Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Skoki (L/P)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Czas Nadziei [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dirnu
Pensjonariusz
PostWysłany: Nie 15:04, 24 Sie 2014 Powrót do góry


Dołączył: 12 Cze 2013

Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

coming soon!

Jamesowi się nie chciało. I to definitywnie. Wolał siedzieć cały dzień w domu, obrabiać zdjęcia, pałaszować budyń i zajmować się czymś, co nie wymaga ruchu. W sumie to nawet nie wiedział dlaczego - po prostu tak chciał. Ale mus, to mus. Koń w treningu być musi! I tak za długą mieli już labę. Ubrał się więc ciepło jak na te chłodne jesienno-letnie dni i ruszył na maneż. Może świeże powietrze trochę go orzeźwi i zachęci do ruchu? Najpierw oczywiście ustawianie przeszkód. Na początek oczywiście L-kowe wysokości, które potem się podwyższy. James miał zamiar jeszcze trochę się poruszać w klasie L, żeby klacz była faktycznie mocno przygotowana w skokach do P-tki i wychodziło na to, że teraz ciągle robił treningi "dwuklasowe". Ale bywa!
Ruszył zaraz swój leniwy tyłek do stajni, przywitał się ciepło z szarą (odkleić się od niej nie mógł) i wylądowali w końcu na myjce. Hope była dziś w humorze do żartów, więc podskubywała go co chwilę, zaczepiała i podawała nie te nogi co trzeba. Trochę się wiec mężczyzna dzisiaj pogimnastykował z nią zanim samo czyszczenie dobiegło końca... Ale trochę się zrekompensowała, bo w ogóle nie stawiała się przy siodłaniu. Grzeczne dziewczę. Ruszyli oczywiście na przygotowany wcześniej maneż, bo gdzie by indziej? Siup w siodło ze schodków, podpięcie popręgu, dopasowanie strzemion i pomoce do aktywnego stępa na rozgrzanie się na luźnej wodzy.

Zaraz po rozstępowaniu kolejne już podciągnięcie popręgu i w końcu łydka i lekkie wypchnięcie z biodra do kłusa, przy tym minimalne skrócenie wodzy i prócz samych okrążeń zaczynamy jeszcze wolty, koła i zygzaki, co by trochę rozciągnąć klacz i popracować nad jej wpisywaniem się w łuki. Szło jej nieźle - skupiona na pracy, dająca z siebie dużo, choć definitywnie nie wszystko. Powrócili na okrążenia, teraz James przeszedł sobie z luźnej wodzy na kontakt i zatrzymania z kłusa. Minimum 5 sekund spokoju, nagrodzenie i znów zakłusowanie. Zaraz po tym dwa okrążenia kłusa, na trzecim już dodanie na długiej ścianie, skrócenie na krótkiej. Po tym znów przejście na luźną wodzę i stęp. Chwila na oddech a potem wejście na łuki, oczywiście coraz to bardziej skomplikowane. Jedna zmiana kierunku, kilka kroczków cofania i ćwiczeń z zatrzymań... Ogółem wszystko cacy, klacz szła bez rozleniwienia, rwała nawet troszeczkę w szybsze chody, przez co przejścia nie wychodziły zbyt płynnie. Po rozciągnięciu w tym chodzie już zagalopowanie ze stępa w narożniku... No, wyszło raczej zakłusowanie. Więc już kłus do kolejnego narożnika i w środku łuku zewnętrzna noga trochę za popręg, łyda, wypchnięcie z krzyża i zagalopowanie na lewą nogę. Na razie bez wchodzenia na wolty, jedynie koła, okrążenia i swobodne wężyki, ale w miarę wprowadzane i one. Przejście do kłusa, stępa, zmiana kierunku przez zwrot na przodzie i i teraz zagalopowanie na prawą nogę.

Po rozgrzewce chwila odpoczynku w stępie, zejście z luźnej wodzy na kontakt i już zbieranie. A to przenoszenie ciężaru na zad, zachęcanie do niższego ustawienia... Wyuczona klacz wiedziała dobrze o co chodzi, ale dziś niekoniecznie chciała się zastosować, więc James kilkakrotnie ponawiał sygnały, wspomagał się przy tym czasami bacikiem. Ostatecznie siwka ustąpiła mu i mogli już właściwie zaczynać. Na samym początku parkuru szereg gimnastyczny 60cm, po obszernym łuku na prawo stacjonata 85cm, okser 95cm w tej samej linii, zjazd na lewo, krzyżak 105cm lekko po skosie. Oczywiście na boku maneżu była też ustawiona stacjonata 65cm. James zadziałał łydkami, biodrem, skrócił wodze i już byli właściwie w kłusie. Na start oczywiście wjazd na stacjonatę rozgrzewkową z kłusa - cały czas podpieranie szarej łydką i trzymanie w mocnych pomocach, by przypadkiem nie myślała o zbaczaniu na boki... No i nie przyspieszała przypadkiem. Taka przeszkoda to dla niej właściwie pestka, więc nie czuła nawet potrzeby zaszarżowania na nią. Lekkie wybicie, technicznie wyszło słabawo, bo Hope po prostu uznała, że nie ma co się na takiej przeszkodzie starać. Będzie musiał James trochę z nią nad tym popracować... Obyło się bez puknięcia w drąg i spokojnie wylądowali po drugiej stronie, dwie foule galopu, zmiana nogi przez przejście do kłusa i znów zagalopowanie, najazd na rozgrzewkówę z szybszego chodu. Tu postarała się trochę bardziej, choć i ten skok nie stanowił dla niej najmniejszego problemu. Mężczyzna zwolnił ją do kłusa, najpierw jedno okrążenie na ustabilizowanie tempa, ciągła praca łydki, żeby tempo pozostało energiczne, równe. Zjazd na prawo na drągi, klacz trochę niepewna, więc tu także mocniejsze przytrzymanie w pomocach, półsiad jeźdźca i łydka przy każdym drągu, co by ją zachęcić do ładnego podnoszenia nóg. Drążki bez puknięcia, choć samo wybicie na końcu najlepiej jej nie poszło - prawie jak z miejsca, trochę zbyt blisko przeszkody przez co zaszurała trochę o krzyżak, chociaż sama przeszkoda wysoka nie była. Co z nią dzisiaj! W życiu by takiej fuszerki nie odwaliła! Może mu konia podmienili? Szara parsknęła z niezadowoleniem, zebrała się w sobie i kolejny najazd na ów szereg gimnastyczny mieli za sobą - nie trzeba wspominać, że z powodzeniem, prawda? Tym razem dużo luzu między nią a przeszkodą, perfekcyjny baskil i lekkie lądowanie po drugiej stronie. Ostatecznie wyszło na niezbyt ekonomiczną technikę... Ale co poradzić, jak tak już siwka ma po porażce? Napala się na kolejną przeszkodę i tyle! James przytrzymał ją w galopie rytmicznym podpieraniem łydką zgranym z jej tempem. Na szczęście sama noga do zmiany nie była, bo jeździec na czas zaznaczył ją nad przeszkodą! Porządny łuk na prawo, pilnowanie żeby klacz się w niego wpisała, półparada kilka fouli przed przeszkodą, foulę przed skrócenie, łydka na wskazówce i delikatne podążenie ręką w górę... Klacz zarżała cicho i z zapałem wybiła się na stacjonatę 85cm. Tym razem mniej luzu, łagodniejszy łuk całego skoku... Ale baskil nadal świetny, klacz złożona jak scyzoryk i delikatnie wyciągnięta nad przeszkodą. Zaraz po lądowaniu chwila równego galopu, półparada by skupić ją na okserze, poprawa ustawienia... I już właściwie trzeba skakać! James znów postąpił praktycznie z automatu - wskazanie punktu wybicia, podążenie z jej ruchem, wskazanie lewej nogi w locie. Hiszpanka wybierała mu wodze z ręki wyciągając się nad szerokim okserem, trzymała nogi mocno ściśnięte tuż przy samej klacie... Jak okser to nie ma żartów! Wylądowali twardo, szara wyrzuciła za siebie tylne nogi i w równym galopie weszli na kolejny już łuk - właściwie dużą woltę na której znajdował się krzyżak 105cm - do przeskoczenia lekko skosem. Mogli by co prawda zwiększyć łuk, by najechać na niego prosto, ale trzeba pomyśleć nad tym, że na zawodach trzeba też walczyć z czasem! A to zabrało by go za dużo. Równowaga szarej była już w lepszej formie - w końcu uważnie nad tym pracowali - i ten najazd to dla niej już część normy. Tyle tego ostatnio przewałkowali! Wybiła się jednak trochę zbyt blisko i drąg zachybotał się na swoim stanowisku pod naporem jej kopyt. Zbyt późno też złożyła się, żeby tego uniknąć, więc już podczas lotu odpuściła na technice uznając ową przeszkodę za porażkę. James nasłuchiwał... I uznał, że andaluzka ma rację - bo drąg padł. Zaraz po wylądowaniu sprawdził nogę i wedle tego poprowadził ją na krzyżak jeszcze raz (naprawiony przez stajennego) po łuku większym, zapewniającym prosty najazd i zgodnym z nogą na którą galopuje szara. Tym razem Hope znów spięła się w sobie i skok bezbłędny. Szkoda, że nie ma tyle determinacji dla pierwszego razu! Część sukcesu tego drugiego skoku była jednak również zasługą Jamesa, który wskazał jej odpowiedni punkt wybicia i starał się ją do tego momentu utrzymać na ziemi. Przejście na luźną wodzę, chwila stępa na odpoczynek a w tym czasie stajenny pracował nad podwyższeniem przeszkód. To tak - szereg gimnastyczny 70cm, stacjonata 95cm, okser 100cm, krzyżak 110cm. Jednak skakane oddzielnie ze względu na słabe wyniki z pierwszego przejechania parkuru - więc ćwiczenie najazdów po skosie, conajmniej kilka przejazdów przez szereg gimnastyczny (pomaga wypracować punkt wybicia). Tak naprawdę szarej zaczęło lepiej iść raczej bliżej końca treningu - utrzymywała dobre, energiczne tempo na szeregu i nauczona swoją porażką chętnie reagowała na dawaną przez jeźdźca wskazówkę. Ogółem była bardziej zasłuchana w sygnały Jamesa i czekała już na komendę od niego. Mniej ufała w swoje siły. No ale nic. Ten punkt wybicia jeszcze zdążą poćwiczyć.

Na sam koniec pracy James przeszedł na luźną wodzę, oczywiście porządne rozstępowanie... Jeździec stanął na napiętych nogach, uniósł tyłek z siodła by odciążyć jej zad. Dalej standard - rozsiodłanie, schłodzenie nóg, poczęstunek i odprowadzenie do boksu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Pią 16:35, 29 Sie 2014, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Czas Nadziei [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare