Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
naut Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:10, 06 Kwi 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Kwi 2011
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 12.04.2008
Czas trwania: 09.00 - 11.00
Miejsce: hala
Pogoda: mocny wiatr, duże zachmurzenie, deszczowo, +5st. C
Od kilku dni dałam spokój treningom i przychodziłam do Pearl'a bez konkretnego powodu. Chciałam, żeby moje obecność nie kojarzyła mu się tylko z treningiem. Głaskałam go, dawałam smakołyki, mówiłam do niego. Wyraźnie przywykł już do mojej obecności i jakby ją... polubił? Na mój widok zawsze biegł do ogrodzenia choćby z drugiego końca pastwiska. Raz nawet przerwał zabawę z Sunny'm. Pozwalałam mu się także bawić z sobą, ale zawsze kończyłam zabawę wyraźnie okazując mu swoją dominację. Jego zaczepki były przyjacielskie, ale nie chciałam, by choć na chwilę zapomniał kto tu rządzi.
Dziś postanowiłam powrócić do treningów, żeby przypadkiem czegoś nie zapomniał. Konie były w boksach, niedawno skończyły jeść i miałam je teraz wypuścić na pastwisko. Wyprowadziłam Sunny'ego. Z tyłu słyszałam już płaczliwe rżenie Pearl'a, ale szybko się uspokoił, gdy wróciłam do niego.
-Dzisiaj trochę poćwiczymy. Co ty na to, malutki?
Weszłam do boksu i głaskając go po szyi, przypięłam uwiąz do kantara. Powoli wyprowadziłam źrebaka ze stajni. Pogoda była okropna, zanosiło się na niezłą ulewę, ale dzielnie szłam z Pearl'em na ujeżdżalnię. Mały niepokoił się. Zdążyłam zauważyć, że bardzo nie lubi wiatru - robi się przy nim niespokojny i płochliwy. Przy bramie patyk z suchymi liśćmi zaszeleścił i Pearl rzucił się do tyłu. Zrobił może dwa kroki i stanął, dziwnie przechylony, chrapiąc i błyskając białkiem oczu. Starałam się go uspokoić i po jakichś 5 minutach wreszcie przeszedł przez bramę. Niezrażona, zaczęłam prowadzić go wzdłuż ogrodzenia, lecz wszystko zrobiło się nagle bardzo straszne i Pearl co chwila albo odskakiwał, albo zatrzymywał się i nie chciał się ruszyć. Na dodatek zaczął padać drobny deszcz. Po jakichś 10 minutach, w ciągu których zrobiłam z nim zaledwie 3 okrążenia, dałam za wygraną i zaczęłam iść w kierunku hali. Za wcześnie żeby próbować pracować z Pearl'em w takich 'ekstremalnych' warunkach. Zaledwie zamknęłam drzwi hali, ulewa rozpętała się na dobre. Wewnątrz budynku było jednak cicho i przytulnie. Deszcz miło stukał w dach. Pogłaskałam mokrego źrebaka.
-To nie był najlepszy pomysł, co, Pearl'uś? - westchnęłam - No trudno, spróbujemy tutaj popracować. Chodź, stęp, stęp...
Źrebol był wciąż trochę zdenerwowany, ale po kilku minutach rozluźnił się, zaczął stawiać dłuższe kroki. Pochwaliłam go i rozejrzałam się z uśmiechem po hali. Nie ma to jak duża, przestronna hala. Wtedy żadna pogoda nie jest straszna.
-Wiesz co... - powiedziałam powoli - Zaprowadzę Sunny'ego do stajni, bo nie chcę zaprezentować Arryi błotnego potwora.
Odpięłam uwiąz puszczając źrebaka luzem i wyszłam z hali.
Na dworze ostro zacinał deszcz, a wiatr niemal zrywał włosy z głowy. Co to za pogoda?! Mamy kwiecień! oO Weszłam na pastwisko po jeszcze dość twardej ziemi i zobaczyłam stojącego niedaleko Sunny'ego. Ruszyłam w jego stronę i on zaczął uciekać...
-O nie, Sunny, stój!!
Łapałam go przez dobre 5 minut. Wreszcie, ubłocona i zmoknięta zamknęłam niesfornego ogiera w boksie. Szybko osuszyłam go trochę słomą i poszłam do siodlarni. Wróciłam z garścią cukierków w kieszeni i derką. Założyłam ją na konia.
-Powinnam ci nie dawać, rozbójniku... ale nich ci będzie - wyciągnęłam do niego dłoń z cukierkiem.
Sunny wziął spokojnie i zjadł, patrząc mi bezczelnie w oczy. Czekałam chyba z minutę aż odwróci głowę i wtedy, zadowolona, wróciłam na halę.
Na hali zobaczyłam rzecz straszną.
Pearl z dzikim rżeniem galopował do mnie, ale... czy to na pewno był Pearl? Spod warstwy ziemi nie było widać skrawka naturalnej, jasno-kasztanowatej barwy. Najwyraźniej mokra sierść mu przeszkadzała i wytarzał się, bo przecież lepiej być brudnym niż mokrym.
Źrebak ominął mnie w ostatniej chwili, zatrzymał się z efektownym poślizgiem, zatoczył w kłusie małe kółko i stanął w miejscu.
-Ugh... Pearl, ja cię chyba uduszę...
Stanął przede mną, rozglądnął się dookoła i wreszcie spojrzał bezpośrednio na mnie.
-No i co ja mam teraz z tobą zrobić? - zapytałam z góry - To idę po szczotki. I będę cię czyścić. Zobaczysz, będziesz nareszcie porządnie wyczyszczony, i wiesz co? Będziesz stać w miejscu całymi godzinami! Hahaha! - zaśmiałam mu się prosto w oczy i poszłam do siodlarni.
Wróciłam po chwili ze zgrzebłem, kopystką, szczotką miękką i twardą.
-No chodź, urwisie, i przygotuj się na straszliwe męki...
Znów przypięłam uwiąz do jego kantarka i podprowadziłam go jednego z kilku samotnych stojaków na przeszkody. Swoją droga, co one tu robią? Chyba potem je posprzątam. Przywiązałam uwiąz bezpiecznym węzłem.
-I co teraz? Nie uciekniesz, mój drogi!
Pearl popatrzył w lewo, popatrzył w prawo, zastrzygł uszami i podreptał niezdecydowanie w miejscu. Spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
-Nie wiesz co masz robić, co? Masz stać w miejscu...
Pogłaskałam go po szyi, przestając sobie z niego żartować i zaczynając pracę na poważnie.
-No już, spokojnie... - wyciągnęłam cukierka (bananowego ^^) z kieszeni i podsunęłam go Pearlowi.
Źrebak powąchał i zjadł powoli, po czym z wyraźnym ożywieniem zaczął mi szperać nosem po kieszeniach. Dałam mu jeszcze jednego cukierka. Wyraźnie mu zasmakowały. Poklepałam go po szyi, myśląc, że najpierw sprawdzę, czy mogę dotykać całego jego ciała. Spodziewałam się, że nie będzie większych problemów. Był już czyszczony nie raz, ale było to robione na szybko i byle jak, nie przejmując się odczuciami konia. Tak z nim postępowali w poprzedniej stadninie. Ja chciałam, by był spokojny i czuł się komfortowo.
Głaskałam jego szyję, głowę, dotykałam uszu. Nawet nie napiął mięśni, dobrze. Przesunęłam dłoń na grzbiet. I tam też wszystko w porządku. Jak dotknęłam zadu, źrebak usiłował się odwrócić - dalej sądził, ze mam w ręce jakiś smakołyk.Nie pozwoliłam mu i stanął jako-tako spokojnie, ale na pewno nie był przestraszony czy zaniepokojony. Wróciłam znowu do szyi i po chwili spróbowałam w przednimi nogami. Pearl schylił śmiesznie łeb i patrzył, co mu robię, ale za chwilę wyprostował się i obojętnie obserwował nader ciekawe ściany hali. Spróbowałam dotknąć spodu brzucha i źrebak się poruszył. Za każdym razem gdy dotykałam go tam, chodził w miejscu. No, to trzeba zastosować pewną metodę. Kładłam rękę na brzuchu o trzymałam ją tam, dopóki źrebak się kręcił. Gdy stawał spokojnie - zabierałam. W ten sposób po 15 minutach mogłam dotknąć całego jego brzucha i wszystko było w porządku.
Wyprostowałam więc, czując ból silny pleców.
-Aua... Oj, Pearl, co ja z tobą mam... - pogłaskałam go po szyi i pocałowałam w chrapki.
Schyliłam się, sięgając powoli do tylnych nóg źrebaka. Po 5 minutach mogłam spokojnie ich dotykać, Pearl przyzwyczaił się do tego. Wyprostowałam się i jeszcze raz przejechałam ręką po całym jego ciele i stał spokojnie. Był skupiony na mnie, ale nie zaniepokojony. Tylko kontrolował, co robię. Wzięłam więc zgrzebło, dałam mu powąchać i zaczęłam czyścić mu szyję. na początku pokręcił się trochę i znowu musiałam zastosować tą metodę z zabieraniem szczotki, gdy się nie ruszał. Jednak tym razem brałam ą tylko na chwilę. Po 5 minutach szyję już wyczyściłam i uspokoiłam źreba. Gdy tylko przeszłam dalej, na grzbiet, znowu się zaniepokoił. tak więc czyszczenie zajęło mi o wiele więcej czasu i dopiero po jakichś 40 minutach skończyłam zeskrobywać glinę. Wtedy pochwaliłam go, dałam jeszcze jeden bananowy przysmak i wzięłam miękką szczotkę. W gruncie rzeczy sierść była sucha, ale lekka wilgoć nadała jej ładnego połysku. Wyszczotkowałam go szybko tą szczotką (jakieś 5 minut) i wzięłam twardą do grzywy i ogona. O ile z grzywą poszło łatwo, o tyle z ogonem męczyliśmy się dużej, bo Pearl znów się niepokoił. W końcu jednak cały lśnił czystością.
-No i co, Pearl, chyba w całym swoim życiu nie byłeś taki czysty - powiedziałam złośliwie i przyjacielsko poklepałam go po szyi. Wykazywał jednak pewne oznaki niepokoju, więc żeby go uspokoić, odwiązałam uwiąz i pospacerowałam z nim kilka minut po hali. Humor wyraźnie mu się poprawił.
-Nadchodzą ciężkie czasy, Pearl - mówiłam - Teraz czyszczenie stanie się już codziennym rytuałem i będziesz musiał się pogodzić z tą straszną szczotką. A teraz chodź, jeszcze zrobimy ci kopytka i będziesz już całkiem cacy.
Wróciłam z nim do drągu, przywiązałam uwiąz i sięgnęłam po kopystkę. Źrebak zmarkotniał i zaczął dreptać, więc na uspokojenie poczęstowałam go jeszcze jednym cukierkiem. Przejechałam ręką wzdłuż jego nogi, powiedziałam 'noga' i podniosłam. Strasznie się zdziwił. Opuściłam i po chwili powtórzyłam całą czynność. Zrobiłam tak z 5 razy, gdy Pearl patrzył na mnie z wielkim zdumieniem graniczącym z niepokojem i przeszłam do drugiej przedniej nogi. Tym razem spróbował się zbuntować i gdy ją podniosłam, szarpnął nią mocno. Nie puściłam, obserwując, czy nie traci równowagi, jednak nic takiego nie zauważyłam. Gdy się uspokoił, pozwoliłam mu ją postawić na ziemię. Kilka prób i przeszłam do nóg tylnych. Z nimi próbowałam 5 minut, zanim wreszcie dobrze je podniósł. Znaczy, ja podniosłam, ale on zginał. Pogłaskałam go po szyi i po paru minutach wróciłam do przedniej nogi.
-Noga.
Podniosłam, wzięłam kopystkę i delikatnie potarłam szczotką kopytko źrebaka. Popukałam w nie otwartą dłonią i postawiłam. Poczekałam, aż Pearl się uspokoi i zrobiłam to samo z pozostałymi nogami. Jestem z niego zadowolona, minie trochę czasu zanim się przyzwyczai, to normalne. Pochwaliłam go i odwiązałam uwiąz. Spojrzałam na zegarek.
-O rany, już 10.15... Ale nam to czasu zajęło...
A na dworze deszcz padał w najlepsze.
Prowadziłam szczęśliwego Pearl'a wokół hali i gdy sie uspokoił i rozluźnił, zaczęłam robić z nim tradycyjnie koła, wolty, serpentyny, ósemki. Szedł żywo i energicznie, stawiając długie kroki i nieźle już wkraczając tylnymi nogami pod kłodę. Pomyślałam, że trzeba by powoli zacząć z nim trenować jego mięśnie a nie tylko posłuszeństwo. Poczekam aż skończy rok i zaczniemy robić coś konkretniejszego. Tymczasem przyspieszyłam i zachęcając Pearla głosem, zaczęłam biegnąć. On też, ładny kłusik. Najpierw z 3 okrążenia hali, chwila stępa i znowu zakłusowanie. Teraz robimy koła. Wyszły niezbyt okrągłe, ale to przez to, że był taki podekscytowany. Zwolniłam do stępa i zaczęłam z nim robić ciaśniejsze koła, żeby zaczął się wyginać. Po kilku minutach obniżył bardziej głowę i lekko wygiął grzbiet, wtedy w drugą stronę. Tutaj poszło już szybciej, zakłusowanie i 2 kółeczka. Biegliśmy wolnym tempem i wolta w narożniku. W następnym koło, w kolejnym - zakręcamy i zmieniamy kierunek po przekątnej. Na niej przyspieszyłam bardzo i znowu zwolniłam na zakręcie. Teraz serpentyna. Źrebak czasem się wahał, nie umiał jeszcze precyzyjnie odczytywać moich sygnałów, ale brak wyszkolenia nadrabiał chęcią współpracy i zaangażowaniem. Z upływem czasu coraz lepiej się rozumieliśmy i po 7 minutach stęp. Zmęczyliśmy się i odpoczywaliśmy jakieś 5 minut wlokąc się noga za nogą. Dałam mu cukierka, tym razem owocowego. Też mu zasmakował, ale chyba woli bananowe. Oj, za bardzo go dzisiaj rozpieszczam. Cukierki są małe, no ale on się przyzwyczaja, że będzie co chwilę nagradzany... Nie mogę go rozpuścić! Dam mu jeszcze tylko jeden cukier, na koniec treningu Smile
Po odpoczynku w stępie znów kłus, dwa kółeczka i postanowiłam z nim zagalopować. Szedł równo, spokojnie lecz radośnie, dobrze. Przyspieszyłam.
-Galop, galop!
Cmoknęłam i Pearl wyrwał do przodu. Dwa takty cwału i szybko powrócił do galopu w zwykłym tempie. Popatrywał na mnie niespokojnie.
-No masz szczęście żeś się opamiętał.
Pogłaskałam go w galopie po szyi i zeszłam z nim na przekątną. Szedł trochę nierównym, urywanym krokiem, ale galop to galop. Przejdzie mu z wiekiem. Przyspieszyłam i sprintem przebiegłam ten odcinek prostej, a mój łobuz i tak zaczął mnie wyprzedzać. Pociągnęłam lekko za kantar, przypominając mu gdzie jego miejsce i zrobiłam z nim koło w galopie. Prawie przeszedł do kłusa, a przy następnym kole już otwarcie zwolnił.
-Ej.... - mruknęłam cicho.
Zwolniliśmy do stępa. Ułożyłam sobie uwiąz w ręce tak, że został mi długi koniec i znowu zagalopowanie. Pearl trochę pofikał, ale szedł moim tempem, więc wszystko było w porządku. Biegniemy jedno okrążenie, po przekątnej i na końcu koło. Przeszedł do kłusa. Wtedy ja machnęłam końcem uwiązu w kierunku jego zadu.
-Galop!
Zaskoczony, zagalopował nerwowo, a ja udawałam, że nic się nie stało. Przebiegliśmy przez pół okrążenia i znowu koło. Zawachał się, więc popędziłam go uwiązem. Za trzecim razem już nie potrzebowałam uwiązu.
-Dobrze, dooobrze... Stęęp...
Pogłaskałam go po szyi i przytuliłam się do niego. Pospacerowaliśmy parę minut i wtedy chciałam zagalopować z nim ze stępa. Naprężyłam mięśnie i Pearl zrobił się czujny. Czekał, jakby miało wydarzyć się coś niezwykłego. Szłam po zewnętrznej.
-Dalej!!
Zerwałam się do biegu najszybciej, jak umiałam.
-Dalej, Pearl, dalej!
Nie musiałam mu tego powtarzać - ogierek już usiłował mnie wyprzedzić. W szalonym tempie zrobilismy jedno okrążenie i z pewnym trudem zatrzymałam źrebaka.
-Stóój...
Pogłaskałam go po szyi.
-No świetnie się dziś spisałeś, świetnie...
Dałam mu ostatniego cukierka - miodowego. Pearl pokręcił wargami i... wypluł oO
-Nie smakuje ci? - zdziwiłam się.
Pospacerowałam z nim trochę w stępie i wróciliśmy do stajni. Zamknęłam go w boksie, ściągnęłam derkę już z suchego Sunny'ego i wróciłam z cukierkiem bananowym.
-Masz, Pearl'uś, naprawdę byłeś dzisiaj świetny.
Zostałam z nim parę chwil w boksie i poszłam posprzątać stojaki z hali...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|