Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
15.01.2013 - teren z Cupcake

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Cinnamon Delight [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yadira
Pensjonariusz
PostWysłany: Wto 22:00, 15 Sty 2013 Powrót do góry


Dołączył: 06 Maj 2012

Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

Ponieważ w końcu trzeba było wziąć się za siebie, i zarobić na życie, około dwunastej pojawiłam się w Dean. Miałam zaplanowane dwa treningi, ale najpierw postanowiłam zacząć od Yadirowej Cinnamon. Weszłam do stajni, i dość szybko ( bo z pomocą stajennego) znalazłam kobyłkę. „I co ja mam z tobą zrobić, co? Pewnie nie chce ci się latać w kółko, więc pojedziemy w teren” mruknęłam, gdy prowadziłam ją na myjkę. Nie była jakoś specjalnie brudna. I tak postanowiłam pojechać na oklep, więc nie będę jej czyścić. Z paki wygrzebałam ogłowie bez skośnika, a do tego ochraniacze. Miałam zamiar ją owinąć, ale jak zobaczyłam białe owijki, to uznałam, że nie będę ich przecież brudzić na zwykły teren. Po powrocie do małej, wyskrobałam jej kopyta, i szybko ubrałam.
Wyprowadziłam kobyłkę niedaleko ścieżki i wsiadłam z ziemi. Ach, kucyki. Błogosławieństwo świata. Gdy poczułam i namacalnie sprawdziłam, że wszystko jest jak najbardziej spoko, ruszyłam stępem na luźnych wodzach. Był to taki zwykły spacer. Klacz ambitnie pracowała grzbietem i szyją, jakby rozprężała się po parkurze 130. Olałam marzenia kucki o zawodach. Teraz jest na wczesnej emeryturze i ma się oszczędzać. Mała miała aktywny, przyjemny stęp. Podpierałam ją łydkami, by podnosiła nogi. Cinka była bardzo grzeczna, aż miło się jeździło. Nagrodziłam jej starania cukierkiem. Przyjęła go z wdzięcznością, po czym z zaciekawieniem oglądała kryjące się za drzewami krzaki, i szukała wzrokiem ptaków na drzewach.
Ścieżki wokół Dean nie były miejscem, które odwiedziłam już miliard razy, więc nie wiedziałam za ile kończy się ścieżka. Zegarek wskazywał, że stępujemy już prawie dwadzieścia pięć minut, więc wzięłam moją dystyngowaną damę na kontakt i zakłusowałam. Pierwszy krok kłusa był bardzo chaotyczny, zachwiałam się na ciepłym ciałku kucorki. Szybko jednak złapałam rytm i elegancko kłusowałyśmy przed siebie. Droga była miękka, trochę błotnista po roztopach. Chód miała miękki, ale trochę chwiejny i czasem potykała się o wystające z ziemi konary drzew. Rozumiejącym gestem pogłaskałam ciemną szyję kobyły. Po pięciu minutach spokojnego truchtu na drodze spotkałyśmy zwalony pień niedużego drzewka, prawdopodobnie brzozy. Na początku chciałam go przeskoczyć, ale jednak ze względu na zalecenia właścicielki przeszłam do stępa i ominęłam kłodę. Uznałam, że pięć minut stępa dobrze jej zrobi, więc odchyliłam się do tyłu i rozkoszowałam zimnym powietrzem.
Dziewczynka miała już wyraźnie dość człapania, bo przyśpieszyła odrobinę i zaczęła podkłusowywać do przodu. Dałam jej rozwinąć niewielką prędkość, by miała chociaż trochę radochy ze wspólnego wypadu do lasu. Bałam się zagalopować, ale widząc sporą energię u panienki i jej niezgorszy stan, zarządziłam najspokojniejszy galopik na jaki było mnie tego dnia stać. Przesunęłam łydki, a Delight zastrzygła uszami. Po chwili sunęłyśmy miękkim torfowym odcinkiem drogi ciągnącym się od jednej linii sekwoi do drugiej. Nie popędzałam jej, ale dałam galopować własnym, uregulowanym rytmem. Czułam jej kręgosłup, wbijający się w moją miednicę. Ponieważ nie należę do osób najniższych, musiałam przesunąć się bardziej na zad, by kobyłka nie musiała obijać się o moje kończyny. Chociaż gniadoszka chciała jeszcze trochę poharcować, zwolniłam ją i przeszłyśmy do kłusa.
Rozkłusowanie trwało dosłownie moment. Chociaż moja niezawodna Nokia 3100 próbowała zagonić mnie z powrotem do stajni, musiałam klacz rozstępować. Dałam jej bardzo luźne wodze, i żółwim tempem wróciłyśmy do stajni. Na miejscu roztarłam ją słomą, i zastosowałam na szyi masaż T-Touch. Czułam, że naprężone mięśnie rozluźniają się pod wpływem moich ruchów palcami. Cinka walczyła z opadającymi powiekami, więc po prostu zostawiłam jej sporą ilość marchwi w żłobie, i oddaliłam się do następnego klienta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Cinnamon Delight [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare