Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata Pensjonariusz
|
Wysłany:
Czw 14:03, 18 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 27 Cze 2010
Posty: 152 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień jak co dzień, tyle, że dzisiaj z wyrka wstałam zupełnie obolała. Nie wiem, czy tu to łóżko jest takie twarde, czy co, w każdym razi bolało mnie dosłownie wszystko. A właśnie na dzień dzisiejszy wymyśliłam sobie, że zabiorę jakiegoś kunia wyścigowego, Tissaię i zaczniemy ją zajeżdżać na poważnie.
Ruszyłam się niezdarnie, poszłam do łazienki, przygotowałam się, po czym zjadłam byle jakie śniadanie, gdyż dzięki bólowi nie miałam na nic ochoty. Łyknęłam czegoś przeciwbólowego i wtoczyłam się do samochodu. Ze stajni wzięłam nowiuśki sprzęt Tissai, na który wydałam majątek, jednak mam nadzieję, że to zaprocentuje.
Wjechałam na teren Deandrei, gdzie panowała zupełna cisza. Było to ciekawe, jednak o tej godzinie – trudno się dziwić. Kiedy spojrzałam na zegarek na tablicy rozdzielczej, zobaczyłam, że jest dopiero siódma. Rano. Jakby mi się w domu nudziło. Jednak wiedziałam, że konie tutaj dostają jeść jeszcze wcześniej, więc Tissa już powinna była zjeść.
Wytoczyłam się z samochodu, zabrałam sprzęt.
- Hej! – prawie zawału dostałam. Podskoczyłam i głową rąbnęłam o sufit w samochodzie. Rozcierając czubek łba odwróciłam się ostrożnie i krytycznie spojrzałam na Tiarca. – Matko. Przestraszyłam cię? – zapytała z nieskrywanym przerażeniem wymieszanym z rozbawieniem.
- No tak troszkę. – obdarzyłam ją kwaśnym uśmiechem.
- Widzę, że bierzesz się za Tiss?
- Tak planowałam, ale jak jeszcze ktoś spowoduje u mnie jakąkolwiek kontuzję, to normalnie jego samego na nią wrzucę i sam będzie zapierniczał na młodziku. – wkurzyłam się. Wyciągnęłam w końcu ten sprzęt i poszłam z Ti do stajni.
- Bierzesz Suna?
- Tak, musi trochę pobiegać, bo bydle tylko stoi i źre. – Ti już po chwili miała gotowy sprzęt na rudzielca, a jego samego przygotowywała do wyjścia z boksu.
Wzięłam uwiąz, który wisiał koło boksu Tissy i weszłam do niej. Śnieżno biała klacz postawiła uszy i wysoko podniosła głowę. Ona nawet jak skubała siano, to nogi miała równo ustawione.
Podeszłam do niej spokojnie.
- Hej mała. – powiedziałam do niej, zupełnie zapominając o obolałych... wszystkich częściach ciała. – Idziemy pobiegać. – przypięłam jej uwiąz i wyprowadziłam. Ti usiadła na balocie słomy ze zdziwienia.
- Co ona ma taką dziwną tą sierść? I... niebieskie oczy? – jej oczy rozszerzyły się.
- A moja wina, że się taka pomyłka genetyczna urodziła? Podoba mi się, jest śliczna, a na torze będzie się przynajmniej wyróżniać.
- To fakt. Wszyscy będą na nią patrzyć jak na wybryk natury. – Ti wstała zaraz po tym, jak otrząsnęła się z szoku i zaczęła czyścić Suna.
- Ona jest wybrykiem natury. Pamiętaj, że rodzice są kolorowi, a ona jest prawie zupełnie biała.
- Mhm.
Zajęłyśmy się czyszczeniem w ciszy. Tiss stała na baczność i nie rozglądała się wiele. W sumie, to nie wiele miała tego czyszczenia. Klacz chyba się nie kładła, więc jej sierść była czysta. Wyczyściłam tylko kopyta dokładnie, nawet przemyłam wodą, po czym spróbowałam osiodłać.
- No mała. Mogę założyć ci siodło? - zapytałam ją i dałam obwąchać nowy sprzęt na grzbiet. Tissaia dokładnie sprawdziła, czy nie czuć zapachu innego konia. Gdy uznała, że jest ok. stanęła z powrotem w swojej pozycji i czekała. Delikatnie położyłam pad i podkładkę, po czym na to siodło. Tiss nawet nie zareagowała, a uszy miała ciągle zwrócone w moją stronę. Zapięłam więc popręg, dosyć mocno, żeby nam się siodełko nie zsunęło i zabrałam się za ogłowie.
- Tu, moja droga, mam ogłowie. Zobacz. – pokazałam jej pod nos. Sprawdziła, obwąchała i stanęła, tym razem z łbem nie co niżej, na co zareagowałam nieskrywaną radością w postaci szerokiego uśmiechu. – Mądralo ty.
Ti patrzyła na to wszystko z lekkim zainteresowaniem ale i zdziwieniem.
Założyłam klaczy ogłowie, wędzidło jej odpowiadało, miało jakiś tam smak. Tiss chciała jej pogryźć, ale kiedy zorientowała się, że to tylko wędzidło, kawał gumy, stanęła i mieliła je w pysku.
- Gotowi jesteście? – zapytałam. Tiar jeszcze zakładała siodło.
- Idźcie już, dogonimy was.
Wyszłam z klaczą przed stajnię ta rozglądnęła się ciekawie i zastrzygła uszami, gdyż nie było słychać zbyt wiele odgłosów. Coś tam z drugiej stajni, jakiś koń parsknął, a to na wybiegu coś zarżało.
Z budynku mieszkalnego wyszła Gniad.
- Cześć! – zawołała.
- Hej! – odpowiedziałam. – Nie chce ci się iść z nami na tor? – zaproponowałam.
- Jasne. Zobaczymy co to twoje konisko potrafi.
Poszłyśmy we dwie, za nami przyczłapała Tiar.
- Wrzucisz mnie? – Tiar zrobiła maślane oczka.
- Jasne, jasne. A co ja z tego będę mieć? – Gniad się drażnił, ale na poważnie.
- Wyczyszczę ci Demona.
- No ok.
Gniadek wrzucił Tiar, po czym podszedł do mnie.
- To wskakuj, nie jest jakaś tam specjalnie nerwowa.
- Dobra. Podrzucisz mnie?
- Jasne, ciebie tak. Odwdzięczysz się tym, że potrenujesz kiedyś z Demonem.
- Oczywiście.
Gniad lekko mnie podsadził, a ja starałam się jak najlżej wylądować na grzbiecie. Tissaia nie pokazała po sobie, że jest zdziwiona, ale odwróciła łeb i sprawdziła co na niej siedzi.
- Dobra mała. – poklepałam ją po wykręconej szyi. Nie miałam jeszcze nóg w strzemionach, na wypadek, gdyby źle zareagowała.
- No widzisz. Jaki grzeczny konik. – Gniad poklepałam też klaczke po zadku. Tissai się to nie spodobało i lekko wierzgnęła tyłem. Jednym tyłem. Całe szczęście, bo inaczej bym leżała.
- Nie klep jej więcej. - powiedziałam, usadawiając się porządniej.
- Jasne. – Gniad odeszła kilka kroków. – Spróbuj ruszyć, trochę ją wypróbuj.
Wsadziłam nogi delikatnie w strzemiona. Od razu uznałam, że pozycja ta jest tak niewygodna, że nie wiem, jak można w ten sposób jeździć. Ruszyłam jednak, kiedy oddałam klaczy wodzę. Tissaia ruszyła równym, miarowym tempem.
- Dobry konik. – pochwaliłam ją tylko głosem. Siedziałam z nogami prawie pod szyją i jechałam. Widziałam, jak Gniad patrzy na mnie z rozbawieniem. Fakt, jestem może trochę wyższa, ale nie jest źle. Lekka jestem, a to podstawa. Jeszcze mi się przyda większa wysokość...
Zrobiłyśmy ćwierć okrążenia w stępie, po czym ruszyłyśmy kłusem. W Tissai aż gotowała się energia. Wyciągała nogi, w ogóle się jakoś mną nie przejmowała i moim niezdarnym anglezowaniem. Szła jak burza i już po chwili miałyśmy zrobione pół kółka. Skończyłam kłus na długości trzech czwartych toru. Postanowiłam zagalopować.
Gniadek męczył Tiarca, żeby ten galopował lekko i równo. Maiła nawet stoper, mierzyła jej czas. Wiedziałam, że ruszy szybciej, kiedy ja zagalopuję będą dużo dalej.
- Tiarcu weź podjedź do linii to razem ruszymy, żeby nie było, że Sun pędzi.
- Ok.
- Widzę, że klaczka spokojnie? – zapytał mnie Gniadu.
- Ta... Aż się dziwię.
Stanęłyśmy na jednej linii i czekałyśmy.
- Lecicie na trzy. Nie zbyt szybko, bo Tissa jeszcze trochę potrzebuje, żeby się rozpędzać. Pilnuj jej Skrzydło, bo jak poleci, to jeszcze sobie krzywdę zrobi.
- Raz.
- Dwa.
- Trzy!
Ruszyłyśmy. Tissa potrzebowała tylko lekkiej zapomogi głosowej i ruszyła pełnym galopem, jednak cały czas miałam ją w ręku. Tiar równał się z nami, jednak Sun potrzebował lepszej zachęty i Tiar pogoniła go leciutko batem. Tissaia byłą zła, że ogierek jest tak blisko jej. Czułam jak mi się rwie do przodu...
Poszła. Temperowałam ją, ale poszła. Starałam się zatrzymać, ale ona musiała postawić na swoim. Wyprzedziła Suna o kilka długości, po czym posłuchała mnie i zwolniła lekko. W tempie wolniejszym, ale nie co szybszym niż Sun dojechałyśmy do wyznaczonego miejsca mety.
- No pięknie. Koń, który słucha mnie dopiero, jak wyjdzie przed szereg. Walnięta kobyła. – klepnęłam Tiss w szyję. Byłam nie co zdyszana, takie tempo to coś innego niż western, czy skoki.
- Widzę, że kobyłka sprawia problem. – Gniadek popatrzył na mnie dziwnie.
- No tak trochę. Czy to źle, że leci jak nienormalna?
- Źle może i nie. Ale trzeba ją trochę potrenować samą, żeby nie miała kogo wyprzedzać i nabrała formy. Bo jest spocona, a to nie jest już dobrze.
- Oczywiście kapitanie Gniadku.
- Pokłusujcie chwilę i postępujcie. Do stajni, pochwalić i koniec na dzisiaj. Tissaię weź może jeszcze wieczorem na karuzelę, na kłusa takiego dłuższego. Kondycja musi być.
- Pewnie, że musi.
Jak powiedział Gniadu pokłusowałyśmy, postępowałyśmy i do stajni. Tiss nie chciała iść obok Suna, więc wyszłam z nią pierwsza i skierowałam kroki do stajni.
Zdjęłam sprzęt z klaczy. Była już sucha, więc wyprowadziłam ją na wybieg. Tam pogalopowała przed siebie tuląc uszy i idąc prosto na pasące się stadko. Skręciła jednak, kiedy zobaczyła, że nikt jej nie próbuje atakować, zatrzymała się, popatrzyła na mnie i zaczęła z pełną gracją skubać trawę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|