Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Roczny pobyt we Francji - relacja

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Haberia / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cuxa
Pensjonariusz
PostWysłany: Sob 22:38, 05 Lis 2011 Powrót do góry


Dołączył: 08 Maj 2011

Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

Nadarzyła się niesamowita okazja. Nie wiem kim byłabym, gdybym nie skorzystała. Gdybym nie spróbowała. Musiałam to zrobić.
Dostaliśmy szansę wyjazdu do Francji - profesjonalne treningi, możliwość startów, wzięcia swojego konia... dobre zarobki... Decyzja nie była łatwa. To był cały 1 rok! Zostawić dziewczyny na tyle czasu... Pocieszeniem było jednak, że Łukasz ze mną jechał. I Haberia.

Podróż nie była łatwa. BA! Samo przygotowanie do podróży było cholernie trudne!! Koń za żadne skarby nie dawał się władować do trailera. Za żadne. Na początku na prośby, owies, marchew, jabłka, buraki cukrowe; potem zasłanianie oczu, bacik, lonża. NIC. Klacz zaczęła dębować, uciekać, rzucać się. Najwyraźniej podobało się jej w Polsce. Dodatkowo na pobliskim padoku była Wikipedia, która nam nie pomagała - jej ciągłe rżenie przywoływało Żelę. W końcu jednak się udało. Po kompletnej rezygnacji, "ostatniej próbie" - klacz weszła. Bez cmokania, przekupstw czy nieco mocniejszych środków. Po prostu.
Odetchnęliśmy z ulgą. Mieliśmy tyle rzeczy do zabrania, że po zamknięciu napy biegałam w tą i z powrotem - do stajni sprawdzić, czy wszystko wzięte, żegnać się z dziewczynami... Duże zamieszanie.

Podróż była długa i męcząca. Mieliśmy dwutygodniowy przystanek w Holandii, gdzie też starałam się zrelaksować klacz wtoczeniem w pracę - chodziłyśmy na długie spacery w teren, zajmowałyśmy się lonżowaniem - wtoczyłyśmy chambon, patent Pessoa. Od czasu do czasu nawet pracowałyśmy na cavaletti. Mimo to Żelka nie chciała jeść, chudła. Zastanawialiśmy się nad rezygnacją, jednak mimo jej wymizernienia... Dalej była chętna do współpracy... Ostatnio taka wiara w chęć koni była zgubna, jednak...

We Francji było cudownie. Trafiliśmy do wielkiej stajni. Ba, kompleksu stajni. Były tam dokładnie 3 kryte hale, 6 zewnętrznych placów do jazdy, 3 stajnie... i padoki, padoki, padoki! Haberia odżyła.
Dopiero co tam nauczyłyśmy się jak prawidłowo wykorzystywać karuzelę i basen w codziennym treningu, jak efektywnie lonżować, by poprawić konia. Zaczęłyśmy wykorzystywać górki i delikatne wzniesienia.
Koń mi się budował w oczach.
Po 3 miesiącach rozpoczęliśmy zajeżdżanie. Po dwóch tygodniach jeździłam już samodzielnie, powoli stawiając coraz większe wymagania. Jean zwracał mi uwagę na to, by nie przeciążać arabki. Często śmiał się z nas. Proponował mi konie ze swojej stawki angloarabów albo selle francais. Śmiał się, że odmawiałam.
Pokochał Haberię. Towarzyszył nam codziennie. Za każdy mój błąd byłam karana podwójnie. Przez mojego mądrego konia i... madrego nauczyciela, jakim był Jean d'Felouis.
Po 4 miesiącach byłam w stanie przejechać każdy L-kowy czworobok. Efektywna jazda na Haberii nie była łatwa. Była koniem wymagającym od jeźdźca. Jej też się nie chciało, gdy temu, kto ją prowadził się nie chciało. Ona nie robiła tego z pasją, gdy ja nie byłam zapasjonowana. Ona nie miała dobrego dnia, gdy ja nie miałam. Jean nauczył mnie, że nie zawsze musi być perfekcyjnie. Pokazał mi, że można zawsze mieć uniesioną głowę. Ale trzeba pracować.
Żelówa często była nadpobudliwa, łatwo dawała się nakręcać. Ciężko było mi czasami panować nad nami obiema. Odpowiadała na najdelikatniejszy sygnał. Musiały być one jednak precyzyjne. Klacz stresowała się. Stresowała się, że może źle mnie odebrać. Jej ambicja była chorobliwa, straszna. Nie raz, nie dwa, po zaledwie 15-minutowej rozgrzewce była cała mokra. Musiałyśmy robić częste przerwy na stępa swobodnego, gdzie klacz wyciągała maksymalnie szyję i szczękała wędzidłem.
Najgorszą zmorą było utrzymanie rytmu. Naprawdę.
Klacz była trudna w prowadzeniu. Wymagała mega delikatnej ręki. Odwdzięczała się jednak za to skupienie.
Po kolejnych 2 miesiącach zaczęłyśmy pracować na drągach. Musiałyśmy wprowadzić trochę gimnastyki. Habka lubiła tego typu ćwiczenia. Szybko odkryliśmy, że to pozwala się jej zrelaksować. Zdawała się mieć z tego niezłą frajdę. Zaczęłam też częściej wybywać w teren na luźnych wodzach. Klacz odwdzięczała się za to lepszą pracą. Była spokojniejsza, mniej wzburzona.

Przez ostatnie 2 miesiące kształciłyśmy ujeżdżenie, starając się jak najmniej przebywać na czworoboku. Właściwie tylko soboty miałyśmy tam treningi. Były podsumowaniem całego tygodnia.

Wsiadałam 4 razy w tygodniu po 45 minut. Przez 2 dni miałyśmy albo lonże albo terenik w ręku. 1 dzień zawsze pozostawał wolny.

Z żalem wyjeżdżaliśmy. Haberia zdołała się zaklimatyzować. Rozkochała w sobie ogiera Primus, za którym namiętnie rżała przy pakowaniu.
Przez ten pobyt od czasu do czasu przyuczałam żelę do załadowywania, choć i tym razem niewiele to dało. Uparte stworzenie!

Home, sweet home.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Haberia / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare