Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Nie 17:19, 17 Cze 2012 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Normalnie, normalni ludzie w taką pogodę jak dziś leżą i się smażą. Ewentualnie tylko leżą, wegetując i popijając zimne piwko. Natomiast ja, dzisiejszego dnia zeszłam do stajni z zajebistym zamiarem ponownego ruszenia na tor. No tak mnie już świerzbiło, żeby tego siwego paskuda wyciągnąć na zielone, że nie mogłam dłużej wytrzymać. Minęły 3 lata odkąd mogłam sobie pośmigać na grzbiecie Zenyatty, a dziś nadszedł wielki dzień pierwszego treningu z jej córką. Widywałam już kątem oka pierwsze galopy Zensational pod Skrzydlakiem, i nie mogłam się doczekać jak poradzi sobie moja panna. Wkroczyłam więc tanecznym krokiem do siodlarni i zadowolona złapałam stary sprzęt Zenyatty. Powinien pasować.
Wydreptałam zadowolona z pomieszczenia i ułożyłam wszystko pieczołowicie na stanowisku. Sprzęt był konserwowany przez ten czas, upewniłam się jednak, czy wszystko jest na swoim miejscu. Potem przytargałam jeszcze szczotki siwej i schwyciwszy uwiąz w dłoń wyruszyłam w stronę padoku po wariatkę.
Zagwizdałam z daleka, uśmiechając się pod nosem kiedy większość koni zaciekawiona zastrzygła uszami i spojrzała w moją stronę. Zlokalizowałam mój cel i nieśpiesznym, acz żwawym krokiem poszłam w stronę konkretnego wybiegu. Kobyła właśnie przekomarzała się z Zensy, podskubując ją i zaczepiając. Siostra nie pozostawała bierna i oddawała jej z zaciętością. Zatrzymałam się, westchnęłam cicho i zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę klaczy. Zanzara spojrzała na mnie wzrokiem typu 'bitch please' w wykonaniu Lewandowskiego, z kolei Zensy z uroczym kwikiem strzeliła z zadu tuż koło mnie. Odgoniłam ją uwiązem, chwytając Zanzowy kantar w łapę i podczepiając uwiąz do kółka. Musiałam cały czas uważać, czy Zensa nie przyczaiła się gdzieś na mnie z kopytami. Na domiar wszyskiego moje siwe zaczynało już swoje zwyczajowe podgryzanie. Strzeliłam jej prztyczka w nos na co zareagowała oburzonym poderwaniem łba i odchyleniem uszu.
-Sama się prosisz, mała. Jam nie płot - westchnęłam, wyprowadzając ją na zewnątrz i zamykając bramkę tuż przed nosem złej Zensational. Aż przypominała mi się Ruffa.. Klacz parsknęła zirytowana i ze skulonymi uszami śledziła nas wzdłuż ogrodzenia, aż nie natrafiła na koniec płotu. Dalej powędrowałyśmy same, chwała bogu.
Siwa zerkała na mnie ciekawsko, krocząc koło mnie. Co jakiś czas przyśpieszała i wyprzedzała mnie kontrolnie, tuląc uszy, po czym znów zwalniała i stawiała je do przodu. Byłam już przyzwyczajona do zachowań kobyłki więc nawet jej nie dyscyplinowałam. Tak już miała, a wszelkie reprymendy tylko pogarszały jej zachowanie. Byleby nie pozwolić jej na zbyt dużo, takie kontrolne wychylenia nie stanowiły szkody.
Doszłyśmy do stajni dość szybko, bo nie powiem młoda nieźle popitalała xD Zan zarżała na powitanie kilku niedobitkom pozostałym w stajni, a ja podpięłam ją do uwiązów na stanowisku i zabrałam za czyszczenie. Podpięcie na dwa uwiązy pozwalało mi na dość swobodną pracę, bo nie musiałam martwić się o wszędobylskie zęby siwej. Zatem chwyciłam szczotki w dłoń i rozpoczęłam szorowanie.
-Zaaan upierdliwcze - sarknęłam, kiedy non stop kręciła zadem który usiłowałam wyczyścić. Szorowanie zajęło mi jakieś 6 minut, bo mimo iż kobyła jest siwa to na jej ciemnej sierści nie było widać aż tak brudu. Sprawdziłam jeszcze kopyta, w końcu z treningu pewnie wrócimy na tyle brudne i zgrzane, iż trzeba będzie się wykąpać, więc schludność na drugi plan. Ja już chciałam wsiąść! Osiodłałam ją całkiem sprawnie, z zadowoleniem stwierdzając, iż pasuje do sprzętu matki i nie będę musiała kupować nowego. Klepnęłam ją parę razy pokrzepiająco i zebrałam swój sprzęt do jazdy. Kiedy już i ja, i konio byłyśmy ubrane, wyprowadziłam ją przed stajnię. Specjalnie dla naszych wyścigowców postawiłyśmy schodki do wsiadania, coby nie trzeba było się wspinać na konie z gruntu. Zresztą, przy niektórych osobnikach byłoby to skrajnie niemożliwe.
Samo ustawienie jej przy schodkach wymagało refleksu, bo kiedy tylko stanęła dobrze i zamierzałam na nią wsiąść, odsuwała się chamsko w bok. W końcu wskoczyłam jakoś za jednym skokiem i usadowiłam się na ruchliwym grzbiecie. W sumie siedziałam na niej dopiero może z 5 razy, odkąd wróciła z treningu, musiałyśmy się do siebie przyzwyczaić, najwyższa pora.
Zanzara lekko przysiadła na zadzie i skuliła uszy, zerkając na mnie badawczo kątem oka. Dodałam jej łydki, na razie nie wkładając nóg w strzemiona. Klacz podskoczyła lekko i ruszyła caplując i gryząc wędzidło. Kiedy zwalniała, odpuszczałam jej wodze, kiedy jednak rwała się do przodu starałam się aby spotkała się z oporem wędzidła. Ogólnie jednak chciałam żeby rozgrzała się na luźnej wodzy i bez spiny, jeszcze będą powody do sprzeczek. Ruszyłyśmy tak dobrze znaną mi drogą w stronę toru wyścigowego. Po drodze starałam się wyczuć klacz, różniła się w reakcjach od swojej matki. Ogólnie była bardziej energiczna, ale też nerwowa. Gryzła wędzidło i długo zajęło mi jej odprężenie. Na razie zwalałam to na młody wiek, coś mi się jednak widziało, że już taka będzie. W 3/4 drogi wyciągneła szyję i pozwoliła sobie delikatnie zwolnić. Zerkała ciekawsko na boki, oglądając ścieżkę uważnie. W końcu ujrzałam bramę wjazdową na Deandrejskie tory. Zebrałam lekko wodze, na co klacz automatycznie zareagowała drobieniem i caplowaniem. Przygotowałam się wewnętrznie i ze spokojem wyjechałam na zielone. Uśmiechnęłam się w duchu i poczułam dreszczyk podniecenia. Tak bardzo się stęskniłam za bieganiem ^^ Klacz pode mną najwyraźniej odczuwała podobne emocje, gdyż trzepała łbem i nerwowo przebierała zadem, usiłując się wyrwać i polecieć na złamanie karku po murawie. Wjechałyśmy na drugi pas, piaszczysty, coby nie psuć sobie trawska na zawody i popracować trochę intensywniej. Trzymałam nadal klacz w ryzach, przez 1/4 okrążenia nadal stępowałyśmy, po czym dałam jej sygnał do spokojnego zakłusowania. Wpierw wyrwała ale dość szybko udało mi się ją opanować. Nie znaczy to jednak, że była tym zachwycona. Parskała, kuliła uszy, gryzła wędzidło, rzucała łbem. Wciąż jednak szła tym samym, równym, wygodnym tempem.
Słońce paliło niemiłosiernie i mimo lekkiej pracy obie zaczynałyśmy odczuwać dyskomfort. Na szczęście pęd powietrza nieco łagodził gorąco i mogłyśmy dalej pracować.
W pewnym momencie klacz bardzo się wyciszyła, postawiła nawet uszy i zaczynała się rozluźniać. Zadowolona już miałam ją pochwalić, kiedy nagle klacz odskoczyła od ogrodzenia potężnym susem, przysiadając na zadzie i zagalopowując wykorzystawszy mój moment nieuwagi. Lekko zaskoczona zebrałam wodze i wykorzystując ciężar ciała po krótkiej szarpaninie zwolniłam ją do nerwowego stępo-kłusa.
-To tak się chcesz bawić cwaniaro, co?-mruknęłam, nieco poluźniając wodze ale dalej utrzymując mocny kontakt. -A testuj sobie ciocie Dei, ciocia Dei Ci się nie da.
Poczekałam chwilę, aż klacz się wyciszy. Kiedy uspokoiła oddech i zaczęła lekko rozglądać się na boki, znów dałam sygnał do kłusa. Tym razem jednak byłam czujna i starałam się nie tracić koncentracji. Pokręciłyśmy nieco wolt, zaczęłam ją nawet męczyć serpentynami. Moja chęć do zagalopowania była równie wielka, co siwki, jednak nie chciałam tak szybko dać za wygraną. Poza tym rozgrzewka to podstawa.
Starałam się wynegocjować od niej zwolnienie na zakrętach, co czasem było niełatwe. W końcu poczułam, że Zan chyba zaczyna godzić się z moją obecnością na grzbiecie i zaczęła wykazywać chęć współpracy. Byłyśmy już dostatecznie rozgrzane na obie strony, dlatego zastosowałam lekką półparadę i posłałam ją do galopu.
Siwa tylko na to czekała, uwiesiła się na wędzidle i komunikację licho wzięło. Parskając co i raz szarpała łbem, starając się uzyskać więcej luzu od mojej ręki i rozpędzić się według swojego uznania. Nie odpuszczałam jednak, spokojnymi paradami starając się uregulować tempo. Po mniej więcej 3/4 okrążenia kobyła zrezygnowana parsknęła i skuliła uszy, poddając się mojemu tempu. Po około 600 metrach przejechanych względnie spokojnie pochwaliłam ją i po uprzedniej półparadzie dodałam łydki, odpuszczając wodze. W klacz nagle wstąpiły nowe pokłady entuzjazmu, mimo świszczącego wiatru na moment postawiła uszy i wyrwała długimi fulami przed siebie. Zaśmiałam się cicho, pozwalając jej się wyszaleć.
-Daalej mała, pokaż co potrafisz - zachęciłam ją z bananem na ryjku, przenosząc ciężar ciała raz do przodu, raz do tyłu, przyzwyczajając klacz do różnych ewentualności i sprawdzając jak na to zareaguje. Czasem wydawała się nieco poirytowana ale dalej z uporem maniaka pruła podłoże kopytami. Byłam świadoma, że ta jej nerwowość i porywczość niepotrzebnie spala jej energię. Będziemy musiały popracować nad równowagą wewnętrzną klaczki. Być może samotność ją tak podminowuje, będziemy musiały trenować w grupie.
Kiedy byłyśmy w połowie drugiego okrążenia, powoli wyhamowałam klaczkę do stępa. Kilka kroków na odsapnięcie, zmiana kierunku i zagalopowanie na tą stronę. Tym razem szło spokojniej, wybiegała się przy poprzedniej okazji. Zniżyła nieco łeb, podstawiła zad nadając swoim krokom więcej sprężystości. Znów udało jej się mnie zaskoczyć, kiedy strzeliła potężnego baranka. Wysiedziałam go odruchowo i dodałam łydki, posyłając klacz do przodu.
-Wesołek z Ciebie, nie ma co. Nudno nie będzie. -stwierdziłam, pokonując kolejne metry na grzbiecie klaczy. Było paskudnie gorąco, nie chciałam jej kompletnie wymęczyć. Do tego jeździłyśmy już prawie 30 minut. Nasze sesje zajmują przeważnie 20-40, więc pora była na zakańczanie galopady. Powoli przeszłam do stępa, dałam jej luźniejszą wodzę, pozwalając się zrelaksować. Dopiero, kiedy straciłyśmy prędkość poczułam, jak straszliwie gorąco jest dzisiejszego dnia. Klacz była zlana potem, ja również. Ruszyłyśmy w drogę powrotną do stajni, na szczęście po drodze rosło parę drzew dzięki czemu mogłyśmy się schować przed promieniami słonecznymi. Po ok 10 minutach dotarłyśmy pod stajnię. Zsiadłam jednym płynnym ruchem, przytrzymując się klaczy kiedy ugięły mi się nogi. Następnie z ulgą wkroczyłyśmy do chłodnej stajni. Pogoda odstraszyła część potencjalnych jeźdźców więc ruch był mniejszy niż zazwyczaj. Zaprowadziłam Zanzarę na myjkę, rozsiodłałam i odwiesiłam sprzęt na stojak z zamiarem wyczyszczenia kiedy już ogarnę klaczkę.
Kiedy polewałam siwą wodą, do stajni weszła Tiara z Sayem.
-Jeździłaś? -Tiar spojrzał na mnie jak na kompletną wariatkę.
-Jak widać ^^' -odparłam, masując klacz gumowym zgrzebłem i z zadowoleniem dostrzegając, że nie jest już taka nakręcona jak o poranku.
-Ano widać -Say uśmiechnął się złośliwie pod nosem. -Jesteś cała zjarana xD
-Coooooooooooo -jęknęłam i odsunęłam ramiączko bluzki, by dostrzec piękny biało-czerwony kontrast. -Genialnie x.x
-Jakbyś szukała kogoś do smarowania kefirkiem, to wiesz gdzie mnie znaleźć >3 -Sayu zachichotała szatańsko pod nosem i znikła w siodlarni. Tiar uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i ruszyła w stronę boksów. A ja, niepocieszona ściągnęłam wodę z klaczy. Następnie spojrzałam na zegarek. Było koło 11, tak więc zaprowadziłam folblutkę na padoki do koleżanek. Po drodze Zan usiłowała mnie pozbawić palców, podskubując je zawzięcie. Wypuściłam ją, klepiąc obficie kiedy odchodziła. Siwa żwawym krokiem ruszyła w stronę poidła, po czym napiwszy się ruszyła w stronę grupki klaczek. Chwilę postraszyła się zębami z Zensą, kwiknęła parę razy, poprzekomarzała się z siostrą, po czym zgodnie zajęły się skubaniem trawy ^^ Uśmiechnęłam się i pogwizdując ruszyłam w stronę stajni w celu wysmarowania ramion..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Czw 12:36, 19 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|