Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólny teren by Deidre

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Approvn the Blues / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rustler
Pensjonariusz
PostWysłany: Czw 15:59, 15 Lip 2010 Powrót do góry


Dołączył: 28 Gru 2009

Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Lista uczestników:

1. Deidre na Lady Cinnabar
2. Rustler na Approvn the Bluesie
3. Misiaczek na Boiling Fangu
4. Sayuri na Ruffian's Pride
5. Nojec na Ligii
6. Av na Lipce
7. Kana na Etnies
8. Gniadoszka na Verrien
9. Metka na Liverze
10. Joanne na Wierze
11. Cati na Deltic Silver
12. Carrot na Talizmanie

Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Nie dość, że pogoda byłaładna, mnie nie bolała głowa, śniegu dużo napadało, to jeszcze nadzisiaj zaplanowany był teren z dziewczynami. Z samego rana rozpoczęłamprzygotowania. Kiedy tylko wstałam i ogarnęłam się, pospieszyłam zająćsię końmi. Wychodząc z mieszkania modliłam się tylko, aby któraś niezechciała tu wchodzić. "Jak zostanie trochę czasu, to ogarnę"zapewniłam moje niedowierzające ego po czym chwyciłam kurtkę i zeszłamna dół.
Było jeszcze wcześnie, coś koło 6:40. Znowu nie dowierzałam, że otej porze jestem na chodzie. No cóż, praca w stajni to same superlatywyxp.
Weszłam do pachnącej sianem i końmi stajni, po czym przywitałamsię z podopiecznymi. Z sześciu boksów dobiegło mnie gardłowe rżeniegłodnych rumaków, nie zwlekając więc weszłam do paszarni i zajęłam sięszykowaniem śniadania. Do wiaderek porozrzucałam suplementy i innedodatki, zasypałam odpowiednią ilością gniecionego owsa, zalałam wodą,wymieszałam i wyszłam na korytarz. Poustawiałam sprawnie wiaderka kołoboksów, po czym wsypałam każdemu z rozdrażnionych konisk ich porcję dootwieranych żłobów. Potem wytargałam z wolnego boksu służacego zatymczasowy magazyn kilka kostek siana, zdjęłam sznurki i porozdzielałamsuszoną trawę do paśników koni. Zrobiwszy to, wyszłam na zewnątrz, podrodze gładząc z uśmiechem po chrapach Livera i Boilinga, którzyraczyli wyjrzeć z boksów. Dałam koniom czas na spokojne zjedzenie, a wtym czasie w ruch poszła szufla. Założyłam grube rękawiczki i zaczęłamodśnieżać podjazd i całą ścieżkę prowadzącą do WSR Deandrei. Śniegumiałam do połowy łydek, tak wiec było co zgarniać. W połowie byłam jużtak zmachana, że myślałam, iż nie dam rady.Kiedy jednak zerknęłam nazegarek i zobaczyłam jak jest późno, w ekspresowym tempie dokończyłamrobotę i wróciłam do stajni.
-No moi drodzy, dzisiaj tylko Wi i Saurowi się poszczęści xp-przemówiłam do koni, łapiąc w ręce uwiązy i wyprowadzając na korytarznajpierw Saura (udało mi się jakoś odwrócić uwagę Ruff smakołykiemrzuconym w kąt biegalni xD), a potem Wiekierę, po czym, czując sięrozrywana przez izabelowatego wiercipiętę, wyprowadziłam ich na padok.Puściłam tę dwójkę razem. Wika zaczęła szaleć i radośnie pobrykiwać pocałym padoku. Sauron starał się dotrzymać jej kroku, zabawnie byłoobserwować tę dwójkę. Na padoku było tyle śniegu, że kucyk miejscamiwodził po nim brzuchem. Zaśmiałam się, i po chwili pośpiesznie wróciłamdo stajni. Reszta była mega niezadowolona, że zostali. Ba, oczekiwaliwciąż, że zabiorę ich na zewnątrz.
-Nie dzisiaj, moi drodzy, nie dzisiaj - rzuciłam tylko i chwyciłamw dłoń szczotkę. Zamiotłam dokładnie cały korytarz i wgarnęłam luźnąsłomę i siano do boksu Wi. Potem wrzuciłam po smakołyku na pocieszeniedo żłobu koni, po czym wróciłam na górę ogarnąć w mieszkaniu, wziąćprysznic i ogólnie ogarnąć się – w końcu Deika musi zacząć przypominaćczłowieka skoro aż 11 osób się tu zjedzie xp Kiedy o 9.45 zeszłam nadół w czystych bryczesach, sztybletach, czapsach, rękawiczkach,toczkiem pod pachą i grubej warstwie ciuchów ogółem, nie było jeszczenikogo widać na horyzoncie. Postanowiłam więc zabrać się za czyszczeniemojej arabki.
-Cześć mała -uśmiechnęłam się i pogładziłam czoło wpychającego misię w ramiona łba. Odgarnęłam jej grzywkę z oczu, otworzyłam szerzejboks i chwyciłam czerwony uwiąz w rękę. Podpięłam go do kantara klaczypo czym wyprowadziłam ją na korytarz. Cynamonka była ożywiona jaknigdy, uszy miała non stop ustawione na sztorc lub dziko strzygła nimina boki.-U Ciebie toto jakieś spotkanie rodzinne będzie xD -zaśmiałamsię cicho, złapałam kuferek ze szczotkami w rękę i wyszłyśmy nazewnątrz. Z boku placu znajdował się metalowy koniowiąz, tam też sięudałyśmy. Uwiązałam Lady luźno bezpiecznym węzłem, i zabrałam się zapowolne czyszczenie. Czas płynał, a dziewczyn nie było. -Trafić niemogą, czy jak? -zaczynałam się niepokoić. Oparłam się dłońmi o ciepłygrzbiet klaczy i spoglądałam sponad niego w stronę wjazdu. Jakoś niewpadło mi do głowy, żeby zadzwonić, tak więc czekałam ja głupia. Cinnzaczyłana się nudzić i wiercić. Kiedy w końcu dostrzegłam jadące wniedalekiej odległości dwa koniowozy, cierpliwie czekałam stojąc zwymowną miną. Kiedy maszyny wtoczyły się na parking i ze środka zaczęływysiadać Carrot, Gniad, Joanne i Nojec, nie mogłam się powstrzymać żebynie zbombardować ich śnieżkami XD Nie było to zbyt rozsądne z mojejstrony. Pewnie oberwałabym jak nie wiem, gdyby nie to że dziewczynybyły zbyt zaaferowane swoimi końmi.
-Auu, za co to? -jęknęła Gniad, wycierając śnieg z włosów.
-Eee... yy.. za spóźnienie! -wypaliłam i pomogłam im otwierać rampy.-Co tak długo? I gdzie reszta?
-Zabłądziłyśmy i zakopałyśmy się trochę -powiedziały Noj z Joanne.
-A my miałyśmy mały problem z czasem xp -sapnęła Carrot, zmagającsię z zasuwą. W końcu oba koniowozy były otwarte, a koniary zaczęłyuwijać się z wyprowadzaniem rumaków. Ja odsunęłam się na bok do Lady,która już poważnie się nudziła i gdyby nie przybycie nowych koni pewniełaziłaby już wzdłuż koniowiązu. Pogładziłam ją uspokajająco iobserwowałam dziewczyny. Po kolei na odśnieżonym dziedzińcu pojawialisię Ligia, Wiara, Verrien i Talizman. Na widok karej arabki Cynamonkazarżała głośno wprost do mojego ucha x.x Po radosnej wręcz wymianierżeń, również z końmi w stajni, wkońcu doszłam do głosu.
-Dobra dziewczęta, więc kto chce to zapraszam do stajni, tam sąjeszcze 4 boksy wolne, do waszej dyspozycji. Jak nie to kaman do mnie -wskazałam im odpowiednią drogę, chyba nie zbyt skomplikowaną bo pochwili każda zajmowała się swoim rumakiem. W niedługim czasie przybyłakolejna para koniowozów z Rustler, Av, Kaną i Cati na pokładzie. Imrównież pomogłam z wyładowaniem, poinstruowałam aby dwie z nichulokowały się na korytarzu w stajni, a dwie niestety musiały zostać zemną na mrozie xp Były to Cati z Deltic oraz Rustler z Approvnem. Wmiedzy czasie dojechały rówież pensjonariuszki. Say przeżegnała się iupewniła, czy posiada w kieszeni swój testament przed wejściem do boksuRuffian. W stajni panował gwar rozmów. My we trójkę na dworzu równieżnie milczałyśmy.
Ok. godziny 10:30 każda z nas zajmowała się swoim koniem. Janajszybciej się uwinęłam, bo czyściłam Lady już ponad pół godziny xpTak więc podciągnęłam popręg, wsiadłam na Cinnę i zaczęłam kręcić naniej wolty. Żwawo dziś chodziła.
-Ok, ja jadę na halę. każdy kto się już wyszykuje niech tampodjedzie, nie będziemy tak stać -poinstruowałam dziewczyny przykoniowiązie, podjechałam również do otwartych drzwi stajni i to samopowtórzyłam reszcie. Po tym udałam się na halę i tam rozstępowywałamhreczkowatą.
Tym czasem w stajni było wesoło. Dziewczyny dopingowały Say, która'polowała' na Ruffkę xD Sayu w końcu przy bardzo sprytnym wykorzystaniukombinacji uwiązu, kantara i kąta biegalni nie kryjąc dumy przywiązałaRuff do kółka w boksie i mogła zająć sie czyszczeniem. Spotkało się toz krótkim aplauzem ze strony dziewczyn xd Pomijając śmigające od czasudo czasu kopyta karej sprawnie jej to szło. Wink
Z kolei reszta nie miała zbyt wielu problemów. Tyle tylko co Wiarai Ligia trochę się do siebie poszczurzyły, ale po upomnieniu od koniarbył spokój. Dziewczyny wyposażone w ogiery starały się szybko uwinąć iodwrócić jakoś uwagę panów od klaczy rozprzestrzenionych wokół xpZwłaszcza Boiling świrował, widząc stojącą na korytarzu koło jego boksuEtnies. W związku z tym Kana uwinęła się szybko, wyszła przed stajnie idołączyła do mnie na hali. Była tam już również Rust z Approvnem i Catiz Deltic. Ok. godziny 10.45 większość koniar stopniowo opuszczałostajnię i dołączało do nas. Say z Ruffian wolała zaczekać na końcu,coby nie zabić kogoś po drodze przez korytarz xp Na hali z koleirozrywkę zapewniła nam Rustler, prezentując co nieco z westernu naswoim kasztanowatym Approvn'ie.
-Dobra, wszyscy są? -spytałam i nie czekając na odpowiedźpoliczyłam konie i jeźdźców. Nikogo jak na razie nie brakowało, takwięc zaczęłyśmy ustalać zastęp. Jakimś dziwnym trafem Ruffianwylądowała na końcu. Hm. xD Najpierw szła Cinna, potem Ligia, Verrien,Wiara, Talizman, Boiling, Lipka, Approvn, Deltic, Livero, Etnies idziwnie spokojna Ruffian, która tylko caplowała xp. Starałyśmy sięutrzymać taki szyk i dłuuugim wężykiem wyjechałyśmy z hali, wjeżdżającna ścieżkę prowadzącą w stronę lasu. Oczywiście zaraz cały zastęp sięposypał, bo dziewczyny zaczęły jechać obok siebie i gadać xD
Podociągałyśmy popręgi, poprawiłyśmy się w siodłach i w cichymgwarze rozmów jechałyśmy wielkim stadem. Lady czuła się dumna,prowadząc takiemu tabunowi. Ogólnie jej skłonności przywódcze dawałyznać, zaczęła nawet ostrzegać zbliżajace się zbyt blisko ogiery cichymkwikiem i podrzucaniem zadu.
-Ej ej ej ..-skarciłam siwą głosem. W koło każdego z ogierów iwałaszka skupiły się zbiorowiska klaczy xD Ruff z przyklejonymi dopoylicy uszami łypała na konie wokół, siłując się jednocześnie z Say,jako iż miała ochotę wyrwać ścieżką wprost przed siebie xd Ogólniekonie się już trochę gorączkowały, co zmuszało właścicielki do kręceniaserpentyn i innych figur. Dobra, ulże im.
-Uwaga, będzie kłus. -zasygnalizowałam i dodałam łydki Cinnie,lekko wypychając ją biodrami. Arabka ruszyła płynnie, wchodząc woptymalne ustawienie. Pogładziłam ją po szyi i obejrzałam na resztę.Zaczynała się zabawa xd Ruffian nie mogła się przebić przez rząd koniprzed nią, i tylko rzucała łbem od czasu do czasu, zła. Kłusowałażwawo. Approvn energicznie kłusował z łbem w dole, jak na westaprzystało. Boiling rwał do przodu, Misiaczek jednak przytrzymywała go.Ligia z Nojem trzymały się bez problemu blisko nas, było po nich widaćże są zahartowane w terenach xd Kara arabka wyglądała na zrelaksowaną.Z kolei Lipka musiała trochę wyciągać nogi, żeby dotrzymać niektórymkroku. Dzielnie dawała sobie radę. Jej kompanką w nadganianiu byłaVerrien. Siwa Etnies kłusowała żwawo i sprawiała wrażenie, jakbyzastanawiała się kogo by tu pozaczepiać. Livero szedł impulsywnie doprzodu, zganaszowany. Wiara kłusowała równo, kuląc co jakiś czas uszyna któregoś z koni i łypiąc na nie złowrogo. Tolerowała tylko idącego wniedalekiej odległości Talizmana, który z pogodnie postawionymi uszamirówno kłusował pod Carr. Deltic również trochę złościła się nawszystkich w koło, jednak możliwość kłusowania polepszyła jej humor.
-Bożesz jaki tabun xD -zaśmiała się Gniadoszka.
W koło nas rozpościerał się piękny krajobraz. Drzewa były obsypaneśniegiem, nasze konie tak naprawdę brneły w coraz głębszy puch.
-Mamo na jakim odludziu ty mieszkasz, jeździ ktoś tędy czasami? -To była Av, szczerząc się do mnie z grzbietu Lipki. Jeszcze trochę, awodziłaby nogami po białej pokrywie.
-Przecieraaamy szlak! -zaśpiewała Carrot, nagle przegalopowując obok mnie i wyprzedzając nas z dzikim uśmiechem.
-Ejj! -krzyknęła Noj i nie czekając ruszyła z kopyta za nią. Pochwili wszystkie rzuciłyśmy się w pogoń za oddalajacym się czarnymogonem Talka. Co i raz któraś śmiała się w głos. Muszę przyznać, żeefekt rozbryzgującego się spod kopyt śniegu był magiczny, i sama niemogłam powstrzymać banana na twarzy. Wiara, Etnies i Deltic zaczęłynawet strzelać baranki. Tymczasem Metka z Liverem i Rustler z Approvnemzaczęły zawzięcie ścigać Carrot. Wyjechałyśmy na polankę. Tam Ruffianpoczuła przestrzeń. Zdążyłyśmy tylko zauważyć śmigającą gdzieś czarnąstrzałę z Say na jej grzbiecie. Po chwili zniknęły razem gdzieś naścieżce prowadzącej w głąb lasu, zostawiajac za sobą tylko śnieg. W ichślady o mało nie poszła Joanne z Wiarą, udało im się jednak wykręcić wstronę koni.
-O, no pięknie! - sapnęłam, zebrałam wodze i usiadłam w siodło,zatrzymując Lady. Po chwili wszystkie stałyśmy. Miałam nadzieję, że wRuff odezwie się instynkt i wróci do stada. My pośpiesznym kłusempojechałyśmy w stronę, gdzie zniknęła folblutka. Po chwili w nasząstronę faktycznie biegła karoszka. Jednak bez Say. Misiaczek zGniadoszką podjęły się niebezpiecznego zadania złapania Ruffianowej. Myzaczęłyśmy nawoływać Sayca. Po dłuższej chwili zaczynałam wątpić ipanikować, że stało się coś poważnego.
-Hej! ktoś tam jest! - krzyknęła nagle Kana. Faktycznie, zdawałosię, że kogoś widać za łukiem. Okazało się, że to Goldi na swoimwielkim Denwerze, oraz Sayuri - cała i zdrowa, może trochę obita. Byławściekła. -Co za ..yhh! Tak mnie wywieźć .. Chodź no tu cholero! -ztaką pasją złapała za wodze karej, że ta nie zdążyła zareagować.Rysualka po chwili znów była na grzbiecie klaczy.
-Hej, Sayowy znalazco, dołączysz sie? -wyszczerzyłyśmy sie do Gold zachęcająco.
-A mam coś lepszego do roboty? -odpowiedziała z uśmiechem i tak otodo naszego grona dołączyła kolejna końska para. W pełnym, a nawetwzbogaconym już komplecie ruszyłyśmy w dalszą trasę. Zostało namjeszcze z drugie tyle do pokonania, albowiem nasze jezioro nie należałodo najmniejszych. Pewien fragment naszej trasy doskonale nadawał się dourządzenia mini-crossu. Znajdował się tu bowiem mały rów, a potemzwalone średnie drzewo i dość stromy zjazd w dół. Cóż za zbiegokoliczności.
-Skaczemy? ;> -rzuciłam do dziewcząt z cwanym uśmiechem.Spotkało się do z ogólną aprobatą i entuzjazmem, tak więc nie czekałamdłużej i ruszyłam pierwsza na ochotnika, żeby sprawdzić coby to byłobezpieczne.
-Jak się odezwę za 5 minut to jedźcie za mną xD Jak nie to ..-niedokończyłam z wymownym wyszczerzem. Półparada i ruszamy galopem zCynamonką w stronę rowu. Arabka nie należała do weteranów skoków, takwiec miałam małe obawy. Tuż przed rowem Lady zatrzymała się, po czymmomentalnie wystrzeliła w górę z czterech nóg. Stopy powypadały mi zestrzemion, tylko mocny chwyt kolanami i to że lekko przytrzymałam sięgrzywy siwej uratowało mnie od poznania dzisiejszej konsystencji ziemi.Pogładziłam ją uspokająjąco po szyi i złapałam strzemiona, niezwalniając. W samą porę się pozbierałam i pilnowałam łydkami klaczy,żeby znowu nie wywinęła mi jakiegoś numeru. Przez kłodę jakośpokracznie, jednak szczęśliwie wylądowałyśmy po drugiej stronie.Stwierdziłam, że skoro my przejechałyśmy, to każdy da rade xp Jeszczezjazd, przytrzymałam klacz i odchyliłam się do tyłu. Zahuczało mi wgłowie od wiatru. Na dole zakręciłam woltę i zwolniłam klacz, wkońcuzatrzymałam się.
-Można jechać! -krzyknęłam i czekałam na resztę.
Na pierwszy ogień pojechała Joanne. Wiara pewnie ruszyła w stronęrowu i ze spokojem profesjonalisty pokonała go jednym płynnym susem.Parsknęła zadowolona i na widok kłody mocno wyrwała do przodu,podkulając uszy. Potężny skok, ładny baskil. Joan musiała się trochęnaprodukować żeby zwolnić srokatą przed stromym zjazdem, ale wostatniej chwili się udało. Po chwili stały już koło mnie. Następnaruszyła Misiaczek na Boilingu. Potężny kasztan przeszedł nad rowem,jakby go nie zauważył xD Słysząc konie po drugiej stronie kłody,przyśpieszył znacznie i wybił się z niezwykłą siłą. Miś była wyraźniezdziwiona jego skokiem. Jeszcze stromy zjazd. Fang tak się śpieszył, żemało nóg nie pogubił xp Tuż za kasztanem w trasę ruszyli Metka zLiverem. Arabowaty Zatrzymał się przed rowem, przyjrzał mu dokładnie,po czym bez skrupułów przeszedł jak na rozsądnego konia przystało.Zaraz za nim ruszył impulsywnym galopem, kierując się w stronę kłody.Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się po nim takiego skoku. A niby nielubi skakać xd Zjazd bez problemów, Metkacz poklepała swojegowierzchowca i dołączyła do naszej trójki. Gniad z Av postanowiły jechaćrazem. Ich wierzchowce dzielnie poradziły sobie i z rowem (to byłdopiero skok ..) jak i z kłodą. Zjazd też ok. Nagle dostałyśmywiadomość, że idzie Ruffka. Ustawiłyśmy się na wszelki wypadek wpółkolu, żeby wyhamować rozpędzoną folblutkę. Sayu przeżegnała się xD imocno trzymając karą, zdecydowanie posłała ją na trasę. Kara bezsprzeciwu wystrzeliła w odpowiednią stronę. Nad rowem przefrunęła niewiadomo kiedy. Przy kłodze zbuntowała się i lekko stanęła dęba, jakimścudem jednak stymulowana łydkami Say przefrunęła nad przeszkodą. Potemzjazd. Klacz tak się rozpędziła, że prawie nas pozabijała, wpadając wtłum. Pogroziła zębami kilku koniom, jednak udało się ją opanować.Kolejna ruszyła Ligia. Po przejechaniu rowu coś tam się zamotało wkrzakach i kara wypłoszyła się. Skok był ryzykowny, ale udany, poszybkim zjeździe arabka dotarła do naszej grupki. Goldi z Denwerem niemiała absolutnie żadnego problemu z przejazdem, jako że długonogiDenwer świetnie sobie radził. Poźniej postanowili jechać parami -Etnies z Talizmanem i Deltic z Approvnem. Na początek Cati i Rustler.Konie zaczęły sięw pewnym momencie ścigać i przejechały całą trasę wzabójczym tempie, co prawie przyczyniło się do gleby kasztana. Udałosie jednak wszystko opanować. Nasza grupka już niecierpliwie czekała naostatnią parę. Etni i Talizman w pełni spokojnie i rozluźnieni przebylii rów, i kłodę, i zjazd. Hah, tym to łatwo. xd
-Jedziem dalej, drużyno xD -rzekłam i kłusem poprowadziłam tabundalej. Jechałyśmy po górzystym terenie, było więc całkiem ciekawie. Pook. 5 minutach wjechałyśmy ma ścieżkę (którą spod śniegu ledwo byłowidać) i zagalopowałyśmy. Tym razem było całkiem spokojnie, pomijającto że konie zaczynały się ścigać. Zbliżałyśmy się już do punktupostoju.
-Dziewczęta, szykujcie się na postój -zakomunikowałam i skręciłamw odchodzącą łagodnym łukiem scieżkę. Wyczułam jakieś zamieszanie ztyłu i odwróciłam się mimowolnie. Wiara z Deltic robiły jakieśproblemy, i jeszcze niebezpiecznie zbliżała się Ruffka. Wynikła z tegojakaś kopanina, dziewczyny usiłowały to jakoś opanować. Zwolniłam więcpośpiesznie do kłusa i dojechałyśmy do polanki nad jeziorem. Było toślicznie, jezioro było jedną gładką białą taflą.
-Kurcze, ona chyba kuleje -.- -powiedziała zmartwiona Joann,zatrzymując srokatą i pośpiesznie zsiadając. Przeprowadziła wyraźniekulejącą Wiarę stępem, obserwując nogi. Na szczęście okazało sie, że totylko kamień utkwiony w strzałce. Odetchnęłyśmy z ulgą. Koniara przypomocy kopystki wyjęła problem z kopyta srokatej.
My również zatrzymałyśmy nasze konie i zsiadłyśmy, szykując się dopostoju. Na polance stał przygotowany wcześniej przeze mnie drewnianystojak na siodła. Dziewczyny pozdejmowały sprzęt i powiesiły go nabelce. Większość dziewczyn wypięła wędzidła. Kilka odważniejszychpuściło swoje konie luzem, podpinając tylko wodze o pasek podgardlany.W sumie wszystkie trzymały się w grupie. Część bez koni usiadła izajęła się konsumowaniem swojego prowiantu oraz wesołymi rozmowami. Wpewnym momencie rozpętała się nawet bitwa na żelki xD Jednak zaczęłamlamentować że szkoda żeluśków i ustało xD Później zamieniły się ipilnowały tych kilku koni, które nie sposób było puścić luzem. (m.in.ogiery czy Ruff xp) Po posiłku i odpoczynku osiodłałyśmy konie iruszyłyśmy w dalszą podróż. Zostało nam już całkiem mało doprzejechania, więc ruszyłyśmy z kopyta. Mmmm, nie ma to jak galop przezzaśnieżoną polną drogę ^^ Reszta drogi minęła spokojnie (nie licząckilku bryków, kwiknięć i kłapnięć zębami). W końcu dojechałyśmy nadrogę prowadzącą prosto do Deandrei. Jechałyśmy już stępem, popuszczonepopręgi i swobodne rozmowy. Potem było trochę zamieszania zwprowadzaniem do stajni, konie jednak były już trochę zmęczone więcwiększość zamulała i nie robiła z tego powodu problemów. Kilka osóbposzło skorzystać z myjki i solarium. Ok godziny 16 wszystkie koniestały na padokach lub w stajni. Zaprowadziłam dziewczyny w specjalnieprzygotowane miejsce, w którym czekał już na nas gotowy do podpaleniastos drewna ^^ Na około były poustawiane pieńki, na których usiadłyśmy.Ja razem z Nojcem zabrałyśmy się za rozniecanie ognia. Sayu rozcierałasobie biodro, bolące po upadku z karej, rozmawiając z Carrot. Z koleiMetka z Misiaczkiem, znając naszą stajnię udały się do kuchni abyprzynieść jedzenie.
Już po chwili śmiejąc się piekłyśmy co popadnie nad ogniem xD Wkońcu doszło nawet do degustacji podgrzewanych żelek, paluszków ikanapek. Ok. godziny 20 rozpętała się też wojna na śnieżki, późniejschnąc przy ogniu zaczęły się tańce i śpiewy, a następnie karaoke XDwkońcu poprzestałyśmy na mrocznych opowieściach zewsząd wziętych xp
Przerażająca opowieść Nojca była tak dobra, że kilka dziewczynwrzasnęło, kiedy znienacka coś skoczyło w krzakach. Okazało się że tomoje dwa małe kocięta. Już po chwili zostały porwane w wir głaszczącychdłoni i pisków 'jaki on słodki!'.
Ogólnie siedziałyśmy sobie do późna. Ok. godziny 24 dziewczynyzaczynały się powoli wykruszać wraz ze swoimi rumakami. O godzinie 1pożegnałam ostatną rysualkę i zmęczona poczłapałam na górę, gdziejeszcze w ubraniu padłam na łóżko i zasnęłam..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Approvn the Blues / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare