Pogoda była okropna. Tylko tyle można powiedzieć. Ledwie wyszłam spod chłodnego prysznica już lepiłam się od potu. A fe. A jeszcze trzeba na treninga. No cóż. Po spotkaniu z księgową i porządkach w pokoju poszłam do stajni. Robercik właśnie zabierał Seca na halę więc mi pozostała złośnica. Przytargałam sprzęt pod myjkę. Tam jest solidnie przyspawane kółko do wiązania. Poszłam po złośnicę na padok. Zensa stała sama na padoku by nie zmaltretowała kolejnego konia a także abym miała łatwiejsze zadanie ze złapaniem jej. Taa… tyle o ile u.u Małpa jak tylko mnie zobaczyła zaczęła odwalać Kentucky derby dookoła małego padoku co jakiś czas szarżując na mnie gdy weszłam na padok. Pozostało mi tylko unikać jej ataków i czekać aż nieco da sobie spokój. Gdy Zensa nieco się uspokoiła, jakoś udało mi się ją złapać. Nie licząc kilku świec i ciągłych prób ugryzienia mnie to szła nawet spokojnie. Ruffko przepraszam za poprzednie porównanie. Przy Zensie jesteś aniołem u.u’. W każdym razie zapięłam Zenę na dwa uwiązy na myjce i zabrałam się za czyszczenie. Młoda pokwikiwała co jakiś czas próbując kopnąć ale w końcu dała sobie spokój i tylko wodziła za mną morderczym spojrzeniem. Oczywiście przy kopytach był Armagedon. Zawinęłam jej tyły bandażami, ubrałam podkładkę, derkę i siodło po czym zaczęłam męczyć się z ogłowiem. W końcu gdy była gotowa wyprowadziłam ją przed stajnię i wdrapałam się jakoś na siodło. Zensa caplowała podskakując lekko gdy szłyśmy na tor. Zensa już była mokra, ja z resztą też. Jakoś dotargałyśmy się do toru. Z niemałym trudem zmusiłam Zensę to całego okrążenia w czymś co przypominało choć trochę stępa. Zen co chwila próbowała wypruć do przodu, kilkakrotnie strzeliła barany. Miałam wrażenie że na tym koniu nic nie ujadę. I chyba po pierwszym sezonie pójdzie na łąki. Była zbyt niebezpieczna dla siebie i otoczenia. W każdym razie w końcu pozwoliłam jej na kłus który nie odbył się bez ciągłych podgalopowywań mimo ostrego wędzidła. W kłusie starałam się jeździć zygzakiem by nieco uwrażliwić kobyłę na polecenia do zakrętów oraz trochę lepiej rozgrzać. W końcu pozwoliłam jej na kenter choć niemal cały czas mocowałyśmy się ze sobą. Zeny miała dzisiaj tyle energii w sobie że ją roznosiło. No ale nic, raz się żyje. Popuściłam jej nieco wodzy i cmoknęłam by poszła galopem. Zenia ładnie się wyciągnęła i pognała przed siebie choć jeszcze nadal po młodziakowemu nieco chodziła zygzakiem. Praca w tunelu jednak bardzo nam pomogła z ukierunkowaniem energii. Pozwoliłam Zeni dojść do jej tempa w galopie by zrobiła tak pełne koło. Młoda galopowała chętnie. Słyszałam jej równomierny, szybki oddech. Kobył już po chwili był spieniony od potu i gorąca. Biegła jednak niezrażona dalej. Przy zakręcie zbalansowałam ciałem by nieco wybić ją z rytmu i nawet udało nam się pod koniec zakrętu zmienić nogę. To też jeszcze do wypracowania. Pod koniec okrążenia poluźniłam trochę wodze i przełożyłam bata do przodu by Zen go zauważyła. Zaczęłam posyłać klacz krzycząc do niej i popychać jej szyję by biegłą szybciej. Młoda dała z siebie wszystko na tym zrywie. Czułam jak wyciągnęła się mocno by jak najszybciej przebiec ten ostatni dystans. W końcu minęłyśmy celowniki i zaczęłam powoli zwalniać Zenkę. Kobyła wcale nie miała ochoty zwolnić ale najwidoczniej upał i jej dał się we znaki i w końcu przeszłyśmy do lekkiego kentru a później do kłusa a w końcu do stępa. Młoda zagryzała ze złością wędzidło gdy stępowałyśmy do stajni. Tam rozsiodłałam ją i zabrałam na basen. Zeny z wyraźną radością najpierw wychlapała prawie pół wody z basenu a później wlazła do niego schładzając się nieco. Po wszystkim poszła na padok gdzie z lubością wytarzała się w piachu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach