Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
teren by Chocky

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ev
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 18:18, 25 Mar 2011 Powrót do góry


Dołączył: 07 Mar 2011

Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dzisiejszego popołudnia miałam pojechać w teren na Sonador, ślicznej kasztanowatej klaczy Misiaczka. Zerknęłam w obawie na chmury gromadzące się nad moją głową...Cóż, nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Do tego wszystkiego brakuje jeszcze deszczu! Weszłam do stajni Deandrei i zaczęłam poszukiwania Misiaczki. Tak jak myślałam, znalazłam ją pod boksem swojej klaczy. Przywitałam ją i dowiedziałam się conieco o kasztanowatej śliczności. Gdy dziewczyna skończyła mi tłumaczyć, czego klacz nie toleruje odwróciła się i zniknęła w ciemnościach siodlarni Wink. Oparłam się o drzwiczki boksu i przyjżałam klaczy. Gdy kasztanka zauważyła, że ma towarzystwo śmiało podeszła do mnie.
-Hej- uśmiechnęłam się, wyciągając w jej stronę rękę. Sońka trąciła ją chrapami, wciągając mój zapach. Zmierzwiłam pieszczotliwie jej grzywkę i złapałam za zasuwkę. Jak zwykle, posiłowałam się z nią chwilę, jednak po chwili zwycięsko wsunęłam się do jej boksu z uwiązem w łapce. Przejechałam dłonią po szyjce, dopięłam do kantara linkę i wyszłam z nią na koniowiąz. Na szczęście, nie padało. Z kuferka wyciągnęłam zgrzebło i sprawnie zaczęłam rozczesywać zaklejki na jej sierści. Po 10 minutach mordęgi z zaklejoną sierścią wzięłam do ręki włosiankę i ztarłam z niej wszelki kurz oraz inne nieczystości. Rozczesałam rudą grzwkę i wyczyściłam kopyta. Cały sprzęt do czyszczenia wrzuciłam spowrotem do kufra i zabrałam się za siodłanie. Zsunęłam kantar na szyję, ogłowiłam ją i pozapinałam wszelkie paski. Na grzbiet zarzuciłam siodło z czaprakiem oraz podkładką. Na nóżki ochraniacze i byłyśmy gotowe. Dopięłam kask, wciągnęłam ręce rękawiczki zaś do cholewki czapsa włożyłam bat. Uśmiechnęłam się i przejechałam po boku pyszczka Sonki, zdjęłam kantarek i wyprowadziłam na podjazd. Stopa w strzemię, wybiłam się kilkakrotnie lecz wreszcie usiadłam w siodło. Ugh, nie ma to jak być niskim. Podpięłam popręg, wyregulowałam strzemiona, zerbałam wodze na kontakt. Łydka, wypchnięcie z krzyża i do lasu Wink Klacz szła aktywnym stępem, rozglądając się na boki. Wjechałyśmy pod górkę, wąską ścieżką. Po 10 minutach stępa, odziwo, byłyśmy już w lesie. Zrobiło się nieco chłodniej, roślinność w lesie po ostatnich deszczach odżyła, było ślicznie, zielono. Sonador tylko patrzała, aby złapać w pysior gałązkę. Skręciłyśmy w lewo, w górę. Zrobiłam półsiad i przyłożyłam łydki do boków klaczy. Bez najmniejszego problemu wjechałyśmy na owy pagórek i pomoce do zakłusowania. I tu zaczęły się schody...Klacz uniosła łeb wysoko, wyrzuciła zadnie nogi w tył i zagalopowała.
-Ej! Nie, tak nie wolno- mruknęłam, siadając w siodło. Zablokowałam kolanami jej łopatki, by ruda nie mogła biegnąć szybciej, zaczęłam bawić się łydkami i wodzami by odpuściła w pyszczku. Ponowne zakłusowanie, tym razem pilnowałam ją znacznie bardziej. Złośnica stuliła uszy, przegryzła wędzidło i ruszyła energicznym, aż za bardzo, kłusem. Przez 15 minut starałam się ją uspokoić. Mówiłam do niej, bawiłam się rękami aż w końcu odpuściła łebek. Nad tępem nadal pracowałyśmy, kasztanka tylko czekała na chwilę mojej nieuwagi, aż będzie mogła wyrwać dzikim galopem. W okolicy było sporo stromych podjazdów oraz zjazdów. Klacz bez problemu dawała sobie z nimi radę. Skręciłyśmy, skłusowałyśmy z zjazdu i pojawiła się całkiem okazała dróżka na galop. Siadłam w siodło, dałam jej lekki sygnał do zagalopowania. Klaczka napaliła się, ruszyła szybkim, wyścigowym galopem. Siadłam w siodło, by trochę ją przychamować. Przytrzymać, odpuścić...Gdy tępo było w miarę znośne siadłam w półsiad i pogalopowałyśmy sobie naprzód. Gdy podłoże zaczęło się pogarszać zatrzymałam ją do kłusa. Sońka niechętnie przeszła do wolniejszego chodu, strzelając z ogona nerwowo i poparskując. Podłoże było o wiele bardziej zróżnicowane, więc nie chcąc naderwać ścięgna itp. Wjechałyśmy w większe chaszcze, więc klacz korzystając z okazji skupnęła sobie trochę zielenizny. Wyjechałyśmy na krótki odcinek polanki i znów zagalopowałyśmy. Teraz było to o wiele bardziej przyjemniejsze, ponieważ ruda nie rwała do przodu niczym opentana. Była spokojna i zaciekawiona. Galopem wróciłyśmy do lasu, na prostej ścieżce zrobiłyśmy kilka dodać. Spodobało jej się to, bryknęła soczyście i poparskiwała. Wywaliło mnie z siodła, jednak po chwili znów siedziałam w półsiadzie. Gdy w oddali pojawiła nam się zwalona kłoda, troszkę pod górkę uśmiechnęłam się szeroko. Czyli zaczynamy rajdową przygodę. Nakierowałam ją na ową niespodziankę, wjechałyśmy pod górkę. Klacz odbiła się mocno i wyladowała miękko. Pochwaliłam ją i przeszłam do kłusa. Powoli zaczęłyśmy wracać do stajni. Napotkałyśmy jeszcze jedną niespodziankę, skarpę. Klacz zeskoczyła z niej niepewnie, a lądując uskoczyła w bok z kwikiem.
-No co jest, mała? Co Cię przestraszyło?- zapytałam głaszcząc ją po spoconej szyjce. Zauważyłam, że przez drzewa prześwituje strumyczek. Skręciłyśmy i poprosiłam o wstępowanie do niej. Klacz posłuchała mnie i weszła wysoko unosząc nóżki. Przyłożyłam łydki, siadłam w siodło i zakłusowanie. Zaśmiałam się, widząc w jaki śmieszny sposób rudzielec "skacze" po wodzie. Po 5 minutach zatrzymałam ją do stępa i powoli zaczęłyśmy zbliżać się do Deandrei. Gdy oddech jej się uspokoił, w oddali było widać budynki stadniny. Zjechałyśmy z górki, wąską ścieżką miałyśmy dostać się do stajni. Zaczęło padać i gdyby tego nie było zawiele- na pastwisku były ogiery. Klacz zaczęła się denerwować i bryknęła raz, tuląc uszy i kwicząc. Po chwili mordęgi byłyśmy już na miejscu. Dałam jej cukierka, poklepałam i zeszłam. Przy stajni czekała już Misiaczek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare