Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 0:06, 06 Lis 2011 |
|
|
Dołączył: 27 Cze 2010
Posty: 152 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
- Ha. A dzisiaj zasuwamy do dwóch różnych stajni i spotykamy się w połowie drogi. Chyba wiesz, jak jechać z Apocaliptici do Dean najkrótszą drogą? – zapytałam mojego kompana Błażeja.
- Ależ oczywiście, pani trener.
- No to już… Do samochodu i won do Apocaliptici. Za trzy godziny chcę cię widzieć nad strumieniem. Z Bumerangiem pod sobą.
- Och, cóż to za zaszczyt jeździć na Bumie?
- Chce zobaczyć jak sobie dasz radę. A tu masz listę jak się zachowywać wobec Buma, gdybyś nie dawał rady. A no i sprzęt, jaki masz wziąć.
- Tak jest. – zasalutował.
Poszedł sobie.
Poszłam po sprzęt Apacza, którego wyprowadziłam już na korytarz.
- Cześć koniu. Dawno się nie widzieliśmy, co? – zapytałam srokacza i zaczęłam go czyścić. Zaczął się na mnie lekko kulić, ale zaraz potem się odprężył i oparł głowę o ścianę. Trzymał tak łepetynę, a ja miałam wolne pole manewru.
Wyczyściłam dokładnie konika, wyczesałam grzywę i ogon, wypielęgnowałam kopyta. Grzywę blisko kłębu zaplotłam w warkocz, żeby mi się nie plątała przypadkiem w ręce. Grzywa Apacza wołała o przycięcie, ale była tak ładna, że uznałam, że mój westernowiec musi wyglądać jak konik z bajki.
Osiodłałam konia i spojrzałam na zegarek. Miałam dwie godziny na dojechanie do miejsca oddalonego ode mnie o jakieś dziesięć kilometrów.
Wyprowadziłam konia przed stajnię i wsiadłam. Apacz zarżał, widząc Zenyattę i Demona zmierzających na tor, gdzie miały mieć swój poranny trening. Zapomniałam dodać, że była godzina 8.00.
Rusyzłam prosto przed siebie. Uwielbiałam to w westernowcach, że idą od leciutkiej łydeczki i wręcz gną się przy najmniejszym ruchu nadgarstka.
Stępowaliśmy długo. Niemal jedną piąta zrobiliśmy w stępie. Wtedy spojrzałam na zegarek. Mieliśmy już tylko godzinę. Przeszłam więc do jogu. Apacz przyjemnie kołysał mną na boki, ale szedł szybciej. Po dłuższym odcinku znowu do stępa, chwila oddechu i zagalopowanie. Srokaty szedł lekko lope i nie patrzył na nic. Łeb nisko zwieszony, lekko unosił, aby nie kopnąć się przypadkiem rozluźnionymi nogami.
Kiedy zobaczyłam, że przed nami jeszcze trochę, na prostej zagalopowałam porządnie. Ogier ruszył wyciągniętym chodem, szedł przyjemnie do przodu, aż czułam jego energię.
Jakieś pięćset metrów przed miejscem spotkania zwolniliśmy do kłusa, po czym do stępa.
Błażeja jeszcze nie było. Postanowiłam więc, że zrobię mu niespodziewajkę, zwłaszcza, że koło stawu był niewielki lasek. Apacz, przyzwyczajony do moich dziwnych wybryków z wjeżdżaniem nie wiadomo gdzie, wszedł bez problemu między drzewa i za krzaki.
Po kilku minutach zobaczyłam jakiegoś innego konia. Apacz również go zobaczył, jednak miałam wrażenie, że wie, że ma być cicho i tylko patrzył.
Za to Błażej wyglądał na nie co nerwowego, zbyt aktywnie reagował na najmniejsze podniesienie głowy Bumeranga. Jego ogier również wiedział, gdzie jesteśmy, ale nie dawał tego po sobie poznać.
- Ty chabeto! To tylko ptak. – krzyknął na mojego kochanego konika Błażej, kiedy Bum odskoczył, bo wystraszył się szelestu.
- Ładnie to tak krzyczeć na konia i jeszcze go szarpać? – zapytałam wjeżdżając do strumyka i przejeżdżając przez niego, aby znaleźć po stronie, gdzie stał Błażej.
- Emm… - jego mina mówiła sama za siebie. Bum od razu się rozluźnił, widziałam to.
- Tych koni nie można szarpać. Trzeba być delikatnym. Nawet na kantarku. A Bum jest bardzo emocjonalny i jego rusza najmniejsze podniesienie głosu. Przyznaj się, ile razy podniosłeś na niego głos?
- Kilka razy może… - zrobił się czerwony.
- Dobra, nie dociekam. Zamieńmy się końmi, Apacz jest mniej drażliwy, bardziej przyzwyczajony do innych osób.
- Ok.
Przesiedliśmy się, a mnie wpadł do głowy pewien pomysł.
- Podejrzewam, że wiesz, jak to jest łapać lisa, na Hubertusach?
- Tak.
- No to teraz zabawimy się tak. Ja mam apaszkę. Jak ściągniesz mi ją, zanim twój koń nie odmówi posłuszeństwa i nie będzie cały mokry, będziesz mógł na równi jeździć na moich rumakach. Jak ci się nie uda, dalej będziesz tu tylko sprzątał. Chustę zawieszę sobie na ramieniu za pomocą taśmy klejącej. Nie pytaj, skąd ją mam. Moje kieszenie mają różne dziwne rzeczy. Jak złapiesz, to z łatwością zerwiesz. Co ty na to?
- Zgoda. – odpowiedział po krótkim namyśle.
- No to ja ruszę sobie, a ty zacznij gonić, jak policzysz do ośmiu.
- Dobra.
Ruszyłam galopem przed siebie. Ukryłam się w dróżce i znalazłam jakiś zaułek, który, znając życie, on ominie.
Błażej nie wiedział o jednej rzeczy. Policzył do ośmiu i ruszył. Apacz jednak zrobił to niechętnie i machnął głową. Zagalopował, ale nie zbyt energicznie.
- No. Dalej! – powiedział do niego, oddając wodzę i dodając łydek. Apacz nie zareagował.
- Ej… To może tak. HEJA!! – wydarł się.
Na to już srokacz zareagował. I to jak.
- Wiedziałam, że tak będzie! – krzyknęłam za nimi, kiedy dosłownie przelecieli obok mnie i popędzili prosto na ogromną łąkę.
Apacz ją wyczaił, usłyszał, że ma biec, to co on się będzie zastanawiał. Zatrzyma się, jak mu już się nie będzie chciało. A to może trochę potrwać.
Ruszyłam za Apaczem. Bum, widząc rywala, galopował szybko. Pozostawał jednak z tyłu, był starszy i nie tak nienormalny, jak srokaty. Ale tez wyciągał nogi. Rozkoszowałam się pędem wiatru.
- Hej! – krzyknęłam, kiedy znalazłam się już niedaleko. – Jak tam ta „chabeta”?
- Nie drwij. Tylko powiedz, jak to zatrzymać. – odkrzyknął. Jego twarz była dziwna.
- Możesz ewentualnie zwolnić i zacząć mnie gonić. Odchyl się do tyłu i delikatnie cofnij rękę. Tylko nie za mocno, bo się zatrzyma i zadębuje tak, że się wywalicie. A konia mi będzie szkoda.
Błażej posłuchał. Delikatnie ściągnął Apacza i ten zwolnił na tyle, że udawało się nim kierować. Ruszył więc w pościg. Ja więc również pognałam Buma i zaczęłam kreślić esy floresy. On nie był w stanie tego zrobić, więc tylko próbował przecinać mi drogę. Nie udawało się mu to.
W końcu wjechaliśmy do lasu. Bum uważał na mnie, nie zahaczyliśmy o żadne drzewo, natomiast Apacz już nie był taki ostrożny i facet musiał się nieźle na trudzić, żeby nie zostawić kolan na którymś z pni. I tak nie mógł mnie dogonić. Zwłaszcza, że Apacz zwolnił, aby nie trafić łbem w coś twardego. Za to Błażeja przewoził przez najbardziej gęste i drapiące gałęzie. Sam pozostawał nienaruszony. A chłopak wpadał w coraz to silniejszą irytację.
W pewnym momencie wypadliśmy na długą prostą, piaszczystą, ale trochę ubitą, idealną do galopu. Bum ruszył szybciej, jednak Apacz nie był mu dłużny. Również wystrzelił. Słyszałam, jak się zbliżają. W momencie, kiedy Błażej już wyciągał rękę po chustę (miałam ją na prawym ramieniu) umknęłam w niemal niewidoczną ścieżkę w lewo. Ręka chłopaka trafiła na powietrze. Mógł usłyszeć tylko mój śmiech i już skierował Apacza w las.
Bum świetnie sobie radził, nawet jak na czternastolatka. Pędził i przemykał między drzewami. Apacz natomiast parł na przód i się nie zastanawiał – byle sobie krzywdy nie zrobić.
Las kiedyś się kończy. Wypadliśmy na łąkę. Długą, szeroką. Bum opadał z sił. Apacz również, ale u niego działał charakter. Teraz już nie męczyłam tak Buma, a pilnowałam się, aby robić dobre uniki. Błażej dalej nie zbyt panował nad srokatym, więc miałam szanse. Nikłe, ale zawsze. Co chwilę ręka chłopaka sięgała do mojego ramienia, jednak wtedy robiłam zmyłkę i już mnie nie było.
Ganialiśmy się tak jakiś czas, aż w końcu Apacz się zaczął zatrzymywać. Błażej stanowczo go poganiał, jednak srokacz zwalniał, aż się zatrzymał. Ruszył stępem, kiedy zobaczył stępującego Buma.
- Chyba ci koń padł. – zaśmiałam się.
- Ha ha. Jeszcze dzisiaj cię złapię, zobaczysz. – popatrzył na mnie zły. Bardzo zły.
- Lepiej jedź do Dean i zostaw konia na karuzeli, niech stępuje, bo jutro będzie go wszystko bolało. Ja zaprowadzę Buma i też to zrobię, spotkamy się u mnie.
Ruszyliśmy w różne strony stępem. Chustkę zdjęłam. Nie udało mu się, radził sobie średnio. Zobaczymy, co postanowię.
Dojechałam do Apocaliptici, gdzie zsiadłam z Bumcia i rozsiodłałam go, po czym podpięłam do karuzeli, gdzie w bardzo spokojnym tempie stępował.
Pod budynki zajechał Błażej.
- Jak tam, pogodzony z porażką? – zapytałam złośliwie. Machnęłam mu chustą przed oczami i ukryłam ją w rękawie kurtki.
- To było nie fair. Wiedziałaś, co zrobi Apacz, jak na niego wsiądę.
- Wiedziałam. Ale na Bumie w życiu byś mnie nie dogonił. A ta, ewentualnie będziesz mógł jeździć na… Róży na stępo-kłusy, albo pracować z Fattim. No może wsiądziesz czasem na Darcy, albo Sońkę, ale nie licz na więcej. Nie pokazałeś klasy na Bumie, na Apaczu zresztą też nie. Nie potrzebuję cię zbytnio, balastem mi jesteś, więc balast wykorzystam do zajęć potrzebnych, ale nie zbyt.
- Dzięki za szczerość. Ale nie licz, że przy najbliższej okazji nie wykorzystam twojej zabawy. W końcu złapię chustę.
- Może. Teraz ja idę spać, a ty rób, co chcesz. – to powiedziawszy ruszyłam schodami do domu.
Błażej odprowadził mnie wzrokiem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|