Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 23:19, 09 Cze 2012 |
|
|
Dołączył: 27 Cze 2010
Posty: 152 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Z polecenia a raczej z zamówienia Sayuri wybrałam się do Deandrei, gdzie miałam przeprowadzić z Zensational pierwszą wstępną lonżę zapoznawczą. Mała, którą pamiętałam źrebakiem, a której nie widywałam zbyt często, zajęta w Dean swoimi końmi, była teraz rosłym wyścigowcem, który nie ucieszył się zbytnio na mój widok. Skuliła uszy i zaczęła biegać jak opętana. Już mi się to wszystko przestało uśmiechać.
Podstawą było złapanie jej po czym próba wyczyszczenia. Tak więc weszłam do biegalni i automatycznie wzmocniłam czujność. Zen nie próżnowała. Pogalopowała prosto na mnie i próbowała staranować, jednak szybko uskoczyłam i zdzieliłam ją uwiązem w zadek, co sprowokowało ją do szalonych bryków i szybkiego biegu wokół mnie. No tak mnie traktować to przerasta ludzkie pojecie. Nawet Poka nie jest taka nienormalna.
Zen galopowała a ja cały czas obserwowałam w jaki sposób w jej oku iskrzą się światełka zwiastujące nadciągający atak.
W końcu klaczy się znudziło i się zatrzymała. Uznałam, że może uda mi się ją złapać. Podeszłam do niej zdecydowana, patrząc na nią wzrokiem „Zrób mi coś a pożałujesz”. Jakimś cudem we mnie pojawiło się mnóstwo siły i nie zaczęłam trząść się niczym galareta. Zen była chyba nie co zaskoczona, jednak postanowiła mi się odgryźć. Zębami zaatakowała moją rękę, którą wyciągałam do jej kantaru. Uchyliłam się jednak i szybko złapałam za pasek, żeby nie próbowała zwiać. Uff.
Wyprowadziłam ją z biegalni mocno trzymając, co by mi nie czmychnęła w siną dal. Uznałam, że najbezpieczniej będzie ją przywiązać do grubego ogrodzenia i wiedziałam, gdzie takie znaleźć – przy największym wybiegu. Po drodze zabrałam szczotki w skrzynce i powędrowałam z kobyłą dość daleko od stajni, gdzie było mocne, mam nadzieję wystarczająco wytrzymałe ogrodzenie.
Przywiązałam solidnie klacz nie szczędząc na specjalnie bezpiecznym węźle. Ostatecznie rozerwie kantar albo uwiąz.
Zen sprawiała pozory grzecznej, jednak kiedy wyciągnęłam szczotkę ze skrzynki i zaczęłam ją czyścić, klaczka zaczęła się wiercić, próbować kopać oraz gryźć, przy okazji siłując się z uwiązem. Ciągle ustawiałam ją z powrotem w to samo miejsce, co by pokazać jej, że nie da mi rady, jeśli chodzi o zmianę miejsca „tak, jak jej się chce”. Nie biłam jej, nie podnosiłam głosu. Monotonnie ustawiałam w jednym miejscu i dopiero czyściłam. Tym samym Zen się nudziło i w końcu poprzestała tylko na machaniu głową, próbach gryzienia i obgryzaniu ogrodzenia. O to chodziło.
Skończyłam czyszczenie na siłowaniu się z nogami, które koniecznie chciały mi wybić zęby (co do jednej), po czym przypięłam lonżę do kantarka klaczy i poszłyśmy na lonżownik, znowu w druga stronę ośrodka. Zabrałam ze sobą szczotki, które zostawiłam gdzieś niedaleko biegalni, chyba. Wolę mój mały kameralny ośrodeczek.
Całą zabawę zaczęłam od stępa. Oczywiście, jak się mogłam spodziewać, klacz nie zna takiego pojęcia, więc zebrałam lonżę, puściłam ją wolno, po czym pognałam do kłusa. Ta miała radochę i zaczęła brykać. Ale to kurde, zaczęła walić takie baranki, że aż się zastanawiałam, czy się nie przewróci. Jednak nie zrobiła tego, a potem poszła wyciągniętym kłusem, z długą, posuwistą akcją nóg. Przyglądałam jej się dokładnie, klacz też ciągle na mnie patrzyła z wysoko uniesionym łbem. W jej oczach czaił się brak zrozumienia i chyba brak radości z tego, co ma robić. Trza w niej to rozbudzić, co daje mi już pomysł na trening.
Pozwoliłam klaczy biegać i pokazywać mi swoje zachowanie. Zen co jakiś czas zatrzymywała się z zamiarem szturmu na moją osobę, ale wystarczyło nie co ją pogonić i już szła dalej kłusem lub galopem.
Po dłuższym czasie zwolniłam ją do stępa, którym szła nawet chętnie, gdyż biegała dostatecznie długo, aby się zmęczyć.
Popatrzyłam na nią. Zamyślona dreptała przed siebie noga za nogą nisko trzymając łeb i niuchając coś z ziemi. Jej uszy były luźne. Nie zwracała na mnie większej uwagi, a gdy podeszłam, skuliła uszy i uniosła głowę.
Zapięłam lonżę do kantara i wyprowadziłam klacz.
Zostawiłam Zen samą na biegalni, gdzie omal nie straciłam głowy, gdy klacz wybuchła energią i skoczyła do przodu po wejściu do pomieszczenia, po czym bryknęła solidnie o milimetry mijając moją głowę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|