wraca do formy - powiedziała Dei.
- Dzięki za pomoc - uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi. Jak się okazało Deicu była już po treningu z Wiką więc razem wróciłyśmy do stajni. Jako że pogoda była cudowna zafundowałam Karej porządne pranie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach