Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dirnu Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 21:59, 22 Cze 2013 |
|
|
Dołączył: 12 Cze 2013
Posty: 200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
ZAJEŻDŻANIE - ZAPOZNANIE Z OGŁOWIEM BEZWĘDZIDŁOWYM I WĘDZIDŁOWYM, DALSZE PRZYZWYCZAJANIE DO SIODŁA
James pogadał z Deidre po ostatnim treningu, poprosił o to, by Baronetka wychodziła na spacerki właśnie z siodłem na grzbiecie, żeby w nim była lonżowana... Ogółem dał kilka wskazówek na temat pracy w tym okresie zajeżdżania, bo sam tego ciągle robić nie mógł - miał jeszcze do ogarnięcia swoje siwusy. Kilka dni później pojawił się przy boksie kasztanki, zabrał ją na myjkę i postanowił przejść do kolejnego etapu. James wyczyścił klacz porządnie, założył jej czaprak, siodło, dopiął lonżę. Tym razem odbyło się bez głupich żarcików... Na szczęście. Na sam koniec siodłania zostawił ogłowie. Założył Baronetce ogłowie bezwędzidłowe, pewnie szybciej się do niego przyzwyczai... I wtedy przejdą do zwykłego. Z założeniem go nie było żadnego problemu, więc ruszyli na round pen. W ręce mężczyzna trzymał bacik, przez ramię przewieszone miał drugie ogłowie, z wędzidłem. Na lonżowniku "zasupłał" jej wodze pod szyją, przewiesił jedną z uzd przez płot, puścił kasztankę na ścieżkę i wziął się do roboty.
Pracę zaczęli od trzech kółek aktywnego stępa. Mężczyzna cały czas zachęcał ją do chętnego ruchu naprzód. Tym razem klacz zachowywała się naprawdę grzecznie - już nie wykręcała łba, patrzała przed siebie, zaokrąglając lekko szyję. James przysunął bacik do jej zadu, zacmokał, zachęcając kasztankę do przyspieszenia. Baronetka najpierw wydłużyła krok, przechodząc w wyciągnięty stęp, po kolejnym zachęceniu weszła w kłus. W tym tempie James zaplanował ze dwa, trzy kółka. Klacz szła nieco nierówno, niepewnie. Mężczyzna chwilę zastanawiał się, jak sie tym problemem zająć - wyrobienie u niej rytmiczności, opanowania równego kroku było naprawdę ważne. Okazało się jednak, że jego ingerencja nie jest do tego potrzebna - w końcu Baronetka sama złapała odpowiednią równowagę i nierytmiczność zniknęła. Mężczyzna odetchnął mimowolnie. Zwolnił klacz do stępa, po jednym kółku w tym tempie zatrzymał ją. Trzeba było w końcu zmienić kierunek. James podpiął lonżę z drugiej strony, obrócił kasztankę, posłał ją z powrotem na ścieżkę i tu mamy powtórkę z rozrywki. Tak jak wcześniej, zaczęli od trzech kółek aktywnego stępa. Tu Baronetka szła trochę leniwie, więc mężczyzna dał jej sygnał do lekkiego przyspieszenia, nie pozwolił zwolnić. Było ciepło i tak na dobrą sprawę, to nikomu nie chciało się ruszać... Ale czasem trzeba! Zacmokał, dał pomoce do przejścia w kłus. Tym razem krok od razu był bardziej zrównoważony, pewny. James uśmiechnął się. Te trzy kółka w kłusie poszły jej zdecydowanie lepiej. Baronetce właściwie w ogóle nie przeszkadzało ogłowie bezwędzidłowe, więc nie było sensu jej męczyć na tym etapie. Poćwiczy jeszcze trochę z nią w zwykłym ogłowiu. Zwolnił ją do stępa, przytrzymał w aktywnym kroku jedno kółko, zatrzymał klacz. Najpierw zdjął jej ogłowie, odłożył je na bok. Kasztanka tkwiła w miejscu, patrząc z ciekawością co robi. James wziął ogłowie z wędzidłem. Zaczął od przełożenia wodzy przez szyję klaczy, ułożył je w okolicach jej kłębu. Prawą dłonią złapał nagłówek, kilkoma palcami lewej chwycił wędzidło. Uniósł nagłówek, tak by wędzidło znalazło się przy zębach Baronetki. Jednym z palców nacisnął lekko na bezzębną krawędź górnej wargi. Klacz otworzyła pysk, on założył jej w tej sekundzie nagłówek, włożył wędzidło, pilnując by nie obiło się jej o zęby. Ona zajęła się mieleniem tego kawałka metalu i próbą wywalenia go z pyska, kiedy on dopasowywał wszystkie paski w ogłowiu do jej łba. Delikatnie pogładził jej szyję - bo właściwie była dość grzeczna, nie uciekała, nie rzuciła się na to nowe ogłowie... Okręcił wodze, dopiął lonżę i wracają do pracy. Gdy kasztanka była już na ścieżce dostała sygnał do stępa. Ruszyła naprzód, intensywnie mieląc wędzidło. Zarzuciła łbem, próbując się pozbyć tego nieprzyjemnego przedmiotu. James pospieszył ją do kłusa. Chwilę trzymał w aktywnym kroku, po czym pozwolił jej wrócić do stępa. Gdy przyspieszała, musiała się skupić na zmianie tempa i nie miała czasu na takie manewry, jak barankowanie, wierzgi czy zarzucanie łbem. Baronetka jeszcze chwilę szła spokojnie, po czym sytuacja się powtórzyła. James zastosował te same pomoce co wcześniej. Klacz znowu musiała przyspieszyć, potem zwolnić. Trzy spokojne kółka w stępie, pochwała. Jeszcze dwa w kłusie... James dał klaczy pomoce do przyspieszenia, Baronetka chętnie weszła w kłus. Przestała zarzucać łbem, wierzgać. Bardzo dobrze. Po tych udanych okrążeniach, mężczyzna pochwalił ją. Zwolnił do stępa, zatrzymał i zmiana kierunku. Zaczęli standardowo od trzech kółek aktywnego kłusa, wyjątkowo spokojnych. Widocznie już jej wyleciały z głowy głupie pomysły. Albo doszła do wniosku, że to bezsensowne. I słusznie. Po tym pospieszenie, trzy kółeczka galopu, też grzecznie... Więcej dzisiaj z nią przetrenować mężczyzna już nie musiał, więc pozwolił jej zwolnić (chętnie zrezygnowała z dalszego treningu przez upał). James zamienił lonżę na uwiąz, poprowadził kasztankę do stajni.
Na miejscu rozsiodłał ją, wyczyścił, schłodził Baronetce nogi i odstawił ją do boksu z nagrodą za udany trening - ćwiartką jabłka.
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|