Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pią 22:50, 09 Wrz 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj nie miałam już siły męczyć Deica (a właściwie odsysać ją od Maksia)aby wsiadła na Doncika. Zostało mi więc tylko jedno.
- Robi? *-* - zrobiłam maślane oczka
- Nie. - Odpowiedział twardo. - A co chcesz?
- No dzięki - westchnęłam
- Nie wolno ci wsiadać na konia
- Wiem, wiem marudo - odetchnęłam cicho - Ale ty możesz - powiedziałam tykając go palcem w tors.
- Ja mam Demona do pojeżdżenia
- Ale Doncisk musi trenować. Bardzo mi zależy na tym memoriale… - zrobiłam minę nr.8 a’la bardzo zbity szczeniak.
- Jestem na niego za duży.
- Nie tak znów wiele - odburknęłam
- No jak nie? Dżokeje mają mniej jak metra pięćdziesiąt w kapeluszu.
- Oj tam, oj tam.
- Jestem za ciężki. - próbował nadal
- Wyjmę wszystkie obciążniki z siodła
- To niewiele zmieni
- Potraktujemy to jako trening siłowy.
- Nie ma mowy - mruknął.
Po niemal godzinie Robert zszedł ze mną niepocieszony do stajni. Kazałam mu iść po Blondyna a ja sama wparowałam migiem do siodlarni i zaraz z niej wypadłam ze sprzętem kopytnego. Nie miałam ochoty znów poznawać techniki na Maksia&Deika. Gdy wróciłam Robert wchodził właśnie do stajni nadal naburmuszony. Ja byłam o dziwo w całkiem dobrym humorze. Chłopak uwiązał blondyna i zaczął go czyścić. Ja zabrałam się za kopyta co by przyśpieszyć całą akcję. We dwójkę uporaliśmy się z czyszczeniem dość szybko. Wkrótce ja siodłałam a Robert zakładał Doncikowi ogłowie. Ogr był niepocieszony że jego stara sztuczka z zadzieraniem łba nie zrobiła na Robercie żadnego wrażenia. Gdy Robert poszedł po kask i palcat ja rozciągnęłam Donciszowi nogi i szyję. Po chwili we trójkę wyszliśmy przed stajnię. Kazałam Robertowi wejść z płotu. Chłopak tak też uczynił.
- Idziemy na tunel. - powiedziałam prowadząc Blondasa za wodze.
- Ty mi lepiej przetłumacz co ja mam robić - powiedział Robert usiłując przymierzyć się jakoś do wyścigowych puślisk.
- No jak to co, dwa kilosy stępem, kilos kłusa, pół kilosa stępa, dwa kilosy kłusa, pół kilosa stępa a potem galop po dłuższej trasie przez sześć kilosów potem dwa kilosy kłusa i kilos stępa. Tylko pilnuj go by cię nie wyniósł.
- Dwa, jeden, pół… eee… Pogubiłem się. - powiedział skonsternowany.
Przewróciłam oczami i powtórzyłam chłopakowi wszystko od nowa. Doncik caplował nieco uhahany wizją biegu.
- Miłej podróży - powiedziałam ustawiając ich na bramce do tunelu.
- Jasne… - Robert westchnął cicho z rezygnacją i ruszył z Doncikiem.
***
(od tego momentu pisane z perspektywy Roberta)
„Żadnych więcej wyścigówek” było to moją pierwszą myślą gdy spróbowałem zakłusować na ogierze. Ten cwaniaczek tak wywijał nogami że mistrzostwem było by to wysiedzieć nawet w siodle z mega usadawiającymi panelami! Blondyn wyrywał się nieco więc starałem się działać wodzami jak mnie uczono. Lekkie wstrzymanie i odpuszczenie. Wstrzymanie i odpuszczenie. Dont machnął kilkakrotnie głową uciekając od ręki. Podejrzewam ze wyścigowcy mają to do siebie że nie należą do grupy tych bardzo reaktywnych na rękę. Wszelkie próby nakłonienia go do odpuszczenia spełzły na niczym. Ogier szedł wyryjony w kosmos nie przejmując się nawet balastem na swoim grzbiecie. Dopiero w momencie przejścia do stępa odpuścił nieco i zaczął bardziej mamłać wędzidło. Przy kolejnym zakłusowaniu szło już dużo lepiej. Ograniczyłem więc działanie ręki do niezbędnego minimum. Teraz było lepiej. Ogier odpuścił i szedł w miarę rozluźniony. Znów chwila stępa po czym zagalopowanie. Ogier wyrwał ostro do przodu ale zdołałem go jakoś przyhamować. Skurczybyk chyba pojął że to nie jest wyścig na ćwierć mili tylko ze ma przed sobą spory dystans. Przyhamowałem go mocniej a później pozwoliłem mu samemu dobrać tempo. Akurat na prędkościach wyścigowych znałem się tyle co na balecie. Ogier szedł bardzo równo i gdyby nie to że napierał na wodze to były całkiem niezłym skoczkiem na czas. Patrzyłem na oznaczenia licząc dystans do przebycia. Byłem w połowie dystansu gdy koń zaczął się już dość mocno pocić. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru zwalniać a ja zaufałem Say odnośnie dystansu. W sumie to ona była trenerem tego małego piździka. W końcu przyszedł czas na kłus. Blondyn powalczył z ręką chcąc dalej lecieć na złamanie karku ale jakoś udało mi się go zwolnić. Ogier naparł na kiełzno chcąc się wyrwać ale nie ze mną te numeru. W końcu jakoś opanowałem drania i przeszliśmy do stępa. Wyjechałem z toru i pomachałem do mojego słoneczka
- Już? - Say popatrzyła na mnie wielkimi oczami
- No… Tak? - nie bardzo rozumiałem jej zaskoczenie.
- Miałeś jechać to dłuższe koło - zmarszczyła nos niezadowolona. Oho. Zaraz będzie dym
- No jechałem - odpowiedziałem zsiadając z konia.
- Ty pajacu! Miałeś jechać powoli a nie w tempie na milę! Zajechałeś mi Donta! - Say porwała mi wodze ogiera z ręki i poprowadziła konia do stajni.
- Mówiłem ci ze się na tym nie znam.
- Zamilcz - warknęła na mnie rozsiodłując Blondyna
- Ale… - chciałem się bronić
- Milcz - powtórzyła z nutą groźby w głosie
- Ale… - jęknąłem
- Zero seksu przez tydzień - warknęła odchodząc ze zmęczonym ogierem w kierunku basenu
- Baby… - Jęknąłem cicho
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|