Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gniadoszka Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 14:00, 19 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj przyszłam do Demcia z szatańskim planem. Byłam ciekawa czy Jerry poradzi sobie z moim stoperem z setką funkcji xd. Na razie wytargałam siwego z biegalni. Wyszedł raczej chętnie, czuł że szykuje się coś grubszego. Stał nawet grzecznie, trochę go nosiło. Poszłam po szczotki. Gdy wróciłam koń stał tak jak do tej pory. Nie przejęłam się tym zbytnio i zaczęłam od usunięcia kurzu. Potem wzięłam się za kopyta. On potrzebuje kowala x,x Na razie wyczyściłam kopyto gruntownie po czym wyczesałam konia miękką szczotką. Potem rozczesałam jeszcze grzywę i ogon. Wtedy przydreptał dżok.
- Kogo dzisiaj?
- Kogo chcesz, byleby któryś Deja lub Saya.
- Jak to kogo chcesz?
- Bo to ty dzisiaj będziesz w nim dupę tłukł, to sobie wybierz.
- Jak to..?
- No bo chcę sama trochę na nim pojeździć, co nie można? Ty będziesz mi czas mierzył. Masz tu stoper poklikaj sobie, może załapiesz gdzie się włącza. Skoro tak ci trudno wybrać to weź Wiekierę.
- Ale…
- Oj idź już!
Chyba był „troszeczkę” zdezorientowany xd. Ja tymczasem skoczyłam sobie po sprzęt. Zaniosłam go sobie do Demka po czym rozpoczęłam morderczą walkę z wsadzeniem wędzidła w pysk siwego. Demu znowu łeb do góry i „mam cię w dupie”. Jak on mnie wkurwia x,x. Wzięłam marchewkę i położyłam na dłoni. Pod nią leżało sobie wędzidło. Więc Demu chłapiąc marchewkę wziął mi od razu wędzidło, a raczej ja wpakowałam je mu do mordy razem z warzywem. Potem już tylko przywiązałam wodze, coby mi młody nie spieprzył ze stajni. Potem zajęłam się grzbietem. Rozłożyłam podkładkę, potem derkę. Na nią już wrzuciłam siodło. Potem głęboooooki wdech i… Popręg x,x. Zaciągnęłam ciasno, młodzisz trochę schudł ostatnio, no ale… I tak ma troszkę za dużo tłuszczyku. Spalimy to prędzej czy później. Wyprowadziłam go na zewnątrz, ponaciągałam nogi, pospacerowałam trochę. No ja byłam zmuszona rzucać się z ogrodzenia z krzykiem „Lecę, bo chcę”, takiego klocka to raczej nikt na siodło nie wrzuci. Wyregulowałam sobie strzemiona, bo jestem bądź co bądź wyższa.
- Ja jadę na tor, bo chcę go trochę powyginać, poćwiczyć te zakręty. Ty konia przygotuj, obczaj stoper i wbijaj na tor jasne? – starałam się to powiedzieć w miarę głośno, ale tak żeby nie spłoszyć olbrzyma. Usłyszałam takie niemrawe „okej” więc spokojnym kłusikiem dojechaliśmy na tor. Demu dzisiaj był w miarę spokojny, przynajmniej nie ciągnął tak ostro. Chciałam poćwiczyć z nim te zakręty, jak na razie biega po zewnętrznej, ale prędzej czy później będzie musiał biec przy barierce i się nie wyrobi na zakręcie. Najpierw więc zaczęłam od kawałka kłusem. Kilkaset metrów przegoniłam go w kłusie po czym wykręciłam w miarę dużą woltę. Potem trochę go podgoniłam, żeby wyciągnął szkity. Wykręciłam kolejną dużą woltę na prawo. Niespecjalnie mu szło. W lewo szło lepiej. Podgoniłam do galopu i starałam się go w miarę utrzymać. Wyrywał trochę, ale chciałam porobić kilka wolt w galopie. Na prawo nie szło mu praktycznie w ogóle, na lewo niebo lepiej. Powyginałam go jeszcze z dobre 20 minut po czym zobaczyłam Jerrego tłukącego się na Wi, który kombinuje coś ze stoperem. Uśmiechnęłam się pod nosem bo dość komicznie to wyglądało. Najchętniej to by sobie maksymalnie skrócił strzemiona xd. Dobra, nie będę się śmiać. Nie będę. Naprawdę. Podjechałam w kłusie po drodze wykręcając dwie ciasne wolty.
- No to zmierzysz nam tak orientacyjnie czas, nie będę go posyłać, ani nic zobaczę jak sam biegnie. Dzisiaj bardzo dużo, koło 4 kilometrów bo chcę dużo zakrętów poćwiczyć. Tak po 2000m na każdą stronę. Popędzę go tylko przed zakrętem żeby wszedł z tempem takim jak na wyścigu. Skup się i… Zostaw ten stoper! Popatrz klikasz tu, potem tu… I tu. Potem jeszcze tu. Machniesz mi ręką na start i klikniesz tu. Potem jak przelecę po 2km tu. Pamiętasz?
- Częściowo…
- Czy to naprawdę takie trudne?!
- Yyyy… Tak! Muszę zapamiętać kombinację 3 przycisków, więc jedź już bo zapomnę – obejrzał się w stronę miejsca mojego startu – Bez bramek…?
- Niee, bo przy moim szczęściu (i wzroście) jebnę się łbem o te górne metalowe takie i będzie.
- Jebniesz się przy swojej koordynacji ruchów…
- EKHEM!
- A nic, nic…
- Czy ty masz coś do mojej koordynacji ruchowej?!
- Nie, nie, skąd. Jedź już bo zapomnę co mam przycisnąć.
- No. Ja myślę – powiedziałam po czym elegancko zawróciłam Dema i odjechałam anglezowanym. Koszmar… Zatrzymałam się przy słupku „2000m do celownika”. Obserwowałam Jerrego który kombinował coś przy stoperze z mega poważną miną. Naciągnęłam gogle na oczy, sprawdziłam strzemiona, złapałam kawałek grzywy Dema. No w końcu mogliśmy ruszyć! Podniosłam się dając Demkowi mocną łydkę. Siwy trochę się wygiął po czym poszedł do przodu. Przytrzymywałam go jak mogłam bo nie chciałam go zbyt męczyć. Dzisiaj dużo biegniemy.
- Spokooojnie skarbie, powoli, damy radę, po co się śpieszyć… - mówiłam do niego spokojnie. Rozdziawił paszczę, ale w miarę zwolnił. Przed zakrętem dałam mu dużo luzu i popędziłam trochę. Zakręt w prawo, więc będzie ciężko. Gdy wszedł starałam się „wygiąć” go trochę łydkami, oraz wodzą „naciągnąć” bardziej do wewnątrz. Wyniosło go trochę, ale nie tak bardzo. Po wyjściu młody standardowo chciał przyspieszyć, ale ja ściągnęłam wodze i siwy nadział się na wędzidło. Znów otworzył mordę i na siłę chciał przyspieszyć ganaszując łeb.
- Spokoojnie, dzisiaj dużo, to tylko trening, nie ma co się spieszyć – starałam się być jak najbardziej przekonująca. Demon w końcu trochę odpuścił, ale ten wolny galop nijak mu się nie podobał. Kilka razy jeszcze próbował przyspieszyć. Przeciwległa prosta powoli nam się kończyła, więc trochę mu odpuściłam. Potem już całkiem popuściłam mu w pysku i Demon mocno przyspieszył. Przed zakrętem lekko go przytrzymałam. Tym razem w lewo, powinno być łatwiej. Mimo wszystko nakierowałam go wodzą do wewnątrz i starałam się nieco wygiąć łydkami. Nogi mnie już bolały ale cóż. Zakręt w lewo poszedł bardzo fajnie, tylko trochę odbił. Po wyjściu mamy już ostatnią prostą. Cholera, szybko zleciało. Popędziłam go na ostatniej, chociaż nie maksymalnie. Nie chciałam żeby się spocił. Zerknęłam tylko na Jerrego ze stoperem. Wyglądało na to, ze chyba wie co ma wcisnąć. Chociaż z nim to nigdy nic nie wiadomo. Spojrzałam przed siebie. Celownik był już bardzo blisko, z boku mignęła mi tabliczka 200m. Dalej nie odpuszczałam maksymalnie bo mi nie wyrobi tych drugich 2000. Minęliśmy celownik i tak szybko. Zaczęłam go zwalniać do kłusa, potem do stępa. Tak przejechaliśmy całe okrążenie. Wyrwałam mój stoper Jerremu.
- Łał, 2’35”02. Ładnie jak na taki lajt. Teraz znowu tyle tylko na drugą stronę. Młody mi się rozkojarza, chyba ma dość. Będzie mu się trudno skoncentrować. Dobra, zabieram go z powrotem na 2000, tylko z drugiej strony – oddałam mu stoper i popędziłam Dema na drugą stronę toru. Zatrzymałam się przy tej samej tabliczce co wcześniej tylko z drugiej strony toru tak, abym tym razem mogła biec w drugą stronę. Gdy dojrzałam sygnał ponownie wypchnęłam Dema do przodu. Nie lubił startów z miejsca, bez bramek. Ale w końcu wyrwał mi niezwykle szybko. Ściągnęłam wodze i starałam się go przyhamować. Zanim zbliżyliśmy się do zakrętu popuściłam trochę wodze. Młody od razu wystrzelił. Tym razem pierwszy zakręt w lewo. Znowu naciągnęłam go wodzą do wewnątrz i starałam się go trochę wygiąć. Wszedł w miarę ładnie. Na lewo tylko trochę go wynosi, nie aż tak strasznie. Przed nami przeciwległa. Znowu musiałam go przytrzymywać, bolały mnie nogi, bolały mnie ręce, a od tego pędu zaczynała mnie boleć głowa. Przeciwległa poszła zadziwiająco szybko, popuściłam mu znowu przed zakrętem. W prawo ==. No cóż, nie wyleciał na drugi koniec, tylko na środek toru, a to już jakiś postęp. No i ostatnia prosta, popędziłam Dema jak mogłam, wystrzelił spode mnie nieźle, chociaż i tak stosunkowo wolno. W końcu ma dużo biegania za sobą. Po minięciu celownika, Demu był cały spocony i zapieniony. Podjechałam do Jerrego.
- Jaki czas.
- 2’29”78.
- No i dobrze. Jedź przed stajnie i rozsiodłaj Wi. Ja go porządnie rozstępuje.
- Ok.
Popędziłam najpierw Dema do kłusa i zrobiłam całe okrążenie dość szybkim kłusem. Potem stopniowo go zwalniałam i następne ogrodzenie przejechaliśmy stępem. Potem zawróciłam go w stronę stajni. Tam szybko zrzuciłam wszystko z niego i polałam nogi wodą z węża. Demu dyszał dość ciężko, całe szczęście że dzisiaj było cieplutko. Jeszcze by mi tego brakowało żeby się przeziębił. Trochę było mu lepiej, parowało z niego jak… nawet nie wiem z czego O.o. Strasznie zadyszany był, chyba ta ostra ostatnia, ostatnia prosta nie była dobrym pomysłem. Wzięłam młodego jeszcze na 15 minut na karuzeli. Potem poszłam z nim na basen. Młody przebierał szkitami w wodzie. Czasem próbował wyskoczyć i śmiesznie to wyglądało. Klasycznie jak byłam cała mokra. Potem już zostawiłam młodego na solarce a sama poszłam odnieść sprzęt. Wiś była już w swoim boksie a jej rzeczy w siodlarni, znaczy ze dżokej skutecznie się ulotnił. Ja odniosłam sprzęt Demonicznego i zabrałam go z solarki. Przejrzałam mu wargi, nogi, kopyta. Wyglądał w miarę dobrze. Nawet już w miarę się uspokoił. W drodze na biegalnię zerknęłam tylko czy nie kuleje. Wszystko było w porządku więc wsadziłam siwego na biegalnię. Ten od razu zżarł trochę siana po czym położył się na ziemi przymykając oczy. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam na górę wytłumaczyć Dejowi dlaczego znowu polazłam na tor sama.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|