Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lena Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 14:47, 24 Cze 2012 |
|
|
Dołączył: 22 Cze 2012
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Stare treningi by hipokrytka03
27. września 2011 - dresaż L z elementami innych klas
Dzień niezaciekawie się zapowiadał, na niebie zbierały się chmury i wszystko wokół aż wrzeszczało, że zaraz lunie. Poszłam do stajni, przygotowałam sprzęt dla Rity, która dzień wcześniej przyjechała do naszej stajni po zajeżdżaniu i małym treningu ujeżdżeniowym. Klacz przez ten czas sporo podrosła, nabrała mięśni. Przywitałam się z nią, wyprowadziłam przed boks. Zaczęła obwąchiwać naszykowany sprzęt, a ja w tym czasie wyczyściłam ją. Jej niebieskie oczy podążały za moimi ruchami. Wrzuciłam siodło i okiełznałam. Według zaleceń poprzedniego trenera, stosuję podwójnie łamaną oliwkę, gdyż klacz jest delikatna. Na wszelki wypadek wzięłam bacik, gumy i lonżę. Udałyśmy się na halę.
Klacz z zaciekawieniem rozglądała się na boki. Przeszła pewnie przez drzwi, które zamknęłam. Podciągnęłam popręg i poprawiłam strzemiona. Usiadłam miękko na siodle. Przez cały czas stała grzeczna, lecz lekko spięta. Po delikatnej łydce od razu ruszyła płynnym, szybkim stępem. Widać, że rozpierała ją energia. W ciągu kilku okrążeń, zrobiłyśmy pare wolt. Nieco krzywych, ale babsko było ładnie wygięte. Wjechałyśmy wewnątrz, cofnęłam prawą łydkę. Rita bardzo ładnie odeszła bokiem od niej, krzyżując nogi. Nagrodziłam ją. W drugą stronę. Klacz ciutkę uciekła zadem, co skorygowałam.
Zebrałam delikatnie wodze. Wróciłyśmy na ścieżkę, sygnał i zakłusowanie. Znacznie wyciągnęłam jej chód, próbując opuścić jej głowę. Fajnie zaangażowała zad. Wjechałyśmy na duże koło. Karuska bardzo ładnie się wygięła. Przy wyjeździe z koła zagalopowanie na prawą nogę. Po 2 fule zaprezentowała mi mała serię baranów. Widać, kobył ma nadmiar energii. Następnym razem wypadałoby trochę ja przelonżować. Zaczęła zapieprzać na przodzie z głową w chmurach. O Ty wredoto. Musiałam ją trochę przytrzymać, co poskutkowało baranem. Zatrzymałam ją. Założyłam gumy w niezbyt niskim ustawieniu. Sygnał i zakłusowanie. Kółko żwawego kłusa, aby klacz mogła przyzwyczaić się do urządzenia. W narożniku zagalopowałyśmy na lewą nogę. Strzeliła barana. Przez chwilę walczyła z pomocami. Później odpuściła i uspokoiła się. Rozluźniłam się i oddałam jej trochę wodze. Zrobiłyśmy dwie duże wolty w tym samym miejscu. Bardzo fajnie zaokrągliła się. Wyjeżdżamy na przekątną. Usiadłam głębiej w siodle, przejście do kłusa i zagalopowanie na prawo. Bardzo ładnie! Pogłaskałam klacz. Zebrałam ją, gumy wisiały praktycznie luźno. Przez chwilę szła prawie idealnie. Szła teraz równymi, ale bardzo drobnymi fule'ami. Zmiana ustawienia nóg i wolta. Siadam mocniej i lekko ściągam wodze. Przejście do stępa. Syto pochwaliłam konia.
Zdjęłam klaczy gumy. Rzuciłam wodze. Samym dosiadem pokierowałam Ritę, aby zrobiła duże koło, potem o połowę mniejsze i woltę. Gdyby nie to, że jej głowa była w kosmosie to wyszło nam to całkiem nieźle. Odpoczęłyśmy jakieś 3 minuty, po czym zebrałam wodze. Ruszyłyśmy zebranym kłusem. Poprawiłam dosiad i rękę. Klacz bardzo fajnie ustawiona. Na długiej ścianie dodałam łydki i wyciągnęłyśmy kłusa. Na krótkiej zmniejszenie tempa. Na przekątnej znowu dodanie i zmiana kierunku. Na długiej ścianie, w szybkim kłusie zrobiłyśmy dużą woltę, bardzo zgrabną i okrąglutką. Klacz przez cały czas fajnie angażowała zad. Wjechałysmy na linię środkową. W centralnym punkcie zatrzymałyśmy się. Nagrodziłam Ritę, bo zrobiła to poprawnie. Łydka, stęp i zagalopowanie. Wyszło nam nieco pokraczne, więc po najechaniu na ścianę przeszłyśmy do stępa i powtórzyłyśmy zagalopowanie. Tym razem wyszło nam bardzo fajnie. Zrobiłyśmy kilka okrążeń, w spokojnym tempie. Klacz rozluźniła się i zaangażowała. Jestem z niej bardzo zadowolona. Przeszłyśmy do stępa.
Oddałam Ricie wodze całkowicie. Stępowałyśmy przez jakieś 15 minut. Potem sciągłam ją do stajni, zarzuciłam derkę i wypuściłam na łączkę.
29 września 2011 - drągi i skoki LL
Przyszłam do stajni z bardzo pozytywnym nastawieniem. Zabrałam sprzęt Miśki i rozwiesiłam na wieszaku przed jej boksem. Klacz już od jakiegoś czasu obserwowała mnie jak krzątam się po budynku. Miała ewidentnie bardzo pozytywny humor. Pogłaskałam ją. Wyprowadziłam z boksu i szybko wyczyściłam. Rita bardzo to lubi. Osiodłałam i udałyśmy się w stronę ujeżdżalni.
Na placu ustawiłam:
-5 cavaletti na kłusa
-3 drągi na galop
-kopertkę 50cm z wskazówką
-stacjonatkę 50cm
Wsiadłam na klacz, podciągnęłam popręg i dałam sygnał do stępa. Szybko zareagowała i energicznie ruszyła. Z zaciekawieniem podchodziła do każdej przeszkody, zapoznając się z nimi. Najciekawszą przeszkodą okazała się stacjonatka, którą musnęła kilka razy chrapami, po czym głośno parsknęła. Jeździłyśmy między przedzkodami bliżej nieokreślonymi kierunkami przez dobre dziesięć minut. Podciągnęłam jeszcze popręg o dwie dziurki, aby nie był za luźno. Zebrałam wodze, delikatnie przyłożyłam nogę i ruszyłyśmy kłusem. Chód był bardzo sprężysty. Ciutkę go wyciągnęłam, aby kobyłka dobrze się rozgrzała. Cofnęłam prawą łydkę i delikatnie ściągnęłam lewą wodzę. Lulu zaczęła kręcić koło, jednak trochę schodziła do środka. Docisnęłam łydkę, która była na popręgu i wszystko zostało wykonane prawidłowo. Zmieniłyśmy kierunek po przekątnej. Nieco zwolniłymy tempo i pozbierałam delikatnie klacz. Zjechałyśmy z ściany prosto na cavaletti. Karuska bardzo napalała się na nią już jakiś czas wcześniej, przez co musiałam ją przytrzymać. Zrobiłyśmy najazd z drugiej strony. Tym razem klaczka trzymała równe tempo. Nad drągami wysoko podnosiła nogi, jednak nie zachwiało to jej równowagi. Po pokonaniu przeszkody wróciłyśmy na ścianę. Zrobiłyśmy małą wolte, podczas której klacz bardzo fajnie się wygięła. Zaraz potem ustawiłam łydki i dałam dość mocny sygnał. Lulu przeszła do galopu z impetem. Wybrała bardzo szybkie i nieco rozwleczone tempo. Pozwoliłam jej zrobić jedno okrążenie, po czym zaczęłam ją delikatnie składać do kupy. Zrobiłyśmy dużą woltę. Klacz podstawiła zad, zaokrągliła się i zrobiła przyjemniejsza w wysiedzeniu. Zaczęłyśmy galopczyć w stronę trzech nieszczęsnych drągów. O dziwo Karuska nie napalała się na nie. Przeleciała nad nimi, pukając w ostatni tylnym kopytem. A więc poprawka. Zobiłyśmy Okrążenie wokół ujeżdżalni i to samo. Tym razem kobyłka bardzo fajnie zaakcentowała nogami ponad przeszkodą. Poklepałam ją. Poprosiłam Klaudię, która od jakiegoś czasu przyglądała się co wyprawiam z koniem, aby trochę zmniejszyła odległość między drągami. Poprawnie pokonałyśmy ta przeszkodę, nie dotykając jej. Przeszłyśmy na chwilę do stępa. Sekunda luźnej wodzy i swobody.
Po momencie odpoczynku, dalej wzięłyśmy się do pracy. Łydka i przejście do szybkiego kłusa. Trzymałam klacz trochę mocniej na kontakcie, najechałyśmy na krzyżaczka. Lulu wyrwała do przodu i przeszła do galopu zbyt wcześne. Przeszkodę przeskoczyła czysto z wielkim zapasem. Jeszcze raz. Tym razem mocno przytrzymałam klacz i wyszło nam to poprawnie. Spróbujemy to samo, tyle że z galopu. Najechałyśmy całkiem równo, kobyłka z daleka obserwowała krzyżaczka. Tuż przed przeszkodą dałam łydkę i odskok wykonany był z dobrej odległości. Z niezłym zapasem. Trochę wyrzuciło mnie do góry. Poklepałam konia, bardzo dobrze się spisał. Najechałyśmy na podwyższoną o 2 dziurki przeszkodę z drugiej strony. Regularnym, nieco szybkim tempem. Klacz bardzo chciała już przeskoczyć, jednak dzięki trzymaniu, nie rozpędzała się. Wybiła się ciut za wcześnie. Skok jednak był poprawny. Poklepałam klacz, przeszłyśmy do kłusa. Trochę ją pozbierałam i skróciłam. Zrobiłyśmy wężyka i dwie wolty. Rita uspokoiła sie trochę, gdyż była nieźle nakręcona. Najechałysmy na cavaletti, które klacz pokonała świetne, wysoko podnosząc nogi. Łydka i zagalopowanie. Najeżdżamy na krzyżaczka, idealne wybicie i całkiem niezły skok. Po wylądowaniu skierowałam klacz na lewo, w stronę stacjonaty. Karuska skupiła się na nowym zadaniu. Trzymając tempo dobrze pokonała je. Nagrodziłam dzielną dziewuchę. Jeszcze raz potuptałyśmy w stronę stacjonaty. Miśka tym razem najechała spokojnie i taki też skok oddała. Świetnie się spisała. Przeszłyśmy do stępa. Zdjęłam klaczy siodło, zostawiłam jedynie czaprak. Wsiadłam spowrotem na grzbiet i udałyśmy się na krótki spacer wokół pastwisk, korzystając z ostatnich promieni słońca.
Później wróciłyśmy do stajni. Na myjce opłukałam klaczy nogi, wysmarowalam kopytka. Wprowadziłam do boksu i dałam duuużą marchewę w nagrodę.
15.10.2011 - skoki z Magnatem/by ESZAG
Dzisiaj miałyśmy wszystkie trzy weny na trening – Rust, hipokrytka i ja, to znaczy Esz. Z tym że miał to być nietypowy trening skokowy, czyli ja sobie stoję i drę ryja, Hipcia wozi dupę na Rite, a Rust na Magnacie. Obie dziewcyny miały być gotowe na godzinę dziesiątą, a gdyby nie były, to wzięłam ze sobą mój kij bejsbolowy, którym je straszyłam. Wiecie, żeby nie było że tak sobie tylko mówię. Punkt 10 w związku z tym weszłam do stajni. Rust stała z gotowym Magnatem, co zaaprobowałam i kazałam jej przenieść się na halę (była wyjątkowo paskudna pogoda + nie wiemy jak Magnat skacze). Hipcia natomiast była w połowie siodłania, póki co miała tylko ochraniacze. Nie patyczkując się, przywaliłam jej po głowie moim kijem bejsbolowym. Nieco chyba za mocno, bo zaskowyczała jak obdzierane ze skóry zwierzę, a Rita wystrzaszyła się i odskoczyła w kąt boksu.
-AU! Za co to kur*a ma być?
-Mówiłam dziesiąta? Mówiłam. To teraz nie pierdol tylko szybko się sprężaj bo Rust i Magnat już stępują.
Po oberwaniu bejsbolem pospieszyła się znacznie i trzy sekundy później już obie byłyśmy na hali. Kazałam im stępować przez coś koło 10 minut, po czym pozwoliłam na kłusa, sama ustawiając sobie misterne kombinacje z drągów i stojaczków. Może nie były zbyt imponujące, ale fakt faktem że konie pierwszy raz miały u nas skakać, przynajmniej ze mną. Gdy dziewczęta pracowały nad końmi w kłusie, ustawiłam trzy drągi na kłusa właśnie, dość szeroko żeby rozkulały konie, krzyżaczka o niewielkiej wysokości 50 cm ze wskazówką z przodu, oraz dwie kawaletki. Nie wszystko koło siebie oczywiście. Po ustawieniu przeszłam do dalszego podziwiania dziewcząt i darcia ryja.
-Rust, zrób coś z tym koniem. Idzie do takie rozciągnięte, powieszone na przodzie jakby się miało wywalić. Wygnij go w łukach bardziej i pozbieraj, no i dodaj trochę bo tu pośnie. Dzisiaj skaczemy, ma mieć energię!
-Hipcia, w miarę dobrze, tylko uspokój ją trochę bo w przeciwieństwie do Magnata to zaraz tu szału dostanie.
Jak na zawołanie, Rita strzeliła serię trzech baranków. Hipcia utrzymała się w siodle i ściągnęła mocniej wodze.
-Na kontakcie, nie dawaj jej się schylać bo cię z siodła wywali! - powiedziałam, po czym wzrok przeniosłam na Rust. - Teraz dobrze, tak trzymaj, nie trać tempa w łukach.
Po chwili dreptania, aż stwierdziłam że oba konie są już całkiem rozgrzane, nakierowałam je żeby sobie najeżdżały na drągi. Rite, która wjechała pierwsza, zdezorientowana nieco rozwaliła prawie dwa i jako że Hipcia popuściła na wodzy przeszkoczyła ostatnie dwa drągi i niekontrolowanie potruchtała dalej.
-TRZYMAJ NA KONTAKCIE! - wrzasnęłam za nią i oglądałam tym razem Magnata. Poradził sobie nieco lepiej, ale że Rust do końca go nie dopchała to brakło konia na ostatni drąg i między nimi Magnat zrobił dwa kroki.
-Hipcia, jedź aż będzie w miarę, a ty Rust chodź.
Do butów miałam przypięte ostrogi, które właśnie ściągnęłam i przepięłam Rust. Magnat był dzisiaj do pchania, a nie miało sensu cisnąć go na chama skoro można użyć ostróg, czyż nie? Po tej operacji jakoś raźniej im się szło i Magnat w końcu zaczął napierać na wędzidło.
Obróciłam się za ramieniem i zobaczyłam Hipcię jadącą któryś raz z kolei drągi. Było dobrze, koń przytrzymany, więc powiedziałam tylko, zeby od czasu do czasu zmieniała stronę i jeździła konia symetrycznie. Rust przejechała z Magnatem jeszcze raz w tą samą stronę, wyszło im dość dobrze, choć koń był trochę rozciągnięty. Tym razem zaczął jednak machać łbem i nosić go niesamowicie wysoko. Stwierdziłam ponownie, że nie ma konia co źle uczyć i zapięłam wypinacze. Początkowo trochę mu to nie pasowało i kładł uszy po sobie, ale po chwili przyzwyczaił się, chyba stwierdziwszy że na dole też może być wygodnie, i nawet trochę się zaokrąglił po grzbiecie. Rust go poklepała i pojechała jeszcze kilka razy w różne strony.
-Dobra, dość na chwilę. Magnat stępuj, omijaj tylko krzyżaka. Hipcia, jedziesz sobie kłusem, przeszkodę tak żeby była na prosto, wtedy siadasz i pchasz, ale zagalopować pozwalasz dopiero na drągu. Jasne?
-Mhm – odburknęła niewyraźnie i skupiła się na zadaniu do wykonania. Poszła, i szła dobrze, ale gdy Rita zobaczyła przeszkodę trochę się szarpała i zagalopowała wcześniej niż powinna, oczywiście tratując przy tym drąga i wybijając się w złym miejscu. Do tego w zabawnym, bo wyskoczyła wysoko, ale niesamowicie blisko przeszkody.
-Jeszcze raz – powiedziałam.
Pojechały więc jeszcze raz, tym razem nieco lepiej. Choć Rita wyrywała się jak mogła, Hipcia trzymała w zamkniętej ręce i nie pozwalała wyrwać, dzięki czemu zagalopowały na drągu, oskok wypadł idealnie, a Rita wyskoczyła do góry na jakiś, hm, prawie metr. Popracujemy nad ocenianiem wysokości przeszkód kiedy indziej.
-Dobra, Rite stęp. Magnat, dajesz. Magnat dał, chciał szarpnąć przy zakłusowaniu, ale szprytnie przeze mnie dopięte wypinacze nie pozwoliły i tylko sobie prychnął z dezaprobatą. Pokłusował, zobaczył przeszkodę, zwolnił trochę, prawie przed nią przystanął. Rustler była jednak twarda, trzepnęła go batem i jakoś przez to przeszedł. Drugi raz pownien być nieco łatwiejszy i bardziej poprawny, więc poprosiłam ją o poprawę. Pojechali jeszcze raz, tym razem Magnat zagalopował nawet, kilka fouli nieco za wcześnie ale przeżyło to, bo odskok wypadł idealnie za wskazówką i przeskoczyli całkiem poprawnie. Dziewczyna poklepała go po szyi i zwolniła do stępa, co nakazałam. Na dzisiaj, jako że postanowiłam biednych koni początkujących w skokach dużo bardziej nie katować, pokierowałam dziewczyny na kawaletki na wolcie, każąc jednak najpierw im się rozgalopować. Z zagalopowaniem obie porwadziły sobie dobrze, co prawda Rita przy tym zarzuciła zadem, ale niemal niewidocznie, więc to przełknęłam i patrzyłam na te parę kółek, wolt i tym podobnych. Poprosiłam Magnata o stęp po jednej części hali, a sama stanęłam w środku wolty, na której miała się poruszać Lulu z Hipcią. Najpierw zaczęły w lewo. Hipcia musiałą dość mocno trzymać swoją klacz, bo kawaletki ustawione były na dość umiarkowane tempo, którego Rita nie chciała mieć w słowniku, bo parła do przodu. Za pierwszym razem, ledwo bo ledwo, ale jakoś się zmieściły, za drugim było trochę lepiej, a trzecia wolta, choć z beznadziejnym wygięciem, wyszła im bardzo poprawnie. Pochwaliłam obie i oddelegowałam do stępowania z pozwoleniem popuszczenia popręgu. Do mnie miały teraz prybyć Rust z Magnatem, też wykonując ćwiczenie na lewo. Zagalopowali, pierwszą woltę jednak ominęły kawaletki, za co dostały piękny opieprz. Drugim razem najechali porządniej, wystarczyły dwie wolty i ich też mogłam oddelegować. Miał tę zaletę, że był od Rity spokojniejszy, choć na szerszych kombinacjach by ła to raczej wada. Póki co, byłam zadowolona i nakazałam im obu stępować do końca, a po kilku minutach iść się rozsiodłać. Sama udałam się do pokoju i walnęłam się do łóżka spać, bo po południu miałam jeszcze Rachel i Candy'ego wziąć na małe co nieco na torze wyścigowym.
21.10.2011 - lonża, zagalopowania i wprowadzenie do lotnej
Wstałam względnie rano. Pogoda na dworze była paskudna. Zaparzyłam kawy i poszłam z nia do stajni. Konie jakiś czas temu skończyły konsumować swoje śniadanie, więc stwierdziłam, że czas pomęczyć urocza wredotę, która ostatnio miała przerwę. Przygotowałam wypinacze i pas do lonżowania, bo zapewne będą jakieś mongolskie balety. Kobył ciekawsko nastawił uszy i przywitał się ze mną. Dałam jej całusa w chrapki i zaprowadziłam na myjkę. Energicznymi ruchami czyściłam klacz, co chwila popijając łyczek kawy. Lulu ciągle się wieciła i skubała wszystko w zasięgu jej pychola. Założyłam czaprak i pas do lonżowania. Okiełznałam. Zarzuciłam siodło, nie zapinając popręgu, aby przetransportować je na ujeżdżalnię. Złapałam ostatni łyk gorącego napoju i ruszyłyśmy na podbój Ameryki ..
Klacz rozglądała sie ciekawsko dookoła. Gotowała się od środka i rozpierała ją energia. Na początku, nie zapinałam jej wypinaczy, aby się rozluźniła. Cmoknęłam i pomachałam bacikiem obok Rity, aby ruszyła stępem. Posłusznie odeszła na koniec linki, parskając i strzygąc uszami. Zrobiła kilka kółek.
-Prrr. - Sciągnęłam klacz do siebie i zapięłam jej wypinacze. Dalej, dwa kółka stępa. Cmoknięcie:
–Kłus! - klacz na początku buntowała się i tuliła uszy. Walczyła z wypinaczami i zwalniała. - Dalej leniu! - pomachałam batem za zadem karuski. Wyciągnęła grzbiet i obniżyła głowę. Coś było nie tak. Może po galopie jej się poprawi. - Zacmokałam, galop! - Od razu, na dzieńdobry strzeliła z zadu 2 razy. Po dwóch foulee jeszcze raz. Tempo obrała zabójcze, wydziwiając ze swoim ciałem dziwne rzeczy. Po paru minutach szaleństw uspokoiła się i chyba była gotowa do pracy. Spuściła głowę, na wypinaczach było trochę luzu. Podstawiła zad.
-Baardzo ładnie – pochwaliłam ją – prr - przejście do kłusa, nawet bez zmiany ustawienia. Super, byłam z niej zadowolona. Zrobiła jeszcze pare kółek. Bez walki z wypinaczami i buntów. Przejście do stępa i zatrzymacie. Pogłaskałam ją, odpięłam wypinacze wraz z pasem i założyłam siodło. Wrzuciłam na głowe kask.
Wsiadłam na klacz, która podczas poprawiania strzemion ciekawsko się przyglądała. Delikatny sygnał łydką i Lulu ruszyła żwawym stępem. W związku z tym, że klacz wcześniej się rozgrzała, po zrobieniu okrążenia, zasygnalizowałam ruszenie kłusem. Przejscie było płynne. Szła dość szybko, ale uwalona na przodzie. Odwiesiłam ją z wodzy. Było trochę lepiej. Cofnęłam zewnętrzną łydkę i zaczęłyśmy kręcić dość ciasną wolte. Troche takie jajo, ale ok. Po wyjechaniu z figury, delikatnie bawiłam się wędzidłem, ruszając wodzami naprzemiennie co 1-2cm i oddając nieco luzu. W tym czasie dodałam łydki, aby 'dopchnąć' ją do wędzidła. Klacz opuściła głowę. Oddałam wodze jeszcze bardziej i głośno pochwaliłam klacz. Po okrążeniu, powtórzyłam ćwiczenie. Tym razem łepek Rity wylądował znacznie niżej, nagrodziłam ją. Zrobiłyśmy duuuże koło, jeszcze dodając kłusa, aby Wsza rozciągła grzbiet. Po wyjechaniu koła, które było kołem, zmieniłyśmy kierunek po przekątnej i zagalopowałyśmy na pierwszym narożniku. Wyszło całkiem nieźle, bez żyrafki. Klacz nie napalała się tylko szła całkiem równym tempem. Spróbowałam nieco jeszcze skrócić chód, przenosząc ciężar ciała na tył. Foulee były coraz mniejsze, zrobiłyśmy dużą woltę/małe kółko. Poklepałam Riciaka po łopatce i dałam luz. Opuściła głowę do dołu i o dziwo nie dodała kroku. Rozluźniła szyję i trzymała ją nisko. Przegalopowałyśmy tak ze dwa kółka, później znowu złapałam kontakt i wracamy do hardłorkingu. Najechałyśmy na przekątną, przejście do kłusa, kilka kroczków, zagalopowanie na drugą, prawą nogę, z mocnym zaakcentowaniem ułożenia łydek. Lulu poprawnie wykonała zadanie. Zrobiłyśmy okrążenie i ponownie wjechałyśmy na przekątną, z przejściem do kłusa, tyle, że z wcześniejszym zagalopowaniem, tuż po przejściu do kłusa. Klacz dość szybko zareagowała, jednak strasznie wyrwała się przy tym do góry. Zrobiłyśmy kółko, na luzie, aby trochę się uspokoiła i ogarnęła. Zaczęłyśmy kręcić trójbrzuszną serpentynkę. Pierwsze półkole z bardzo ładnym wygięciem. Na wyprostowaniu, szybka i dość znośna zmiana kłusa, z mocną łydką i aż przesadnym ustawieniem. Drugi brzuszek równierz całkiem całkiem. Znowu wyprostowanie i zmiana nogi, tym razem płynna, bez buntów, po jednym kroczku. Poklepałam karuskę. Przeszłyśmy do stępa. Chwilę luzu na dłuuugaśnych wodzach. Widać, że kobyła nieco zasapana, więc zaraz skończymy. Robiłyśmy jakieś niezidentyfikowane kształty po ujeżdżalni. Po jakichś 4 minutach na złapanie oddechu, zebrałam wodze. Mocniej usiadłam w siodle, cofnęłam jedną łydkę i wypchnęłam Rite biodrami. Zaczaiła o co chodzi i zagalpowała bardzo energicznie. Poklepałam ją, bardzo fajnie. Na końcu długiej ściany zaczęłysmy kręcić półwoltę. Zmieniłam ustawienie łydek, ale nie za bardzo wiedziała o co mi chodzi. Przeszłyśmy do kłusa i zagalopowała poprawnie. Jeszcze raz. Wjechałyśmy na przekątną. Mniej więcej na środku zmieniłam ułożenie nóg. Tym razem kobyłka zrozumiała przekaz i 'przeskoczyła' na druga nogę. Nieco nieudolnie i gubiąc rytm, ale udało jej się. Syto nagrodziłam klacz pochwałami. Przeszłyśmy do stępa. Zeszłam z klaczy i zdjęłam jej siodło.
Pooprowadzałam ją w ręku jakieś 15 minut, bo bardzo się zgrzała. Jestem dumna z kobyłki. Po rozgrzaniu zaprowadziłam ją do boksu gdzie dostała kilka dużych marchewek w nagrodę.
06.11.2011 - skoki gimnastyczne kl.LL/by CUXA
Wstałam nadzwyczaj wcześnie, by uporać się ze wszystkim. Dziś miałam wybrać się do WSR Diffrent, do którego trzeba było przecież dojechać... >,>
Przyjechałam do stajni przed południem, powitałam hipokrytkę i bez zbędnych ceregieli zaczęłam łowić wzrokiem moją dzisiejszą ofiarę. Klacz okazała się rzuć słomę w swoim boksie, z zainteresowaniem przyglądając się nowej osobie - czyli mnie. Najwyraźniej wiedziała, że coś się święci.
Wydawała się lekko zdziwiona, gdy to ja, a nie jej właścicielka, zabrałam się za czyszczenie i siodłanie. Po 10 minutach byłam gotowa - ubrałam kask dla bezpieczeństwa, chwyciłam wodze i poprowadziłam konia na ujeżdżalnię.
Tam już czekały przeszkody - cavaletti ustawione na kłus, na których wybrałam odległość 2,10 m, bo w końcu klacz była, hm, duża; dalej krzyżaczek o wysokości 60 cm, a na końcu linii kolejny krzyżaczek 70 cm - obie przeszkody będą potem podniesione do stacjonatek.
Mimo pozorów nie miałam zamiaru jechać całego parcouru. Chciałam troszkę pogimnastykować klacz.
Stępowałam wokół na luźnej wodzy, często zmieniając kierunki. Rita, strzygąc uszami, przyglądała się "wystrojowi" placu. Po 5 minutach zebrałam wodze, napychając przy tym klacz na wędzidło. Była spokojna w pysku, łatwo wchodziła na kontakt. Rozpoczęłam ćwiczenia na wygięciu, okrążając przeszkody, robiąc wężyki. Starałam się często zmieniać ustawienie, by unikać jakichkolwiek usztywnień. Namiętnie rozluźniałam ją w potylicy. Wielkopolaczka zaczęła się nakręcać!
Dałam jej sygnał do kłusa. Ruszyła energicznie do przodu. Była bardzo fajna, cały czas tak samo dynamiczna w ruchu, ale nie gnająca. W dalszym ciągu prowadziłam ją między przeszkodami, próbując wyczuć, czy występują jakiekolwiek spięcia. Rita była miękka, ciągle szczękała wędzidłem, podgryzając je, co prowokowało wydzielanie się śliny.
Wyjechałam na prostą, wydłużając chód. Klacz schowała się za wędzidło, popierdzielając tymi swoimi długimi nóżkami. Przytrzymałam ją, powtarzając ćwiczenie. Tym razem zostawiłam ją samą z pyskiem, wyłącznie pchając ją od zadu. Spotkało się to ze zdziwieniem i poszukiwaniem kontaktu.
-Brawo, kobyłka.-zaśmiałam się.
Była cholernie szczerym koniem, co bardzo mi się w niej podobało.
Powtórzyłam kilka takich wydłużeń, by potem ponownie porozluźniać ją w potylicy. Nie miała pojęcia dlaczego, ale poszerzanie ram prowokowało ją do usztywnień w tym miejscu.
Zagalopowałam na kole. Musiałam ją sprawdzić, jej reakcje na wszystko, jak odbiera sygnały. Bawiłam się z nią skracając, a następnie wydłużając wykrok. Nie dawałam jej się nudzić. Na prostej przeszłyśmy do medium canter, by na łuku wykonać half hold. Wymagało to od niej maksymalnego zaangażowania. Ale bardzo fajnie sobie radziła.
Skierowała uszy w moją stronę, przeżuwając wędzidło.
Powtórzyłyśmy ćwiczenia na drugą stronę, która okazała się być tą gorszą. Nie oznaczało to jednak, że będą jakieś taryfy ulgowe - o nie! Pomęczyłam ją dłużej w tym kierunku, skupiając się bardziej na tym, by koń był prosty.
Po takiej rozgrzewce postanowiłam w końcu zająć się swoim torem przeszkód.
Zaczęłam standardowo od cavaletti, które ustawione były na wysokości ok. 10 cm nad ziemią (+12 cm średnica drąga), podparte z obu stron. Pierwsze razy były niechlujne, jednak z czasem klacz zaczęła rozluźniać grzbiet i efektywniej działać kończynami. Podwyższyłyśmy drągi z jednej strony (tak, by się przeplatały na ukos) na wysokość ok. 40 cm. Rita, najeżdżając, nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić, tracąc kompletnie rytm i dynamikę. Zdołałam ją jakoś przepchnąć przez cavaletti, które boleśnie brzęczały od trącania ich. Spróbowałyśmy ponownie, tym razem bardziej dynamicznie.
Koń załapał po którymś razie, że chodzi o aktywniejszą pracę zadu i grzbietu. Poklepałam ją. 2 minuty stępa na luźnej wodzy, by potem zająć się krzyżakami.
Ruszyłam kłusem, zbierając klacz w kupę. Wypatrzyłam przeszkody i zaczęłam na nie kręcić, by wystarczająco wcześnie pokazać je klaczy. Wybijała się za wcześnie, była nie oszczędna w skoku, idąc mocno do góry. Podobnie pokonała drugiego krzyżaka.
Wrong, wrong, wrong. Wielu osobom podobałaby się taka "ambicja" (i nagle zaczęłoby się podwyższanie przeszkód, bo przecież co to dla mojego konia...), jednakże na parcourze była to strata czasu, na szeregach była wręcz niebezpieczna i kompletnie nieoszczędna - koń ma do pokonania cały parcour (10-16 przeszkód) i ciężko byłoby , gdyby na każdej podobnie się zachowywał.
Postanowiłam jednak po prostu jechać normalnie. Przytrzymałam ją mocniej, pokazując jej, że można dojechać bliżej do przeszkody, by tam sobie "tupnąć" i skoczyć. Skoki od razu zrobiły się okrąglejsze, mimo że dalej klacz skakała, jakby drągi parzyły. Cóż. Teoretycznie dobrze.
Po kilku próbach dostawiłyśmy do mojej linii dodatkowe 4 przeszkody - krzyżaczki na skok-wyskok, a przed pierwszą dostawiłyśmy cavaletti na kłus. Było ciasno.
Najechałam, utrzymując dynamikę - która była tak cholernie ważna przy szeregach! Oddawałam klaczy delikatnie wodze, utrzymując jednak przy tym stały kontakt.
Nie za bardzo podobał jej się skok bezpośrednio po drągach - wydawało jej się, że ma mało miejsca, więc znowu wytraciła całą energię najazdu na skok. Ze zdziwieniem odkryłam, że po przeszkodzie zrobiła tupnięcie... i dalej poszło jak po maśle! Chyba w końcu odkryła o co chodzi w tych skokach. Szeregi prowokowały do oszczędniejszych skoków. Wesoło bryknęła sobie po szeregu.
Przećwiczyłyśmy taki układ jeszcze dwa razy, najeżdżając z różnych stron.
Podwyższyłyśmy każdego krzyżaka na wysokość 60 cm, a trzy ostatnie przeszkody przerobiłyśmy na stacjonatki 70 cm.
Rita zaczęła się nakręcać, jednakże szybko wytracała tą prędkość na skokach. Bardzo sprawnie pokonywała przeszkody, jakby wciąż chcąc "więcej, więcej!".
Wysokość nie sprawiała jej problemów, jak można było się spodziewać.
Po powtórzeniu ćwiczenia kilka razy zebrałyśmy przeszkody.
Klacz była cała mokra. Cóż....
Pokłusowałam jeszcze chwilę, dając jej nieco dłuższe wodze, by mogła lekko wyciągnąć pysio w dół. Po 5 minutach przeszłyśmy do stępa. Dałam jej luźną wodzę.
Po zakończonym treningu rozsiodłałam ją, obmyłam, by następnie wsadzić w derce do boksu i pożegnać się z WSR Diffrent. Może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja, by ich odwiedzić
07.11.2011 ćw.przejazdu ujeżdżeniowego kl.P-8 z lotną
Po szkole nieco styrana przebrałam się w robocze ciuchy i udałam się do stajni. Wciągnęłam do nosa woń siana. Jak ja to kocham. Przeszłam wzdłuż korytarza, witając się z Magnatem, który ciekawsko wystawił łeb zza kratek. Z siodlarni zabrałam sprzęt mojej karuski i rzuciłam go koło myjki. Weszłam do boksu Rity. Czekała już na mnie. Cichutko zarżała na mój widok. Rozczochrałam klaczy grzywke, zjeżdżając dłonią po pysku do samych chrapek. Odziałam ją w kantar i umieściłam na myjce. Standardowo zajęła się dogłebnymi oględzinami kuferka, a ja spokojnie mogłam wziąć się za szczotkowanie. Zaczęłam od szyi, która od przyjazdu nabrała nieco mięśni. Szybko zmiotłam kurz z grzbietu, gdyż Lulu nie wychodziła wczoraj na padok. Grzecznie podała nogi. Poklepałam klacz po łopatce, podczas gdy ona właśnie zajmowała się rozbrajaniem uwiązu. Głupek. Założyłam jej błękitne ochraniacze, po czym wrzuciłam na jej grzbiet siodło, zapinając popręg na pierwszą dziurkę. Zsunęłam kantar na szyję, potem załaskotałam klacz w dziąsło, poprosiłam, aby wzięła wędzidło. Bez problemów dała się okiełznać i od razu memlała oliwkę. No to redi, set, goł. Przerzuciłam wodze i zaprowadziłam klacz na ujeżdżalnię.
Kask wylądował na mojej głowie. Podpięłam popręg i wczołgałam się na Ritę. Dopasowalam strzemiona i dałam sygnał do ruszenia stępem. Wodze luźno zwisały, a dość energicznie dreptająca klacz chodziła w różnych kierunkach, wyciągając swoją szyję. Nieco się rozciągnęłam machając nogami i rękoma, skręcając tułów i ruszając kostkami. Po dziesięciu minutach stępa ściągnęłam wodze, złapałam kontakt i dodałam łydki, na co Lulu podstawiła zad i ruszyła fajnym, energicznym chodem. Po kilku kroczkach na prostej, zmieniłyśmy kierunek przez półwotlę. Wyszła trochę płaska. Na środku długiej ściany zaczęłysmy kręcić malutką woltę, z dużym, nawet aż przesadnym wygięciem. Pod koniec krótkiej ściany, skierowałam ją jakby na przekątną, cofając lewą łydkę za popręg, aby wykonała ustępowanie od łydki. Klacz wygięła szyję, co szybko skorygowałam. Karuska bardzo fajnie krzyżowała nogi, za co została pochwalona. W drugą stronę strasznie uciekała dupą, więc zrobiłyśmy ćwiczenie jeszcze raz i wyszło dobrze. Na dłuższej prostej zrobiłyśmy 3 wężyki. Czas na kłus. Docisnęłam łydki, klacz od razu zareagowała, ruszyła płynnym, rytmicznym chodem. Niestety, głowa w chmurach i dzida do przodu. No tak to nie będziemy pracować mała. Wjechałyśmy na ciastną woltę, aby Rita ogarnęła się nieco. Zrobiłyśmy 3 kółka, klacz zwolniła, ściągnęłam wodze i dodałam łydki. Podstawiła dupcię i nosiła miękko. Teraz to rozumiem. Pogłaskałam ją po łopatce. W takim tempie zaczęłyśmy kręcić ósemkę. Pół brzuszka, całkiem nieźle, wyprostowanie, kółko wyszło niezłe, z dobrym wygięciem. Wyprostowanie, drugie pół brzuszka wypadła łopatką, co skorygowałam. Kółko samego kłusa, na długich ścianach po dwa wężyki, na których Lulu całkiem nieźle się wyginała. Udałyśmy się na linię środkową, z której wystartowałyśmy ustępowanie od lydki. Cofnęłam jedną łydkę. Musiałam pilnować szyi i przodu. W tym czasie ona uciekła tyłem, co musiałam poprawić działając łydką. W drugą stronę uciekła trochę szyjką, ale byłko nieźle. Pochwaliłam klacz. Wjechałyśmy na ścieżkę dookoła ujeżdżalni. W narożniku zmieniłam położenie ciała i dałam sygnał do zagalopowania na prawą nogę. Rite zaraz po sygnale wskoczyła w fajny, spokojny galop. Dwa okrążenia równym chodem na rozluźnienie. Po krótkiej ścianie wjechałyśmy na przekątną. Przejście do kłusa. Na środku znowu zagalopowanie, klacz złapała o co chodzi i prawidłowo zmieniła chód. Pare kółek na rozruszanie. Ruch był bardzo wygodny, klacz mocno angażowała tył, grzbiet i szyja były zaokrąglone. Zakręciłysmy duże koło, które było całkiem kształtne, z prawidłowym wygięciem. Wróciliśmy na prostą. Klacz bawiła się wędzidłem w pysku, co powodowało powstawanie piany. Na długich ścianach dodawałam łydki, aby zwiększyć tępo, na krótkich ścianach znowu siadałam głeboko w siodle, przenosząc ciężar na zad, aby klacz nieco zwolniła. Po prawidłowo wykonanym ćwiczeniu przeszłyśmy do stępa. Poklepałam klacz po łopatce. Po okrążeniu swobodnym stępem, dałam sygnał do ruszenia kłusem. W narożniku zaczęłyśmy kręcić koło, na którym opuściłam ręce i oddałam nieco wodzy, dopychając łydkami wielkopolankę do wędzidła. Bardzo ładnie opuściła głowę i żuła wędzidło. Na kole bardzo fajnie się wygięła, utrzymywała rytmiczny i swobodny kłus. Po skończeniu koła, skróciłam ją, zwalniając i zbierając chód.
Stwierdziłam, że przejedziemy sobie program P-8, gdyż klacz ostatnio zrobiła znaczne postępy, więc czemu by nie. Wjechałyśmy kłusem na linię środkową, gdzie zatrzymałyśmy się. Rozluźniłam się, aby klacz nie wierciła się. Stała spokojnie, więc ruszyłyśmy spokojnym kłusem roboczym przed siebie, do C. Dojeżdżając do krótkiej ściany, skręciłyśmy w prawo i starannie wyjechałyśmy narożnik. W połowie długiej ściany zaczęłyśmy kręcić koło, nie dojeżdżając do równoległej ściany. Klacz ładnie reagowała na łydki, dobre wygięcie i utrzymanie rytmu. Po wyjechaniu z koła, nie zmieniając tempa, wyjechałyśmy narożnik, a w połowie krótkiej ściany wjechałyśmy na linię środkową. W centralnym punkcie ujeżdżalni, zaczęłyśmy kręcić ósemkę. W prawo poprawne wygięcie i dobra reakcja na łydki. Niestety wyprostowanie wyszło nam nieco po skosie i drugi brzuszek wolty był trochę jajowaty. Po skończeniu figury wróciłyśmy na linię, i dojechałyśmy do C. Trzymałam łydki równo, delikatnie obejmując brzuch karuski, aby nie uciekala na boki. Dojeżdżając do krótkiej ściany, przyotowałam Rite do skrętu w lewo. Wjechałyśmy na ścieżkę wzdłuż ściany, nadal poruszając się rytmicznym kłusem roboczym. W połowie długiej ściany zrobiłyśmy koło, identyczne jak wcześniej, tylko że na lewo. Trochę płaskie, ale ujdzie. Po krótkiej ścianie, wjechałyśmy na przekątną, żeby zmienić kierunek. Klacz szła równo, nie zbaczając z obranego kierunku. Na środku krótkiej sciany mocniej usiadłam, sciągnęłam delikatnie wodze i płynnie przeszłyśmy do stępa. W narożniku znów wjechałyśmy na przekątną, wyciągając stępa. Dojeżdżając do przeciwległego narożnika zwolniłyśmy do stępa swobodnego. Na środku krótkiej ściany zwróciłam na siebie uwagę klaczy. Cofnęłam łyfkę i dałam sygnał do zagalopowania. Klacz szarpnęła głową do góry, ale przeszła do wyższego chodu w odpowiednim miejscu. Na długiej ścianie oddałam klaczy wodze i delikatnie się nimi bawiłam. Lulu zaczęła żuć wędzidło opuszczając głowę. Na środku krótkiej ściany, przy literce C, zrobiłyśmy koło. Karuska uciekała trochę zadem, co poprawiłam łydką. Po wyjechaniu narożnika dodałam łydki, aby galop był pośredni. Klacz płynnie zwiększyła tempo, nie gubiąc rytmu. Przed kolejnym narożnikiem, znów zwolniłyśmy do galopu roboczego. Na środku krótkiej ściany wjechałyśmy na łuk, muskając w ¼ długą ścianę, przejeżdżając ujeżdżalnię w centralnym punkcie, aby wjechać na drugi łuk i automatycznie zacząć jechać kontrgalopem. Klacz nie pogubiła się, zachowała rytmiczność i równowagę. Tutaj powinno być przejście do kłusa, jednak stwierdziłam, że zrobimy lotną, którą mała potrafi. Wyjeżdżając narożnik, przygotowałam się i konia do zmiany nogi. Mocno zaakcentowałam zmianę łydek w odpowiednim momencie. Rite nieco zbyt wybiła się do góry, ale przeskoczyła na druga, prawą nogę. Bardzo ładnie, poklepałam kobyłkę. Na długiej ścianie oddałam jej wodzę, a ta wyciągnęła szyję. Przy A zaczęłyśmy kręcić woltę w takim ustawieniu, która wyszła całkiem niezła. Wyjeżdżając z wolty, zebrałam wodze, robiąc pół okrążenia ujeżdżalni galopem roboczym. Przy C wjechałyśmy na łuk, przecinając ujeżdżalnię w X i zaczynając kontrgalop. Lulu wykonała to w pełnym skupieniu. W narożniku przeszłyśmy do kłusa. Wjechałyśmy na linię środkową i zatrzymałyśmy się na samym środku ujeżdżalni. Poklepałam klacz, gdyż świetnie się spisała.
Oddałam wodze na pełny luz, aby klacz mogła się rozciągnąć. Poluźniłam popręg o kilka dziurek. Była cała spocona, widać że ciężko pracowała. Ciągle głośno ją chwaliłam. Po 15 minutach zsiadłam z Rite i zaprowadziłam do stajni. Rozsiodłałam, obmyłam nóżki, ubrałam w derkę i wcisnęłam do boksu. Wrzuciłam do jej żłobu kilka machewek w nagrode. Świetnie się spisała
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|