Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dirnu Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pią 15:43, 28 Cze 2013 |
|
|
Dołączył: 12 Cze 2013
Posty: 200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
James przyszedł do Baronetki po południu, przywitał się klaczą, zabrał ją na myjkę. O dziwo - był trochę zaspany. Zdrzemnął się po obiedzie i przyszedł na trening rozespany. Baronetce założył tylko ogłowie, bez wodzy. Codziennie prowadzał ją na długie spacerki w stępie, w ręku, więc już się do niego przyzwyczaiła... Dołożył do tego jeszcze siodło. Dziś postanowił zrobić z nią coś, czego z Violent nie zrobił ze strachu - zabierze ją za Hope w teren. Osiodłał siwą, wyprowadził obie klacze na dwór. Wspiął się w siodło Hope, uwiązał do niego Baronetkę i właściwie mogli ruszać.
Dał klaczy pomoce do stępa. Siwa ruszyła chętnie naprzód, odwracając się w stronę stajennej koleżanki. Znała ją właściwie od początku... Ale dopiero teraz gdzieś razem wyruszały. Żeby kasztanka przyzwyczaiła się do chodzenia blisko szarej poprzechadzali się w stępie po terenie Deandrei, potem jeszcze chwila takiego wędrowania w kłusie i, kiedy James upewnił się, że wszystko jest w porządku, skierowali się w stronę bramy. Wyjechali w stronę łąk. Przez około 10 minut poruszali się w stępie, oddalając się od Dean. Hope szła grzecznie, czasami tylko próbowała w ruchu skubnąć jakiś listek, zamoczyć chrapy w jakiejś kałuży. Baronetka co chwilę naciągała trzymającą ją linkę, z ciekawością patrząc na roztaczającą się wokół przyrodę. Dotąd nie była w terenie... James miał teraz okazję lepiej poznać okolice Deandrei - przyda mu się to do rekreacyjnej jazdy ze swoimi szarakami. Baronetka zmuszona była ciągle iść energicznie - Hope nie miała w zwyczaju chodzić leniwym, wolnym kroczkiem. Powoli płaska łączka zaczęła przechodzić w las - najpierw w młodnik, stopniowo w coraz wyższe drzewa. Baronetka podążała tuż za siwką, bo droga stała się węższa i nie mogła już za bardzo zbaczać na boki. James co chwilę pochylał się w siodle, by uniknąć gałęzi. Przez chwilę zastanawiał się, czy by po prostu nie wrócić na łączkę... Ale nie. Nadal maszerowali w stępie, z racji tego, że kłus na takim terenie nie byłby najbezpieczniejszy. Mężczyzna zdziwił się trochę, że kasztanka skończyła wierzgać pod siodłem i teraz chodzi spokojnie. Po kilku minutach znaleźli się na kolejnej łące - no, opuszczonej działce. Przejechali przez otwartą, zamszoną, drewnianą bramkę, mężczyzna zatrzymał siwą, tym samym zmuszając do tego też Baronetkę. Zeskoczył na ziemię. Obie kobyły przywiązał na długiej lince do dość mocnego drzewa. Hope poluzował jeszcze popręg. Dał im po prostu chwilę wytchnienia... Choć droga trudna dotąd nie była. Sam zajął się znoszeniem zniszczconych belek z jednego miejsca w płocie, by mogli przejechać dalej. Zjadł sobie jeszcze kanapeczkę, popił mrożonej herbaty... I znów w siodło. Ruszyli dalej, z tymże w stępie jedynie krótką chwilę, dwa kółeczka kłusa po terenie działeczki, zwolnienie do stępa i znów wjazd w las. Wokół ptaszki ćwierkały, komary bzyczały a promienie słońca prześwitywały przez gałęzie. Ścieżka rozszerzała się stopniowo, aż w końcu włączyła się do innej - szerszej, piaskowej. Samochodów widać nie było, więc James postanowił, że chwilę się tedy przejadą. Zaznaczył ów zakręt, żłobiąc w korze literkę D i ruszyli stępem. Drzewa były tu dość wysokie, nisko nie było właściwie gałęzi, więć mężczyzna wypchnął z krzyża siwą, która chętnie ruszyła naprzód. Baronetka wydłużyła nieco krok i zrównała się z Hope, James zaczął anglezować, ciągle pilnując, czy nie ma przypadkiem w okolicy jakiś niższych gałęzi. Po chwili poprosił klacz o wydłużenie kroku, wszedł w pełny dosiad. Baronetka przy tym manewrze została na kilka sekund lekko w tyle. Po kilku minutach, gdy zobaczył, że kasztanka zaczyna głębiej oddychać, zwolnił do stępa. Zagalopowanie nie miało teraz sensu - i na kondycję jej nie pomoże, i na szybkość. Zbędne to było po prostu. Zawrócili, kierując się w stronę odpowiedniej leśnej ścieżki. Droga powrotna do niej zeszła im trochę wolniej, bo jednak wracali w wolniejszym chodzie. Skręcili między drzewa i już niedługo Baronetka musiała wrócić na miejsce za nimi. Chwila stępa pozwoliła jej wrócić do normalnego rytmu oddechu. Nieco przyhamował Hope, żeby już nie przemęczać jej koleżanki. Minęli działkę, tym razem nie zostając tu na postój - mięśnie kasztanki tylko by zdrętwiały i powrót byłby dla niej mniej przyjemny. W lesie trzymała się dzielnie, chodź na łące tuż przed Deandrei, już się pilnowała, żeby przypadkiem nie dać się przyspieszyć do kłusa. James popuścił nieco wodze, nadal zostawiając je na kontakcie, pozwolił szarej wrócić do swojego energicznego stępa. Baronetka znów zrównała się z nimi, wjechali już na plac Dean.
Tu mężczyzna zeskoczył z siodła, o rękę przełożył wodze siwki, odwiązał Baronetkę i linkę chwycił w drugą rękę. Na pomoc przyszła mu Deidre, która wzięła się za wyczyszczenie kasztanki, on mógł zająć się Hope. Gdy klacze odstawiono już do boksu, James wedle zwyczaju nagrodził je za udany trening - wrzucił im do żłobu po jabłku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|