Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
22.12.2010r. - teren z Talizmanem, Sherlockiem, Niklem i Tri

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Hidalgo [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tiara
Pensjonariusz
PostWysłany: Nie 16:45, 30 Paź 2011 Powrót do góry


Dołączył: 13 Cze 2011

Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Wczoraj umówiłam się z dziewczynami na teren po okolicach Mavera. Wstałam więc dzisiaj wcześniej, by nakarmić konie, ogarnąć stajnię i przygotować Hidalga. Dzień zapowiadał się na ciepły i słoneczny. Ubrałam się i zeszłam do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Potem poszłam do stajni. Wchodząc do budynku usłyszałam rżenie srokacza. Podeszłam do niego i dałam mu cukierka. Potem podchodziłam do każdego konia po kolei, aż w końcu stanęłam przy Davaraji, która kłapnęła zębami i skuliła uszy, ale chętnie przyjęła cukierka. Potem nakarmiłam konie, a gdy skończyły jeść, poszłam po sprzęt Hidalga. Była 9.00, a dziewczyny miały przyjechać 9.45. Zaczęłam czyścić konia, który już wyczuwał, że coś się święci. Spojrzałam na zegarek - 9.30. Miałam jeszcze trochę czasu, więc zaczęłam masować ogierka. Wstąpiła do nas Kana i chwilę ze mną porozmawiała, a potem poszła poskakać z Trianną.
Po chwili usłyszałam warkot silnika na zewnątrz. Wyszłam ze stajni i zobaczyłam w samochodzie Carrot. Pomachałam jej i podeszłam do koniowozu.
-Cześć! - Dziewczyna wysiadła z samochodu i stanęła obok mnie, rozglądając się po okolicy. -Ładnie tu macie, lasy, góry - piękny widok.
-Hej, dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niej i skinęłam w stronę drzwi. -Wyciągamy go? - Spytałam i ruszyłam do drzwi.
-Jasne. Dziewczyn jeszcze nie ma?
-Nie, ale powinny niedługo być, bo już 43 po. - W tej chwili, na podjazd wjechała Deidre, szczerząc się do nas zza szyby.
Pomachałyśmy jej, otwierając drzwi przyczepy Carrot. Wyprowadziłyśmy sprawnie Talizmana i poprowadziłyśmy na miejsce do czyszczenia. Carrota pobiegła do Dei, a ja wyprowadziłam Hidalga i uwiązałam go obok wałacha, żeby się poznali. Poszłam z powrotem do dziewczyn i zauważyłam, że wyprowadzały już Sherlocka.
-Cześć Ti. - Powiedziała do mnie Deidre, chwaląc nasze widoki.
-Witaj w Maverze. - Podsumowałam jej monolog o lasach iglastych i pięknych górach, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
Poszłyśmy przywiązać Shera przy Hidalgu i Talizmanie, którzy widocznie się polubili. Wolnym krokiem poszłyśmy na podjazd i wypatrywałyśmy Palomy. Z nudów zaczęłyśmy rzucać się śnieżkami, a zza rogu stajni kukał zdziwiony Sherlock. W końcu, o godzinie 9.47 przyjechała Paloma. Przywitałyśmy ją serdecznie i pomogłyśmy wyprowadzić Nikla.
-Przepraszam, że jestem tak późno, ale nie mogłam się tu dostać najkrótszą drogą, bo była zasypana, więc musiałam jechać naokoło.
-Nie ma sprawy, nie musisz być punktualnie, to przecież nie zawody, a bez Ciebie i tak byśmy nie ruszyły. - Uśmiechnęłam się do niej i poszłam odprowadzić Nikla na jego miejsce.
Gdy stałyśmy przy stajni, czyszcząc konie, ze strony hali przyszła do nas Kana.
-Cześć wszyyyystkim! - Powiedziała radośnie, a dziewczyny odpowiedziały jej równie serdecznie. -Słuchajcie, mogłabym jechać z Wami? Trochę nam na skokach nie szło, więc pomyślałam, że mogłybyśmy odreagować w terenie. - Poklepała widocznie poirytowaną Triannę.
-Myślę, że możemy przyjąć Cię do naszego kółka wiary. - Roześmiałam się.
-Będzie nam raźniej, come on. - Powiedziała wesoło Deidre.
-Jasne, jedź z nami! - Wtrąciła Carrot.
Paloma skinęła głową z uśmiechem. Kana, która stała przed nami, jak na Sądzie Ostatecznym, w końcu skoczyła z radości, a Tri spojrzała na nią z politowaniem.
Po dziesięciu minutach, konie były wyczyszczone (ja pomagałam każdemu po kolei, bo Hidalgo był już czysty) więc zaczęłyśmy siodłanie. Wszystkie konie bez problemu dały się ubrać, ale Hid, zbyt podekscytowany wszystkim dookoła, szarpał się ze mną jakieś 3 minuty, aż w końcu pomogła mi Paloma. Stanowczo założyła mu ogłowie, a srokaty spojrzał na nią z wyraźnym zdziwieniem. Siodło założyłam już bez problemu, więc o godzinie 10.00 wyjechałyśmy.
Najpierw stępem jechałyśmy przez lasek, gawędząc i rozmawiając o koniach, świętach i zimie. Potem rozmowa przeszła na lato i wakacje i wymarzone kąpiele w jeziorku, które właśnie mijałyśmy.
-To jest jezioro?! – Spytała Carr, zachwycona wielkością zbiornika.
-Tak, często się w nim pławimy. – Odparła Kana. –Zapraszam Was w lato! Na pewno chcecie sobie popływać. – Roześmiała się, po czym uspokoiła Triannę, która wystraszyła się wiewiórki.
-Ja chcę, ja chcę! – Powiedziała Deidre.
-Ja też, a jakże. - Paloma uśmiechnęła się do nas.
-No więc ustalone. – Skinęłam do nich, po czym skręciłam w boczną dróżkę.
Stępem jechałyśmy 20 minut, przez las, bo dziewczyny chciały pooglądać okolicę. Zakłusowałyśmy dopiero na małej polance. Jechałyśmy spokojnie, aż nagle drogę przecięło nam stadko saren. Hidalgo stanął jak wryty, po czym zaczął się cofać. Trianna postawiła uszy i lustrowała stado wzrokiem. Nikiel stał spokojnie i obserwował otoczenie, podobnie Talizman. Sherlock natomiast patrzył się na szalejącego Hidalga, ale stał spokojnie jak pozostałe konie. Po chwili jednak udało mi się uspokoić srokacza, gdy sarny już przebiegły, a dziewczyny narobiły dostatecznie dużo zdjęć. Pokazałam Hidowi, że nie ma się czego bać. Podeszliśmy do miejsce, gdzie sarny przechodziły, dziewczyny stępowały po śniegu, a Hidalgo niuchał ślady kopytnych.
Dwie minuty później, znów kłusowałyśmy, tym razem przez las. Paloma zobaczyła małą kłodę, dobrą do skoku z kłusa. Skróciła wodze i poprowadziła Nikla na przeszkodę. Koń dobrze się wybił i skoczył z dużym zapasem. Dziewczyna poklepała go, zrobiła półwoltę i skoczyła jeszcze raz, z drugiej strony. Znów było dobrze, a po skoku Nikiel przeszedł do galopu, więc Paloma poprowadziła go tam, gdzie było więcej miejsca, żeby mógł się trochę rozgrzać. Wtedy Deidre naprowadziła Sherlocka na kłodę. Siwek podjechał żwawo do przeszkody, ale wybił się za blisko niej, przez co wybił się i wylądował bardzo twardo. Dei prawie wyleciała z siodła, ale w końcu wróciła do normalnej pozycji. Tak jak Paloma wcześniej, również zrobiła półwoltę i znów najechała na przeszkodę. Tym razem Sher dobrze się odbił i skoczył bez problemu. Deidre podjechała do Palomy i zaczęły rozmawiać. Carr również skoczyła dwa razy, jeden skok bez problemów, ale na drugim Talizman się wyrywał i chciał wyłamać. Carr jednak mocno go trzymała i poprawnie naprowadziła na przeszkodę, którą przeskoczył z dużym zapasem. Kana nie chciała skakać, bo Tri trochę się denerwowała, więc ja ruszyłam na Hidalgu. Postawił uszy, jak zawsze gdy widzi przeszkodę i skupił się na skoku. Przeskoczył kłodę z impetem, po czym zaczął machać łbem. Zawróciłam by skoczyć jeszcze raz. Znów dobrze skoczył, ale potknął się gdy lądowaliśmy. W wyniku tego, stopy wypadły mi ze strzemion, a ja spadłam na ziemię. Na szczęście było tam dużo śniegu, a Hidalgo odbiegł kilka kroków dalej, więc mnie nie podeptał. Kana podbiegła do mnie, bo stała najbliżej, Paloma wydała z siebie krzyk przerażenia a Dei patrzyła na nas w napięciu. Carr natomiast właśnie wtedy zsiadała, by podciągnąć popręg. Gdy była już na ziemi i zobaczyła, że lecę, straciła równowagę i też wywróciła się na śnieg. Potem gdy wstałam i krzyknęłam
-Wazzzuuuup?!
wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Potem gdy popatrzyłyśmy na Carr leżącą w śniegu z miną zbitego psa, roześmiałyśmy się jeszcze głośniej. Podeszłam do Hidalga i przywiązałam go do drzewa. Ubiłam rękami śnieżkę i rzuciłam w Carrotka. Wtedy Dei i Paloma zeskoczyły z koni i również je przywiązały. Znowu zaczęłyśmy się rzucać śnieżkami i umierać ze śmiechu. Po chwili dołączyła się do nas również Kana.
Po 15 minutach biegania po lesie, śmiania się i bombardowania się nawzajem śnieżkami, wsiadłyśmy znów na nasze wierzchowce. Była godzina 11.20, a jeszcze nie dojechałyśmy do długiej prostej drogi w polach, na której można się ścigać. Ruszyłyśmy kłusem i po niedługim czasie dojechałyśmy na miejsce. Porobiłyśmy kilka wolt i slalomów, żeby rozgrzać konie. Ustawiłyśmy się na linii startu, którą butem narysowała Paloma.
-Do startu! Gotowi! - Krzyczała Kana. -STAART!
Wszystkie ruszyłyśmy galopem. Po chwili każdy już cwałował. Najpierw prowadził Sherlock, za nim był Talizman, Hidalgo, Nikiel i Trianna. Potem wyprzedziłam wszystkich na srokaczu. Prowadziliśmy przez jakieś 10 sekund, potem Hidalgo się zmęczył (jak zawsze gdy się ściga xd). Wyprzedził nas Talizman. Za nim jechał Nikiel. Zdziwiłam się, że aż tak pozmieniały się pozycje. Sherlock cały czas siedział nam na ogonie, a Kana na Triannie zamykała nasz "zastęp". Zwolniłam na chwilę do galopu, żeby zebrać siły. Hidalgo mimo wszystko dość szybko galopował. Sherlock pod Dei szybko nas wyprzedził. Potem wyszli na prowadzenie. Nikiel cały czas utrzymywał się na drugim miejscu. Talizman zmęczony biegiem, zwolnił i spadł na trzecie miejsce. Po chwili pogoniłam Hidalga do cwału i wyprzedziliśmy Carr. Prosta zbliżała się ku końcowi, więc każdy zaczął zwalniać. Pierwsi dojechali Dei z Sherlockiem, drudzy byli Paloma z Niklem, trzecia byłam ja i Hidalgo, czwarta Carrot z Talizmanem no i piąta Kana z Trianną. Pogratulowałyśmy sobie nawzajem i jadąc stępem, znów zaczęłyśmy rozmawiać o naszych koniach i rumakach z SC. Później porozmawiałyśmy chwilę o Devaraji i Kontraście, a potem zaczęłyśmy grać w „To co widzę jest…”
-To co widzę, jest zielone. – Powiedziała Paloma.
-Yyyy, świerk? – Odpowiedziała Carrot.
-Dobrze! Teraz Ty.
-To co widzę, jest wysokie.
-Hmmm, czy to jest świerk? – Powiedziała Kana.
-Zgadłaś. Haha, dajesz!
-To co widzę ma gałęzie.
-Świerk! – Krzyknęła Deidre.
-Masz rację. – Uśmiechnęła się do niej Kana.
-To co widzę jest…
-ŚWIERK! – Przerwałam jej rozmyślania.
-Ej noo, ja się tak nie bawię. Hahaha. – Dei położyła się na szyi konia, klepiąc go po łopatce.
W związku z tym, że grałyśmy w tą grę, zaczęłyśmy rozmawiać o filmie „Mój brat niedźwiedź”. (Bo to z niego jest ta gra XD’) No i zakończyłyśmy naszą rozmowę tym, że jeśli film ma kilka części, to najlepsza zawsze jest ta pierwsza.
Sprawdziłam godzinę – 11.50, więc najwyższa pora już wracać. Wszystkie byłyśmy głodne i burczało nam w brzuchach. Pewnie jeszcze godzinę będziemy wracać, więc musimy wytrzymać. Konie już odpoczęły, więc przegalopowałyśmy spokojnie przez prostą, aż dojechałyśmy do lasku, w którym się bawiłyśmy. Tam przeskoczyłyśmy jeszcze kilka kłód, tym razem najeżdżałyśmy galopem, bo było więcej miejsca, poza tym, cały czas stępowałyśmy. Z lasu wyjechałyśmy o godzinie 12.10. Przez polankę przekłusowałyśmy szybko i w kolejnym lasku, znów jechałyśmy stępem. O godzinie 12.30 dojechałyśmy do Mavera.
Rozsiodłałyśmy konie, wyczyściłyśmy je i założyłyśmy derki. Dziewczyny zaniosły sprzęt do samochodów, a ja z Kaną, zaprowadziłam Devaraję i Etnę na halę, bo potrzebne nam były boksy. <img src=" border="0" /> Wszystkie konie powstawiałyśmy w dereczkach do środka i dałyśmy im jeść i pić. Potem dałam każdemu po cukierku. Gdy dziewczyny wróciły, poszłyśmy do kuchni. Zrobiłam im gorącej czekolady i dałam ciasteczka. Gdy wszystko zjadłyśmy i wypiłyśmy, a przy okazji zagrzałyśmy przy kominku, poszłyśmy po konie, żeby wprowadzić je do przyczep. Dziewczyny podziękowały nam za miło spędzony czas, pogroziły, że jeszcze tu wrócą i odjechały. Była godzina 13.00.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tiara dnia Wto 17:09, 27 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Hidalgo [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare