Koń: Approvn The Blues
Jeździec: Rustler
Do czego: ujeżdżenie
Miejsce: maneż
Gdy dowiedziałam się, że mogę wsiąść na swojegoogierka wręcz kipiałam z zadowolenia. Po półgodzinnym mizianiu się ipokazywaniu wzajemnie jak to my się kochamy zabrałam się za czyszczeniekonia. Nie zajęło mi to dużo czasu bo przecież nie stał podczas mojejnieobecności w jakiejś szopie tylko w porządnym klubie jeździeckim.Zdążyłam sie rozgrzać machając szczotką więc zobaczyłam efekty pracy.Był czysty. Ale wokoło tańczyły drobinki kurzu. Założyłam mu kantar iprzywiązałam na zewnątrz. Jeszcze by go to znowu obsiadło. Zabrałam sięza czyszczenie kopyt. Potem kazałam kasztankowi grzecznie poczekać iposzłam do siodlarni. Wzięłam potrzebny sprzęt i wróciłąm do konia.Zaczęłam od zarzucenia na grzbiet siodła z czaprakiem ujeżdżeniowym icałym osprzętem. Luźno zapięłam popręg i odplątałam ogłowie z podwójniełamaną oliwką. Wsadziłam mu to do pyska i pozapinałam wszystkie paski.Nie ukrywam że było to ciężkie bo skóra wyraźnie stwardniała wisząc wsiodlarni. Trening miał być przygotowaniem do konkursu L u Yari. Takwięc ja z toczkiem na głowie i kasztan w zielonym osprzeciepodreptaliśmy na maneż.
Ogier był już na zawodach ale bardzo się tym stresował więc nerwowospoglądał na umieszczony obok czworobok. Wprowadziłam go na ogrodzonyplac w całości wilgotny acz nie śliski. Idealne warunki do jazdy. Jakja kocham Kanadę. Z siodła podciągnęłam popręg. Oczywiście cholera sięwybałuszyła i nie poszło tylko o dziurkę.
-Kochanie! Oddychaj. - zaśmiałam się widząc jak Approvnowi oczy wychodzą na wierzch.
Dałam mu zdecydowaną łydkę aby ruszył. Może trochę się spompuje. W tymczasie poprawiłam sobie strzemiona. Po chwili z zaskoczenia złapałam zapasek od popręgu i ciach! Podciągnięty. Koń popatrzył sie na mnie jakna wariatkę. Prychnęłam i pogoniłam rudego. Zaczęliśmy od energicznegostępa na wiszących wodzach. Koń wreszcie nauczył się do czego to służy.Maksymalnie wyciągnął łeb. Chyba już nie było widać po nim, że granatemz westernu wyciągnięty. Dosiadem zaczęciłam go do wykonania wolty.Pogoniłam go do ćwiczenia zewnętrzną łydką bo nie odczytał dokładniemojego sygnału. Potem przedreptaliśmy dwa kółka luźnym stępem i zmianakierunku po przekątnej. Kółko, wolta i kilka kółek. To tyle jeślichodzi o rozstępowanie. Następnie wykonaliśmy porządną rozgrzewkę zkłusem, tysiącami wolt i wężyków oraz galopem w dwie strony. Nazakończenie zrobiliśmy po wolcie w galopie na każdą stronę. Mogestwierdzic że Approvn był maksymalnie rozluźniony, względniepodstawiony jednak cały czas energiczny, czekający na polecenia ichętny do współpracy. I miał podciągnięty popręg :>
W ten oto cudowny sposób przeszliśmy do właściwego momentutreningu. Skierowałam go na środek i pojechaliśmy w prawo. Pod ścianą"okręciłam" go sobie wokół łydki. Chętnie na nią reagował i podparł sięna wędzidle. Potem w rogu wolta też taka "okręcona" i jazda do przodu.Kłusem. Odwrócone pół wolty i mocniejsze tempo. Powoli zaczął siewyciągac ale go przytrzymałam. Siadłam w siodło i od dosiaduskierowałąm go na dużą woltę. Oddając wodze i poganiając otrzymałamżucie z ręki. Dla nas to pikuś. Poprawiłam tempo przerabiając akasztanek odczytał to jako sygnał do zebrania. Czułam jak tylne nogibiją piach tuż pode mną. Usiadłam w siodło i rozkoszowałam płynnymruchem dresażowca. Potem wolta i wężyk w galopie. Wydawało mi się żewszystko przećwcziyliśmy więc skierowałam go stępem na czworobok.
Zrobiliśmy 2 kółka po za szrankami żeby ochłonąć i ustawiłam go wA. Dałam łydkę do kłusa i pozbierałam wodze na kontakt. W pełnymsiadzie pojechaliśmy na środek. Ukłon i znowu kłusem. Wykręciłąm go wlewo. Za chwilę czekała nas wolta. Przerobiłam skupiając na sobie uwageogiera i dosiad, ciężar ciała oraz łydka. Przerobiłam wewnętrzną wodząi przypilnowałam zadu. Znowu kłus i do stępa. Dołożyłam z wodzą łydkico dało nam bardzo płynne przejście. Dałam luźniej wodze i zmianakierunku przez środek. Przerobiłam trochę by sie rozluźnił i kłus.Prawie zareagował na sam dosiad! Wolta w prawo i na wyjściu galop.Mocno zaakcentowany zad w środku, energiczne tempo. Kocham cię rudy.Wolta w galopie. Mocno zepchnęłam zad do środka i kłus. Wjazd na środeki zatrzymanie. Poczekałam 5 sekund i dopiero wtedy ukłon i wyjazd.Poklepałam ogierka i uśmiechnęłam sie pod nosem.
Zdjęłam z niego siodło i zabrałam kasztanka na długi stępowy teren. Wydawał się byc bardzo zadowolony. Ja z niego też.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach