Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gniadoszka Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pon 23:30, 20 Sty 2014 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj postanowiłam zabrać Dejczową Zenzę na trochę kondycyjnego. Polazłam do siodlarni, gdzie Dejczon polerował sprzęt Wiwerny. Wiodła za mną wzrokiem, kiedy minęłam półkę Kwasa i skierowałam się na koniec siodlarni.
- Idziesz do Zenza *-*?
- No, pomęczę tego twojego komara trochu, na tunel idziemy.
- Osom. Dejczon approves.
No więc po oficjalnej zgodzie już na lajtach złapałam sprzęt i potruchtałam na biegalnię. Zeza podniosła uszy i spojrzała się na mnie. Chwyciłam za kantar i wyprowadziłam ją na uwiązie na stanowiska. Tam uwiązałam i dokonałam gruntownego czyszczenia. Siwa była dzisiaj wyjątkowo nie w sosie, bo wyrywała kopyta, co za chamstwo. Nie chciała też sobie związać ogona, cały czas nim machając. Wkurzyłam się i niszcząc Dejczowego stajla, chwyciłam jej ogon i uciachałam tak krótko jak tylko mogłam. Zenza tupiąc wyraziła swoją desaprobatę i próbowała się odsuwać kiedy ciachałam jej grzywę, ale się nie dałam. W końcu klacz była obcięta na wyścigowca, nie za krótko ale bez majtania. Zadowolona z efektu przeczesałam ją jeszcze twardą szczotą, żeby wszelkie włosy usunąć, co się do sierści poprzyczepiały. Potem zapakowałam ją w wyścigówkę, dociążyłam siodło i zawinęłam owije na nogi. Porozciągałam jej szkity porządnie, po czym wyprowadziłam i rzuciłam się na grzbiet z płotu. Stępem ruszyłyśmy prosto na tunel.
Zanza strasznie się szarpała i już wiedziałam, że zakładanie rękawiczek absolutnie zawsze to najlepsza decyzja w moim życiu. Trzymałam ją krótko, a mimo to galopowała tyłami i wyrzucała nogi tak daleko przed siebie jak tylko mogła. Pojeździłam z nią po kołach szerokości tunelu, od ściany do ściany, cały czas wymagając wolnego tempa. W końcu odpuściła, dała się też poluzować w pysku. Pochwaliłam ją od razu, a nawet udało nam się przejść do stępa. No, powiedzmy. Pocaplowałyśmy trochę dookoła i potem ruszyłyśmy kłusem, czyli chodem w którym dzisiaj zostajemy. Zrobiłam z klaczą parę wężyków ściana-ściana i byłyśmy gotowe.
Zaczęłyśmy możliwie spokojnie, choć klacz nie chciała dać się przekonać, że to długi trening i kłus to najlepsze rozwiązanie. Kilka razu usiłowała galopować tyłami, jednak krótka wodza nieco ostudziła jej zapędy. Odpuściłam jej w pysku, nie chcąc szarpać cały czas. Po setce metrów w takim spokojnym kłusie, pogoniłam ją wciąż pozostając w ramach kłusa. Folblutka wyrwała do przodu i musiałyśmy się stopować i próbować jeszcze raz. Zanza sprawiała wrażenie jakby nie umiała szybko kłusować, bo kłusowała przodem, a galopowała tyłem, nie mogła złapać właściwej synchronizacji. W końcu dała się przekonać, że da się szybko kłusować i chętnie z tego skorzystała, widząc że nie próbuję jej stopować. Narzuciłyśmy sobie bardzo mocny kłus, Zanza daleko sięgała nogami nie zmieniając chodu. Poklepałam ją po szyi kontrolując dystans. Byłyśmy przy drugim kilometrze, będę musiała przypomnieć Dejcowi o przeczyszczeniu oznaczeń. Odpuściłyśmy sobie na chwilę, chociaż klacz tryskała energią. Jestem pewna, że spokojnie wytrzymałaby następne dwa kilometry, ale czy do dziesiątki to już nie bardzo. Nie przechodziłyśmy do stępa, tylko chwilę poobijałyśmy się w zwykłym, roboczym kłusie. Potem znowu stopniowo zwiększałam tempo, aż doszłyśmy do tego mocnego kłusa. Po kolejnym kilometrze dałam jej chwilę wytchnienia w stępie. Siwa wyciągnęła łeb w dół, spokojnie stępując. Słońce nam zachodziło, no ale cóż. Jak tylko zmniejszy nam się widoczność, zapalą się światła, więc nie ma co się martwić. Po chwili zebrałam wodze i znów popędziłam do kłusa. Zanza sprawiała wrażenie lekko zdziwionej taki systemem, ale zakłusowała ładnie, nawet się nie szarpiąc. Tym razem nie kłusowałyśmy ani wolno, ani zbyt szybko. Utrzymywałyśmy równe, aktywne tempo. Bywały momenty, kiedy wieszała mi się na wędzidle, próbując zagalopować, ale szybko udawało mi się ją przywołać do porządku. Była małą wredotą, ale przy tym posłuszną. Siwa oddychała jak maszyna, ale równo. Byłyśmy na szóstym kilometrze, kiedy stwierdziłam, że czas na chwilę odpoczynku. Tym razem klacz dużo chętniej wyciągnęła się w stępie i mniej entuzjastycznie podeszła do kolejnego zebrania wodzy. Popędziłam ją do bardzo szybkiego kłusa, klacz nie wyrywała się tak mocno do galopu i raczej dawała się utrzymać w kłusie. Zapieniła się już porządnie i miała bardzo głośny oddech, ale wciąż równy. Gdy zostały nam dwa kilometry do końca, znowu dałam jej chwilę wytchnienia w stępie. Młoda wyciągnęła głowę niemal do ziemi i praktycznie wlekła nogami. Końcówkę jednak udało nam się wyciągnąć w miarę ładnym kłusem. Nie przesadnie szybkim, ale dosyć wymagającym.
Zanza była zapieniona i wykończona. Ostatnie pięćset metrów przestępowałyśmy, korzystając z faktu, że w tunelu mamy światła, a na zewnątrz tylko przy ścieżkach. Niemniej po wyjechaniu z tunelu pojeździłam z nią trochę wokół terenów, ścieżkami z lampami, żeby ją porządnie rozstępować. Dosyć długo zajęło klaczy uspokojenie oddechu, tym bardziej cieszyłam się, że wybrałam krótszą wersję. Jak już dostępowałyśmy do stajni, wzięłam ją na basen. Tam klacz ostatecznie odprężyła się po treningu i porozciągała nogi. Na koniec jeszcze zaliczyłyśmy solarkę i zostawiłam wykończonego komara na biegalni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|