Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cochise Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 15:08, 13 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 12 Mar 2011
Posty: 40 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Secretariat jak zwykle szalał. Biegał, strzelał baranki i kopał wszystko dookoła, oprócz zwierząt. Ruszyłam do siodlarni po ogłowie i siodło. Tak, dzisiaj zaczynamy prace z siodłem. Nie odpuszczę temu dzikusowi. Zabrałam także zestaw do pielęgnacji i wróciłam do Reda. Kieszenie miałam pełne marchewek, tak na wszelki wypadek, Sec je kocha. Wzięłam uwiąz i weszłam do środka. Wyciągnęłam z kieszeni marchewkę, której ten rudzielec nie potrafił się oprzeć. Podbiegł do mnie kłusem i zaczął jeść marchewkę. Cały czas obserwował mnie wściekłym wzrokiem. Kiedy tak sobie wcinał, ja po cichutku przypięłam mu uwiąz. Gdy zjadł tę marchewkę, wyciągnęłam kolejną i dzięki niej udało mi się go wyprowadzić. Przywiązałam go do najbliższego koniowiązu, czyli tam gdzie było siodło, ogłowie i zestaw. Szarpał się po drodze, ale szedł. Strasznie bolały mnie ręce od tego trzymania go. Wreszcie. Przywiązałam go i chwyciłam szczotkę oraz zgrzebło. Ich widok nie zrobił na nim większego wrażenia. Dalej stał zły i co chwilę próbował kopnąć, ale to nie ta sama złość, co zawsze wtedy, kiedy zakładam mu ogłowie. Długo mi to zajęło, ale udało mi się go wyczyścić. Nie obyło się oczywiście bez siniaków. Big Red kopnął mnie kilka razy i raz nawet ugryzł, ale bez większych ran. Teraz chwila prawdy. Przepięłam mu kantar na szyję i chwyciłam ogłowie. Powoli i spokojnie założyłam mu je. Było ok, dopóki w jego pysku nie znalazło się wędziło. Dostał szału. Zaczął stawać dęba, machać kopytami nade mną, rżeć wściekle. Wędziło. Właśnie, coś w tym jest. Zdjęłam mu ogłowie i poprosiłam Kasię żeby go popilnowałam. Popędziłam do siodlarni. Miałam tam kilka sztuk smakowych wędzideł. Wzięłam każdy smak w rozmiarze Seca i ruszyłam z powrotem. Kasia obserwowała konia. Podeszłam do nich i szybciutko wymieniłam wędzidło. Najpierw na marchewkowe, ukochany smak rudego. Strzał w dyszkę. Zły był to fakt, ale to nie była furia. To wędzidło wyraźnie bardziej mu się spodobało. Odetchnęłam z ulgą. Luzak zabrała wędzidła, życzyła mi szczęścia i odeszła pojeździć na Tristanie. Ja dalej zajmowałam się Secretariatem. Zapięłam ogłowie. Wymasowałam całego kasztanka terapią T-Touch. Rozluźnił się nieco, ale dalej nie wyglądał tak spokojnie jak Melodia czy Destiny. Czas na siodło. Chwyciłam je i dałam mu powąchać, oczywiście uślinił je, zresztą jak wszystko co miał "powąchać". Delikatnie położyłam mu je na grzbiecie. Nic. Zero złości. Pogłaskałam go po szyi i chrapkach. Teraz zapięłam lekko popręg. Skulił uszy i zarżał zły. Nic po za tym. Odpięłam kantar, zostawiłam wszystko i ruszyliśmy do Round Pena. Szliśmy bardzo szybko. Ogier chyba wiedział gdzie idziemy i ciągnął mnie za sobą. Bardzo chciałam go dosiąść. To by odciążyło trochę moje ręce, które już ledwo co trzymały tego dzikusa. Zaryzykowałam. Bez ryzyka nie ma zabawy nie? xD Założyłam kask, który miałam na wszelki wypadek (żeby założyć jakby się bardzo rzucał, nie chciałam mieć wstrząsu mózgu). Zrobiłam strzemiona i jakoś wciągnęłam się na tego wielkoluda. Od razu ruszył kłusem, a potem galopem. Nawet nie zdążyłam włożyć drugiej nogi do strzemienia. Chwyciłam wodze i próbowałam go zatrzymać. Jedyne co udało się zrobić, to skręcić, żeby dalej galopował po drodze, ale nie wpadł w stajnię lub płot. Szybko biegł, jak na folbluta przystało. Biegł i biegł... Ciągle przyspieszał i nie chciał zwolnić.
- Secret stój! - prosiłam go cały czas.
On nic, tylko biegł i biegł. Nawet podniósł uszy. Chyba go to uszczęśliwiało. Dałam za wygraną. Poluźniłam mu wodze, przestałam próbować go zatrzymać. Udało mi się nawet włożyć to drugie strzemię. Przeszłam do półsiadu, przytuliłam się do jego szyi i czekałam aż się zmęczy. Tylko co jakiś czas skracałam wodze żeby skręcić. On nie chciał przestać biec. Zrobiliśmy równo dwa kółka dookoła całej stajni aż wreszcie zwolnił do wolnego galopu, a po kilku minutach do kłusa i do stępa. Zsapał się. Poklepałam go po szyi i zeskoczyłam z jego grzbietu. Spojrzał mi w oczy. Była w nich wielka radość. Przytuliłam się do niego.
- Kochany Secretariat, chciałeś tylko pobiegać co malutki?
Chwyciłam wodze i poprowadziłam go do koniowiązu. Mieliśmy do niego spory kawałek, więc zdążył trochę wyschnąć. Wyczyściłam go i odprowadziłam do biegalni. Czeka go wielka kariera wyścigowa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|