Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Skoki - balans i zwrotność (L/P)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Czas Nadziei [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dirnu
Pensjonariusz
PostWysłany: Pon 20:24, 07 Lip 2014 Powrót do góry


Dołączył: 12 Cze 2013

Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

[link widoczny dla zalogowanych]

Gorąco było strasznie... Więc James przeczekał prawie cały dzień zanim zdecydował się ruszyć w końcu na trening ze względu na zachodzące już słońce... Było koło 18, kiedy ruszył się na maneż, gdzie ustawił sobie przeszkody w swego rodzaju zygzak, na wysokości: 105cm, 95cm, 100cm, 110cm. Do tego jeszcze bardziej na boku na rozgrzewkę okser 70cm i krzyżak 80cm. Miał nadzieję, że klacz podoła i nie jest aż tak zmęczona upałem, żeby nie chcieć pracować... Ale kto to może wiedzieć! Zaraz sam będzie musiał się przekonać czy tak jest rzeczywiście, czy raczej nie. Odetchnął głębiej, zgarnął pozostawiony przy płocie toczek i poszedł po szarą. W stajni standardowo przywitał się z nią krótkim mizianiem, całusem w chrapy... I siup na myjkę! Tam ją sobie uwiązał, porządnie wyczyścił, osiodłał i z gotową już klaczuchną ruszył na maneż. Wskoczył na jej grzbiet ze schodków, dopasował sobie strzemiona, dopiął popręg.

Potem już z miejsca łydeczka z wypchnięciem z kryża do stępa i na razie rozchodzenie się na luźnej wodzy z utrzymaniem energicznego tempa. Wzięli się oczywiście za porządne rozciąganie... Klacz akurat w tym była w świetnej kondycji i ta praca miała ten stan po prostu utrzymać, jeśli nie wprowadzić na jeszcze wyższy poziom... Ale dokładniej - po porządnym rozstępowaniu James zaczął kierować ją łydką na wędzidło, zbierać na kontakt. Klacz weszła nań prawie z miejsca. Teraz trochę zachęcenia do żucia, przeniesienie ciężaru bardziej na zad, co by go zaangażować... Szara w skupieniu podążała za jego wskazaniami, zeszła na niższe ustawienie, zad of kors zebrany... No cud miód malina! Teraz dopiero mężczyzna zaczął prowadzać ją po kołach, woltach, serpentynach (szczególnie tych ostatnich) i coraz to bardziej wymagających łukach. Klacz jednak po wybitnym początku zaczęła się trochę rozpraszać i zdarzało jej się w te łuczki nie wpisywać, ba, wręcz wypadać niekiedy łopatką czy zadem. No i tu działał sobie James korygując ją i działając pomocami intensywniej, co by jakoś ją do pracy zmobilizować. Wzmagał jej skupienie co jakiś czas półparadą i dalej się rozciągali. Standardowo po tym zjazd na długą ścianę i zabawa w stój-stęp, stęp-stój. Przejścia wychodziły już andaluzce bardzo płynnie, reagowała na pomoce bez opóźnienia, nadmiernej nerwowości. Zaraz po tym łydeczka, wypchnięcie z krzyża do kłusa i tu znów łuki i masa rozciągania. Podejrzewam, że szara mogłaby tę rozgrzewkę z zamkniętymi oczami na pamięć robić! Jedyne co się zmieniało to właściwie kolejność łuków czy też ich rozłożenie na ujeżdżalni, bo to się trafiała jakaś zmiana kierunku, albo trzeba było jakoś odegnać nudę... Tym razem wjechali sobie na ósemkę, James anglezując i tu na początek bardziej swobodny, duży łuk, jeden takt przeczekany przez jeźdźca, drugi łuk... No i stopniowo coraz bardziej ciasny łuk. Po tym znowu sporo wolt z pilnowaniem zaokrąglenia, wyjeżdżania łuków. W końcu dziś przyda im się wyjątkowo jej rozciągnięcie i trochę zwrotności... Parkur trochę trudnawy. Zjazd na długą ścianę, stęp-kłus, kłus-stęp, po tym pomoce do przejścia w wyższy chód. No i standardowo rozciągnięcie również w galopie z naciskiem na bardziej wymagające serpentyny i wolty. Nagrodził ją za skupienie i porządną pracę ciepłym słowem, poklepaniem szyi. Po całej rozgrzewce zwolnił do stępa, przeszedł na luźną wodzę i pozwolił jej złapać oddech przed samym skakaniem. Tak kilka okrążeń po całej ujeżdżalni.

Po krótkiej chwili wytchnienia James znów wziął ją na kontakt, zebrał i tu dał pomoce już do zakłusowania. Jeździec przeszedł w półsiad i w wyrównanym tempie wjechali na linię drągów. Klacz z miejsca skupiła się na zadaniu, wiedziała, czego ma się po nim spodziewać, więc od razu zaczęła unosić nóżki jak trzeba, przejazd bez ani jednego zahaczonego drążka! James nagrodził ją, najechali jeszcze trzy razy naprzemiennie ze stron i to z jednym tylko puknięciem na drugim przekraczaniu drągów. Potem już w wyrównanym tempie najazd na rozgrzewkowy krzyżaczek 80cm. Mężczyzna musiał przytrzymać ją w stanowczych pomocach, bo zaczęła wyrywać trochę do galopu... Klacz stuliła uszy, wybiła się mocno z zadu, z odpowiednim punktem wybicia - ale trochę bardziej niedbałym złożeniem, tak, że jej kopyto puknęło głucho w drąg. Już podczas lądowania gwałtownie wyrzuciła nogi w tył, wyrażając swe gorzkie niezadowolenie ze skoku. James dał jej pomoce do przejścia w galop, zaokrąglił porządnie zakręt, żeby dać jej prosty najazd na drugą z rozgrzewkowych przeszkód - okser 70cm. Andaluzka spięła się w sobie, utrzymała równą foulę bez zachęceń i tym razem pewnie podążała za pomocami jeźdźca - skrócenie przed przeszkodą na zaangażowanie zadu, cała moc skumulowana w jej tyle i w efekcie skok ze sporym luzem, świetny technicznie i bezpieczne lądowanie tuż za szeroką przeszkodą. Poklepał jej szyję.
-Bien.
Zwolnił ją na chwilę do kłusa, by spokojnie wybrać najazd na pierwszą przeszkodę z ich właściwego treningu - stacjonatę 105cm. Była w formie, porządnie rozgrzana... Więc ta wysokość nie powinna być szczególnym problemem. Chyba. Poprawił jej ustawienie, dał pomoce do przejścia w galop i już szli na ową przeszkodę linią prostą. Znów jednak hiszpanka zechciała spróbować szarży, więc James skorygował jej foule, przytrzymał... I puścił dopiero przed samym skokiem. Nie dała się przed nim skrócić, więc wyszło na trochę mniejszą moc wyskoku, pozostał pod nią niewielki luz. Złożyła się niczym scyzoryk, a mężczyzna na jej grzbiecie podążał z jej ruchem naprzód, elastycznie oddając wodze, żeby swobodnie wyciągnęła szyję. W locie nacisnął trochę mocniej na prawe strzemię, sugerując jej nogę. Szara zareagowała na tę pomoc bez wahania. James pozostał jeszcze przez dwie foule w półsiadzie, poprowadził ją po wolcie i zaraz z niej zjazd na kolejną przeszkodę - stacjonatę 95cm. Podczas całego tego zakrętu utrzymała równowagę, nie wypadła z rytmu. Standardowo skrócił ją przed przeszkodą, zgrał się z jej ruchem i tym razem zasugerował lewą nogę. Znów lądowanie, wolta z wyrobionymi łukami i przed nimi na prostej kolejna już przeszkoda - stacjonata 100cm. Foule przed przeszkodą przeniesienie ciężaru bardziej na zad, wskazówka co do miejsca wyskoku... Co prawda niezbyt wysłuchana, bo jednak klacz znów z zapędu wybiła się zbyt blisko przeszkody, zwalając drąga i mając problem z utrzymaniem w locie odpowiedniej równowagi. Dostała pomoce do lądowania na prawą nogę, jednak jej skupienie pękło jak bańka mydlana i wykonała je z nielada zamieszaniem. James po lądowaniu wprowadził ją na woltę, mając nadzieję, że jak zawsze szybko odzyska równowagę... A tu masz babo placek! Nie wyrobiła się na końcu łuku tuż przed wejściem na najazd na przeszkodę. Jej tyły zjechały za mocno na lewo, straciła równowagę i zwaliła się na bok, przygniatając nogę jeźdźca, który nie zdążył się uratować. James jęknął głucho, wysupłał nogę z drugiego strzemienia i czekał aż siwka wstanie... Kiedy ona stała już stabilnie na czterech nogach i spoglądała na niego nieco wystraszona, on nadal leżał i dyszał. Ból w nodze pulsował tępo i nijak nie chciał przejść. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie może zostawić klaczy z taką porażką na sam koniec treningu, więc podniósł się, z trudem wspiął z powrotem w siodło i jeszcze chwila stępa przed ostatnią przeszkodą, żeby zobaczyć, czy jej się nic nie stało... No cóż, ostatnio licho nie śpi! Klacz na szczęście była cała i już po chwili znów zaczęła rwać się do wyższego tempa i spoglądać niecierpliwie na linię przeszkód... James naprowadził ją więc na ostatnią ze stacjonat - 110cm. Akurat po takim najeździe z prostej problemu być nie powinno, bo nie miało właściwie co zaburzyć klaczy rytmu... Równa foula, skrócenie tuż przed przeszkodą i skok! Znów świetne złożenie się, wyciągnięcie naprzód szyi. James aż się mimowolnie uśmiechnął. Jak on mógł wątpić na początku, że sobie w skokach nie poradzi? Przecież to jej konik! Wylądowali na prawą nogę i skierowali się po obszernym łuku na prawo, żeby znów wjechać na pierwszą z przeszkód. Co tu dużo mówić - skok udany. Zapewne przez to, że ani klacz, ani jeździec nie mieli dziś ochoty na więcej porażek i wspólnymi siłami starali się ich uniknąć. Stopniowo ból w nodze zaczął przechodzić... Ale James podejrzewał, że po prostu znika, żeby pojawić się w mniej odpowiednim momencie. Znów wolta, tym razem trochę obszerniejsza od poprzednich i najazd na dwójkę. Tu scyzorykowe złożenie, lądowanie na lewą nogę i tuż za przeszkodą nie wolta, ale zakręt w lewo, ominięcie pierwszych trzech przeszkód na parkurze i najazd dopiero na czwartą. A czemu tak? Bo mężczyzna zapomniał powiesić z powrotem powalony drąg i nie chciał wprowadzać dodatkowego ryzyka, że np. szara trafi na niego podczas lądowania i znów straci równowagę. Nie daj borze liściasty, jeszcze się wywali na drugą stronę! I wtedy będzie miał obie nogi obolałe. W każdym razie - najechali na stacjonatę 110cm równą foulą. Wybicie z zadu, z porządnie skumulowaną energią, lot po eleganckiej paraboli... A podczas niego niezły baskil, trochę luzu. Za przeszkodą lądowanie na prawą nogę i już tylko z dwa, trzy okrążenia całego maneżu w galopie. On przesiąknięty był już potem, klacz też zmęczona, bo jednak - mimo nadziei - temperatura nie okazała się aż tak korzystna jakby chcieli i dodatkowo wymęczył ich upał.

W końcu James zwolnił szarą do stępa, oddał jej wodze i uniósł tyłek z siodła, żeby odciążyć jej grzbiet... Tak luźne kroczenie po ujeżdżalni, do momentu w którym oddech andaluzki nie wróci do normy. Zeskoczył na ziemię, poklepał jej szyję, zluzował popręg o dwie dziurki i poprowadził do stajni, gdzie po rozsiodłaniu wziął się za mycie hiszpanki - problem był taki, że wodę to ona wolała raczej podpijać prosto z węża niż dać się polać. Ale trochę gimnastyki i gotowe! Po całym tym zabiegu otarł ją z nadmiaru wody i odstawił do boksu w derce, co by się nie przeziębiła przypadkiem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Nie 14:03, 13 Lip 2014, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Czas Nadziei [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare