Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dirnu Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pią 18:29, 12 Wrz 2014 |
|
|
Dołączył: 12 Cze 2013
Posty: 200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Po dość solidnej rozgrzewce dałam klaczy chwilę na uspokojenie i ochłonięcie. Sama jeszcze raz sprawdziłam sobie popręg, ustawiłam lepiej strzemiona i wygodnie (na miarę możliwości) usadowiłam się w siodle. Postanowiłam, że klacz jest już dość przygotowana, coś tam wyżej chyba skakała, więc do zwykłej L-ki dorzucę jeszcze L1 i moje sumienie będzie spokojne. Pchnęłam klacz do galopu w stronę parkuru. Hope była zebrana już sama w sobie, więc najwięcej działałam łydkami, chciałam też ogarnąć jej technikę, a może ciut uda mi się ją poprawić? Przy pierwszej stacjonacie musiałam ją wręcz hamować siłą, bo leciała na nią niczym norka na borsuka (czy też odwrotnie) i to świadczyło o tym, że nie będzie mi dzisiaj wcale tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Klacz trzymałam twardą ręką, upominałam, ale wciąż dawałam sygnały. Jednak na przeszkodę musiałyśmy najechać drugi raz. Tym razem byłam już przygotowana na jej działanie i wcześniej już zaczęłam miarkować jej tempo do takiego, które mnie zadowalało. Najazd na przeszkodę, skrócenie wręcz, dobra foula i wybicie się. Klacz zrobiła to jednak już po mistrzowsku, bo skok wyglądał naprawdę efektownie i po samym początku ani myślałam, że tak to będzie wyglądało, gdy się ją wstrzyma. Oddałam jej sumiennie wodze i wykonałam stonowany półsiad. Na ziemi wylądowałyśmy twardo i równo, więc już byłam wyraźnie zadowolona. Już galopując do drugiej przeszkody pamiętałam, że trzeba wykonać lotną zmianę nogi, a równocześnie wstrzymywać klacz przed szarżą na przeszkodę, choć okserek był już o pięć centymetrów wyższy niż poprzednia przeszkoda. Pozwoliłam klaczy zwiększyć trochę tempo. Szybko natarliśmy na przeszkodę, wykonałyśmy lotną i wybiłyśmy się z dużym zapasem, co mnie z lekka zdziwiło, ale też postanowiłam ją dzisiaj miarkować do skakania idealnie w punkt. Mocniejsza łydka spowodowała kilka baranków klaczy, takiego zachowania się nie spodziewałam, ale uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Zwolniłam tempo pędu i nakierowałam ją na kolejną przeszkodę. Klacz szła żwawo i energicznie, nie było widać u niej oznak zmęczenia, ani nie wybrzydzała, takie zachowanie mi się podobało i aż miałam chęć ćwiczyć z nią dalej. Dobra foula, którą klacz mi narzuciła, nie wymagała poprawek. Sam najazd był wygodny, ja tylko musiałam pilnować dobrego wybicia się i skoku niemalże na styk, bo może tego nie pamięta, czy kij wie co. Jednak się pomyliłam w moich założeniach. Tuż po naszym wybiciu się sugerowanym przeze mnie, klacz pokonała przeszkodę wprost proporcjonalnie do jej wysokości. Przyznam, że moje zdziwienie sięgnęło niemalże zenitu, ale też cieszyły mnie takie niespodzianki. Poklepałam klacz w nagrodę i pilnowałam sumiennie dalszej trasy naszego przejazdu. Czekało na nas triplebarre, które nie wzbudziło strachu, lecz zadowolenie, aż klacz strzygła uszami. Ciągle podziwiałam jej foule, bo gdy się jej pilnowało, to naprawdę pracowała starannie, widocznie wcześniej mnie sprawdzała. Widziałam kątem oka mięśnie klaczy pod delikatna skórą, które poruszają się w rytm jej galopu, była zbudowana bardzo proporcjonalnie, a teraz nawet cieszyło mnie jej podstawienie zadu przed wybiciem, a nawet sama poprawna technika skoku(choć pewnie to było spowodowane tym, że chciała skakać wyżej). Wylądowałyśmy twardo i pewnie na ziemi, więc nie pozostało nam nic innego jak tylko pędzić do następnej stacjonaty i ostrożnie uważać na łukach, by się w nie wpasować, a nie wypaść. Najazd był dość standardowy, tylko bardziej zachęciłam ją łydką, a ona resztę pracy wykonała sama i z pomocą dobrego najazdu pokonałyśmy przeszkodę w mgnieniu oka, co było jednym z kilku naszych dzisiejszych sukcesów, bo w skokach na czas klacz radziłaby sobie bardzo dobrze i widocznie mogłam mieć w niej konkurencję, jeśli chodzi o moje skoki z Sensowym głupolem. Poklepałam ją po szyi odważnie, w międzyczasie dla rozluźnienia storpedowałyśmy drągi naprzemienne za którymi znajdował się krzyżak. Klacz lekko wybiła się z rytmu, co mimowolnie skutkowało puknięciem w belkę, ale zbytnio mnie to nie zmartwiło, gdyż każdemu może się wydarzyć wypadek przy pracy, no nie? Na samo zakończenie złapałam ją w mocny kontakt i naprowadziłam wyciągniętą specjalnie klacz do ostatniej stacjonaty z klasy L1, klacz strzygła uszami, była widocznie zadowolona widząc przeszkodę, a to jest najważniejsze by osiągnąć cel (tak, mam na myśli motywację) i już elegancko szłyśmy schematem z łydką, oddaniem wodzy jak i zachowaniem fouli na poziomie i mocnym wybiciem się z zadu i stonowanym, ale dobrym lotem nad przeszkodą, czyli nie za nisko i nie za wysoko. Po tej ostatniej już przeszkodzie, gdy trafiłyśmy już swobodnie na ziemię pozwoliłam jej strzelić te dwa, czy też trzy baranki, po czym zwolniłam ją stopniowo do kłusa, a w końcu do stępa. Poklepałam ją po szyi, mogłam się przyznać, że byłam dumna z dzisiejszej pracy. Rozstępowałam porządnie klacz na luźnej wodzy i odprowadziłam do stajni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|