Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
13.11.11r. - Galopady i ścig na 2000 Dont'em do Deandrei Cup

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Zenyatta [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Nie 20:17, 13 Lis 2011 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Nie chce, nie chce, bardzo nie chce, na prawdę W OGÓLE nie mam ochoty tam iść x.x Nie nie nie nie.. - mniej więcej tak można by zdefiniować moje myśli w momencie, kiedy nadszedł ten zacny moment wypełznięcia z łóżka. Przeważnie nie mam z tym problemu - no dobra, mam, ale na mniejszą skalę. Mianowicie z okresem jesienno-zimowym nadchodzi kolejny, poważny argument dla którego kompletnie nie mam ochoty wyłazić z pod kołdry przed godziną 12. konkretniej - to cholerne ZIMNO. Wystawiłam lekko stopę poza kołdrę i z sykiem ją cofnęłam. Brr ;_; Booożeee, za co mnie tak każesz!
-Może za lenistwo .. x.x- Mruknęłam po chwili zastanowienia i z westchnieniem stoczyłam się na podłogę, starając trafić na puchaty dywan. Trafiłam na coś o niebo lepszego, a mianowicie moje cieplutkie, osierścione psisko *-* Gaja spojrzała na mnie zaspanymi oczami, polizała mi stopę i zamachała ogonem energicznie, uderzając nim o podłogę. Korzystając z tej jedynej okazji, kiedy to ten oto zwierz leży spokojnie i nie objawia adhd, chwyciłam ubrania i bez ociągania przebrałam się w tempie express. Dzisiaj w łożu leżałam sama, jako iż moje chłopię miało poranny dyżur. Nareszcie odezwały się w nim stare zwyczaje i postanowił punktualnie zajmować się obowiązkami. (zagroziłam, że nie będę mu płacić pensji i będzie na mojej łasce xd podziałało, najwyraźniej).
Jako iż nie miał mnie kto zatrzymać, w miarę wczesną porą zeszłam na dół w celu ewentualnego przygotowania i spożycia jakiegoś żarełka.
Weszłam sobie opatulona moim milusim polarkiem do kuchni i rozejrzałam co tu można na szybko wciumić. Padło na płatki z jogurtem truskawkowym i kawę, mraśnie. 15 minut później Dejec wytoczył się z kuchni i pomaszerował korytarzem Dean w stronę siodlarni.
Niestety, wejście do mojego celu zostało zagrodzone przez niepokojąco wpatrującego się we mnie Sayca.
-Yyyyym.. tak?^^'- spytałam niewinnie, kiedy wszelkie próby ominięcia jej spotkały się z porażką na każdej linii.
-Na tor cholero. MIGIEM - powiedziała Say, dobitnie kładąc nacisk na ostatnie słowo i nie czekając na odpowiedź wymaszerowała ze sprzętem Doncisza.
Mruknęłam coś pod nosem z westchnięciem po czym skopałam siodło Zeny ze stojaka (kto mi to tam wysoko wrzucił, no ja pier x.x) i złapałam w dłoń ogłowie, podkładki i inne duperele. Następnie pogwizdując udałam się pod boks mojej małej sport maszynki.
-Zenyyyyy moj skarbieee -zaczęłam zawodzić jak stare nienaoliwione wrota, odwieszając sprzęt i odsuwając wszelkie zasuwki od drzwi. Otworzyłam je na oścież i wlazłam bezceremonialnie do boksu klaczy. Zenyatta postawiła uszy podekscytowana, że coś się dzieje. Podeszłam do niej i dałam się obwąchać, po czym pogładziłam jej umięśnioną szyjkę, pomiziałam trochę tu i ówdzie i na uwiązie wyprowadziłam na korytarz. Tam przypięłam ją do dwóch uwiązów i zabrałam za czyszczenie czołga.
Wielkie cielsko było zakurzone jakby przeleżało 10 lat na strychu x.x Niepocieszona rozpoczęłam walkę zgrzebłem z zaklejkami, błotem, kurzem, brudem i innymi nieczystościami. W końcu, po 15 minutach dało się na to jakoś patrzeć. Owinęłam kobyle nogi owijkami, wyczyściłam i nasmarowałam kopytka, potem zabrałam za siodłanie. Miała leciutko otarty ryjek koło kości policzkowej, ale nie powinno to przeszkadzać przy treningu. Wierciła się już cholernie, więc nie zwlekając dalej podciągnęłam tylko popręg na wielkim brzuszysku i wyprowadziłam ją na zewnątrz. Wcisnęłam na łeb kask, bo było w nim cieplej x.x no i jednym zwinnym susem podciągnęłam się na grzbiet koniska.
Zenya aż cała latała z radości że idziemy pobiegać. No ta to jest nie do zajechania, prawie to samo robi przez 4 lata życia a dalej to kocha, ach. Poklepałam ją po szyi, zebrałam wodze i wsadziłam nogi w strzemiona, kierując jej rozgorączkowane, taneczne kroki w stronę toru. Gdzieś tam hen na horyzoncie widziałam blond zadek Don'ta, nie goniliśmy ich jednak bo i po co, zaraz i tak się pościgamy xd
Zenka wyciągała głowę przed siebie, stawiając wielkie uszy na sztorc, rozluźniła się i zarżała do koni na padoku, dalej idąc baardzo żwawym tempem w znaną nam stronę. Sayek łypnął na nas złowieszczo, czy nie mamy przypadkiem ochoty spierdzielić. Pomachałam do niej z lekkim wyszczerzem i dostałam ataku kaszlu u.u
Kiedy już się ogarnęłam, byłyśmy prawie przy torze. Zebrałam mocniej wodze żeby kobył czegoś nie odwalił przy Gwaucie po czym wjechałyśmy na nasz cudny dwupasmowy kompleks ^^ Saik już się rozprężał, więc dołączyłyśmy do niej bez zwlekania.
Pozbierałam kobyłę mocniej i starałam się powstrzymać ją od zakłusowania i oczywiście galopowania, co najchętniej by zrobiła. Odchyliła uszy skupiona i zniżyła nieco głowę, otwierając pysk i gryząc wędzidło. Aktywnym stępem pokonywałyśmy kolejne metry w skupieniu. Czułam, że pode mną tyka bomba zegarowa, która tylko czeka na chwilkę nieuwagi żeby wybuchnąć. Na złość starałam się powyciągać i poskracać trochę ramy kobyłki. No helloł, mamy 6 lat, trzeba troszke popracować grzbietem. Trochę się pokłóciłyśmy, ale w końcu dopięłam swego. Potem parę wolt, wężyków, kręcenia dupereli na rozgrzewkę. Wreszcie pozwoliłam jej przyśpieszyć do kłusa. Przez chwilę walczyła z ręką, starając się zagalopować i zrobiłyśmy parę kroków a'la ustępowanie od łydki, w końcu udało nam się dojść do porozumienia. Główka ładnie jak na nią, zadek całkiem podstawiony. I młócimy ^^
Szarpała mi czasem głową w górę, większość czasu jednak ładnie pracowała. Napierała na wędzidło co jakiś czas kontrolnie, czy może nie dałoby się przyśpieszyć. Napotykało się to z moją zdecydowaną ręką, tak więc kobyła odpuszczała w potylicy i w końcu się rozluźniła. Uśmiechnęłam się, zmieniłyśmy stronę, trochę gimnastyki. W końcu sygnał do zagalopowania i odpuściłam jej nieco w pysku.
Gniada zaskoczyła idealnie, gładziutko przechodząc do długich fuli. Najpierw nie dawałam jej się rozpędzać, raczej skracałam i chciałam rozgrzać. Biegłyśmy mniej więcej po środku toru, zad Doncisza majaczył gdzieś tam w oddali. Po 10 minutach galopu dałam jej się mocniej wyciągnąć, odchylając nieco w półsiadzie. Kobyłka wyciągnęła nogi mocniej i bez wysiłku przyśpieszyła znacznie, utrzymując równe tempo.
Nie przeszkadzam jej w tym i starałam się tylko nie pobudzać jej do szybszego tempa. Czekałam aż wszystkie partie mięśni dogłębnie się rozgrzeją. Jechałyśmy po środkowym torze, spokojnie wyjeżdżając zakręty.
Sayesz stosował podobną technikę, śmigając jakieś 500 metrów przed nami. Zenika nakręcało strasznie, kiedy widział konia przed sobą tak więc jeździłam "zygzakiem" od małego do dużego koła starając się zwiększyć dystans miedzy nami. W końcu rozgrzaliśmy jedną stronę, zwolniłam kobyłę do kłusa i opornym łukiem zmieniłyśmy kierunek. Tutaj już nie drażniłam jej tylko od razu odpuściłam w ryju i bez żadnej wyraźniejszej łydki puściłyśmy się galopem, szybko osiągając podobne tempo co poprzednio tylko na drugą stronę. Muszę powiedzieć że w galopie nawet fajnie pracowała, i grzbietem, i zadem, i szyjką, a nie tylko grzała na złamanie karku. Pochwaliłam ją i uniosłam się nieco w strzemionach, poprawiając pozycje bo było mi niewygodnie. Kolana i kostki dawały się we znaki po intensywnym sezonie.
Po rozgrzewce, w której zawierały się skrócenia, wydłużenia ramy i różne zabawy tempem zaczęłyśmy długie galopady. Chciałam wybiegać i wymęczyć klacz, żeby mogła w końcu spożytkować swoją energię. Do Dean Cup zostało jeszcze troche czasu, zdąży się zregenerować.
Na migi ustaliłyśmy z Sayem że biegniemy w lewą stronę żeby uniknąć kolizji i innych nieporozumień, po czym rozpoczęłyśmy długie galopady. Tutaj pozwoliłam Zence ustalać tempo i granice, ufałam że zna swoje możliwości lepiej ode mnie.
Po jakichś 20 minutach, dogoniłyśmy się z Saycem na krótkiej przerwie w stępo-kłusie.
-I jak tam kondycja, kobitki? -Sayesz odgarnął włosy z ocząt, jedną ręką prowadząc swojego rumaka czujnie za wodze na zdecydowanym kontakcie. Miała do tego podstawy, bo Doncisz widząc Zen od razu się nakręcił i zerkał na nią ponętnie spod blond grzywy. Kobyła zlewała go jak zwykle ciepłym moczem, ale i tak wszyscy wiedzieliśmy że ma do niego słabość ^^
-Może sprawdzimy?Very Happy -zaproponowałam, zacierając łapki. Skostniały mi od tego dzikiego pędu, ot co.
-Nie musisz dwa razy powtarzać -Say uśmiechnęła się cwaniacko i przybrała pozycje pełną gotowości do biegu. -2 tysie, hm?
-Zaiste zacnie moja towarzyszko ziemskiego padołu -wyrzekłam xD po czym ustawiłyśmy się obok Doncisza, zatrzymując na mniej więcej równej linii w wyimaginowanych bramkach startowych.
3..2..1.. -odliczyłyśmy wspólnie, po czym wbiłyśmy pięty w boki naszych rumaków na tyle ile się dało na króciutkich strzemionach po czym wystrzeliłyśmy obie pełnym galopem tuż przy blankach. Tradycyjnie Doncisz prowadził, Zenka trzymała się tuż koło jego zadu z pozytywnie postawionymi uszami dotrzymując mu kroku.
Ziemia sypała nam się spod kopyt, kiedy raźnym krokiem przemierzaliśmy kolejne metry na razie spokojnie utrzymując swoje pozycje i nie dając drugiemu przejąć inicjatywy. Po 1000 m trochę podkręciłyśmy tempo, żaden z koni nie chciał odpuścić. Po 800 m posłałam Zen szerszym łukiem żeby rozpoczęła powoli swój manewr wyprzedzania. Koło 600 m udało nam się wyprzedzić Don'ta o nos, o łeb, szyję. Blondyn dzielnie się bronił, ale i nam nie brakowało ikry.
Nagle 300 m przed celownikiem Zen potknęła się lekko i straciłyśmy sporo z prędkości. Zaklęłam siarczyście, kiedy Don't przemknął koło nas. Zaczęłyśmy odzyskiwać prędkość, jednak było już za późno. Kiedy wpadliśmy na celownik Doncisz wyprzedził nas o pół długości.
Wyhamowałam kobyłę, patrząc na Saya ponuro.
-And the winner is..!-Sayek napuszył się, kłusując na nabuzowanym ogierze. Prychnęłam coś pod nosem niewyraźnie i poklepałam Zen, mimo wszystko było bardzo dobrze.
-Aj tam aj tam .. idziemy się rozprężyć - mruknęłam i puściłam ją na szerokie koło spokoojniutkim galopem. Kiedy juz uspokoiła oddech, przeszłyśmy do kłusa. Kolejne wyciszenie, i dłuuugie stępowanie. Wyjęłam obolałe nogi ze strzemion, rozprostowując sztywne kostki z cichym syknięciem. Auuuć. Potem popuściłam popręg klaczy.
-Dobry smoook. Masz kopa -potarmosiłam grzywę klaczy, gładząc bok jej szyi. Po 15 minutach stępa zjechałyśmy z toru i w towarzystwie Don'ta i Saya pojechaliśmy do stajni. Kiedy dojechałyśmy, zsiadłyśmy z cichym sapnieciem. Obie dziękowałyśmy kopytnym za trening. Weszłyśmy do środka. Tam rozsiodłałyśmy nasze kopytne i rzuciwszy sprzęt na stojaki zaserwowałyśmy koniom krótką kąpiel w basenie oraz masaż na solarium.
Potem zapakowanych w derki odstawiłyśmy na padoki, gdzie mogły oddać się swoim ulubionym zajęciom, a same wróciłyśmy wymęczone ogarnąć stajnię ..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Wto 0:53, 27 Gru 2011, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Zenyatta [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare