Krótkie sprawozdania z treningów z ostatnich osiemnastu miesięcy.
Grudzień:
Miesiąc grudzień był miesiącem przeznaczonym głównie na treningi ujeżdżeniowe. Pogoda nie dopisywała za bardzo na wyjazdy w teren w bryczce tak więc skupiliśmy się na hali. Udało mi się zaprosić znajomego trenera ujeżdżenia z Norwegii. Pomagał mi w treningach. Dopracowywaliśmy głównie stęp i impuls w stępie oraz rozluźnienie. Najwięcej roboty jednak było ze mną. Zebrałam sporo batów za kiepski dosiad który najpewniej straciłam jeżdżąc ciągle wyścigi. Wałach pod koniec miesiąca bardzo poprawił się w stępie. Był bardziej regularny i okrągły. Dostałam wskazówki co dalej męczyć i jak pracować aby było lepiej.
Styczeń:
W tym miesiącu także głównie hala. Nadal ćwiczyliśmy stępa. Odkryłam ze jazda w stępie przez dwie godziny może równie mocno zmęczyć człowieka jak zwykła jazda. A im bardziej koń wczuwał się w pracę tym było lepiej. W połowie miesiąca jednak regres. Wszystko zaczęło się nam walić na łeb na szyję. Żadnych postępów. Złość i frustracja wyładowana na terenach. Długie wędrówki w stępie na luźnych wodzach. Żadnej konkretnej pracy prócz eksploracji wszelkich dołków i pagórków uważając na śniegi i lody. Nie chcieliśmy znów problemów ze ścięgnami.
Luty:
Powrót do pracy. Powoli odzyskujemy formę sprzed regresu. Na początku treningi w terenie. Zebrania i wstępy do chodów bocznych w stępie. Jednak podczas jednego z ćwiczeń naciągnięcie mięśnia łopatki i dwa tygodnie aresztu. Masaże, basen, solaria i powrót do zdrowia. Po pełnej diagnostyce i stu procentowym wyleczeniu znów delikatne wdrażanie do pracy. Z końcem miesiąca koń chodzi jak szwajcarski zegarek.
Marzec:
Marzec miesiącem kolek. Zdarzyły nam się chyba ze trzy bez wyraźnej przyczyny. Konie odrobaczone, pasza świeża, niewielka ilość ostrożnie wprowadzanej do diety trawy. Decyzja o diecie odpiaszczajacej jelita. Po konsultacji z dietetykiem zmiana paszy na bardziej włóknistą z mniejszą zawartością skrobi. Koń nie narzeka na zmianę paszy. Wygląda dobrze. W drugiej połowie miesiąca powrót do pracy pod siodłem zmieszanej z pracą w szorach na dwóch lonżach aby wdrożyć go znów do treningu położeniowego.
Kwiecień:
Po konsultacji z trenerem zaczęłam wprowadzać kłus do naszego treningu. Ze wskazówkami od trenera ćwiczyłam najpierw odpowiedni impuls i tempo dopiero potem wymagając od konia więcej zebrania i zaangażowania. Koń coraz lepiej odpowiada na działanie wędzidła. Co raz częściej także przybiera odpowiednią, rozluźnioną postawę pod siodłem. Zaczynam także zauważać zmianę w wyglądzie wałacha. Późna kastracja zostawiła po sobie ślady w bardzo ogier czym wyglądzie a dobry trening wzmocnił mięśnie.
Maj:
Coraz częściej wyjeżdżamy na treningi bryczką w teren. Staramy się opanować wszystkie podłoża. Bose kopyta zdają egzamin i koń ani razu się jeszcze nie podbił. Odpukać. Powoli wyrabiamy sobie także program treningowy. Cztery razy w tygodniu trening ujeżdżeniowy dla utrzymania doskonałego ruchu a dwa razy trening w bryczce aby przyzwyczajał się do pracy z innym obciążeniem. Długie wyjazdy w teren wyrabiają w wałachu także odwagę i pewność siebie.
Czerwiec:
Zmieniamy proporcję treningów na trzy na trzy w tym jeden z treningów położeniowych na hali z keglami aby wyrobić zręczność w powożeniu. Deiec lub Gniad dzielnie pomagają jako luzacy co zaczyna mnie coraz drożej kosztować. Ale czego się nie robi dla sportu. Przy treningach ujeżdżeniowych czuć minimalną sztywność związaną z treningami położeniowymi ale regularna praca pozwala na zmniejszenie negatywnych skutków powożenia.
Lipiec:
Wyjęty z życia konia. Demon spłoszył się w terenie i uszkodził zadnią nogę po tym jak kopnął w orczyk bryczki.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach