Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gniadoszka Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 13:51, 10 Paź 2010 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Spałam sobie spokojnie śniąc o moim siwku, gdy nagle wrrrredny budzik wyrwał mnie z tej bajki. Zerknęłam niemrawo na białą tarczę w zielonej obudowie. 4.30. Cholera. Przestawił się. W sumie i tak nie warto mi się kłaść do piątej. Wstając poczułam na nogach coś dziwnie miękkiego. Nagle „to coś” przeciągle miauknęło. Perełka moja. Pogłaskałam kicię i z rulonem ciuchów zeszłam do łazienki. Szybko się ubrałam i zajrzałam do lodówki. No! To to ja rozumiem! Szyneczka, jajka, warzywa, serki topione, dżemy… Tylko co tu teraz zjeść… Wyciągnęłam z szafki chleb i nałożyłam sobie szynkę. Zwinęłam w pół i zjadłam. Dobra, tylko co ja teraz będę robić do 6.30?! Wzięłam sobie kluczyk, poszłam do paszarni, namieszałam każdemu koniowi paszy… Potem dałam żryć pupilom. Zerknęłam na zegarek. 5.05. Nosz kuźwa, jakim cudem?! Poszłam obudzić Carotę. Niech choć raz, wstanie o tej porze, o której ja zwykle wstaję. Weszłam cicho do pokoju Karotki. Ta spała w najlepsze. Nagle wyszarpnęłam jej kołdrę i nie myśląc wiele wyrzuciłam przez okno O.o Zdaje się że wcale nie myślałam… Carota, w niemałym szoku, zerwała się na równie nogi, a ja zakrywając dłonią usta, patrzyłam na świeżo wypraną kołdrę leżącą na ziemi przed stajnią.
- Czy ty idiotko masz choć resztki mózgu w tej makówce? – spytała Carota zaspanym głosem, chwiejnym krokiem zbliżając się w moim kierunku.
- Eeeeee…
- Czy to tam, to moja kołdra jest? – spytała dziewczyna przecierając oczy.
- Eeeeee… Powiedzmy…? – powiedziałam niepewnie.
- Gniad, co ja z tobą mam… - Karota westchnęła tylko i zaspana ruszyła w kierunku łazienki.
- Karotku… - zaczęłam – Zajmiesz się dzisiaj końmi nie? Ja już paszy namieszałam, tylko wystarczy pobudkę zrobić, nakarmić i na pastwicho wypuścić. Bo ja do Dema jadę, a już jest 5.30, zanim dojadę, pogadam z Deicem , to wiesz…
- A jedź i zostaw mnie w spokoju!
- Ok. – uśmiechnięta zeszłam na dół i wymieniłam sztyblety na oficerki. Dobrze, że Carota nie zobaczyła jeszcze błota które naniosłam powracając z paszarni. Szybko wzięłam więc kluczyki i zeszłam na dół. Pakując się do samochodu usłyszałam tylko przeciągłe „Gniaaad! Zabiję cię!”. Uśmiechnęłam się w duchu i ruszyłam. Jakąś godzinkę zajął mi dojazd. Na miejscu byłam dokładnie o 6.43. Wyszłam z samochodu i poszłam przywitać się z Dei. Dziewczyna siedziała w kuchni i piła kawę. Zaproponowała mi to samo, a ja, oczywiście, się zgodziłam. Na rozmowach i plotach zeszło nam aż godzinę. Zerknęłam na zegarek i aż podskoczyłam na krześle.
- Dejcu muszę ruszać na trening. W sumie fajnie by było, gdybyś poszła ze mną, bo przed treningiem muszę zmęczyć Zenię, żeby mi nie rwała, bo Demek się wykończy przy jej tempie. I ktoś mi musi Dema przez ten czas popilnować.
- Jasne! – Dei z uśmiechem poszła ze mną do stajni. Wzięłam szczotki Demka i zaczęłam go czyścić, a Deju zajęła się Zenyattą. Najpierw zgrzebłem usunęłam wszelkie złośliwe zaklejki. Potem wywabiłam kurz z siwusa. Następnie młody został gruntownie wyczesany miękką szczotką. Potem poczochrałam mu grzywkę i ogon. Założyłam kantarek i wyszłam przed stajnię. Po chwili dołączyła do mnie Dei z osiodłaną Zenką. Powoli ruszyłyśmy w stronę toru. Na miejscu oddałam Dejcowi uwiąz Speeda i zaczęłam rozmyślać, nad zagadnieniem „Jak tu wsiąść na tego olbrzyma?”.
- Wleź na ogrodzenie i wskocz na nią – uśmiechnęła się Dei patrząc na moje zadumanie. Jak powiedziała, tak zrobiłam. Po chwili już „wisiałam” na grzbiecie Smoczycy, potem już tylko usiadłam w siodle i usiłowałam wysiedzieć ze stopami w tych niewiarygodnie krótkich strzemionach. UDRĘKA! Jestem stanowczo za długa na dżokeja. Wjechałam na tor usiłując przytrzymać Zenię w kłusie. Trochę krzywo anglezowałam, usiłując wysiedzieć z moimi długimi nogami. Zenka niemiłosiernie rwała i musiałam użyć sporo siły, aby kłusowała. Kręciłam z nią wolty, aby choć troszkę się skupiła. W końcu, gdy Deju uznała, że dość ją pomęczyłam ustawiłyśmy się na linii startu 1200m. Dejcu dała nam sygnał do startu i ruszyłyśmy. Zenia od razu wystrzeliła mocnym cwałem. Przytrzymałam ją trochę, aby starczyło jej sił na drugą część treningu. Zenka na zdecydowane szarpnięcie z mojej strony tylko zarzuciła łbem. Jak mi się fajnie z nią pracowało, jak mogłam STAĆ w tych strzemionach. Siedzenie jest okropne, ale podczas biegu to… Uh *-*. Spojrzałam na Dei. Machała rękami i zdaje się, że coś krzyczała. Zajarzyłam, że chodzi o nogę. Zmieniłam ją więc i biegłyśmy dalej. Zenia wyciągnęła się w biegu, czułam jak wszystkie mięśnie pracują pod skórą, jaki wysiłek kładzie w ten bieg, a ja i tak przytrzymywałam ją z całych sił. Czułam, że stać ją na więcej, a w tym szczytnym celu przeszkadzam jej tylko ja i moje wredne łapska, które trzymają wodze. Z zamysłów wyrwała mnie tabliczka oznajmiająca 200m do celownika. Popuściłam gniadej wodze, a niech se poszaleje te 200m. Zenobia wystrzeliła jak z procy, wyciągnęła całe swoje folblucie ciało. Celownik minęłyśmy w mgnieniu oka. 2/4 okrążenia przegalopowałam, a potem podjechałam do Dei już w kłusie.
- Noo, ładnie, ładnie – pochwaliła Dei.
- Ja jestem stworzona jako trener. Mam za długie nogi na dżokeja. Wszystko mnie boli od tego kłusowania. Ale galop była fajny – uśmiechnęłam się.
- No już, już, bierz tego swojego Demonka – uśmiechnęła się dziewczyna podając mi uwiąz. Teraz musiałam powtórzyć rozgrzewkę, bo bądź co bądź tylko Zenia w niej uczestniczyła. Więc znowu kłus w tych cholernych strzemionach i wolty, wężyki i takie różne bzdety. Demek podskakiwał w okolicach Zeniowej łopatki, wykonując wszystko to co ona. Podjechałam do Deja objaśniając, cóż to ja będę wyprawiać z jej koniem i tym śmiesznym szarym mikrusem przyklejonym do niej jak rzep. Otóż zamierzałam przegalopować 2000m na luzie i sprawdzić ile młody wytrzyma. Jakby wysiadł po drodze, zerknąć przy ilu metrach i ocenić jego możliwości, a na następnym treningu planowałam 400m w takim szybszym galopie, może nawet w cwale.
- Eee, Gniadu, ja nie wiem, czy te 400m w cwale to dobry pomysł – powiedziała nieco zmieszana Dei.
- Spoko, jak mały nie będzie dawał rady to zwolnimy. To tak tylko żeby sprawdzić czy nadąża.
- Aha. Tak to może być – uśmiechnęła się, a ja wjechałam na tor. Trzymałam Zenię w kłusie i przy linii startu 2000m popędziłam ją. Była dość zmęczona, więc utrzymanie jej w ryzach luźnego galopu nie było już takie trudne. Demonic najpierw starał się dotrzymać kroku w kłusie, ale gdy został za bardzo w tyle, uwiąz zmusił go do zmiany tempa. Ładnie zagalopował na lewą nogę i gonił za wielką Zenobią. Wkrótce powrócił do pozycji przy łopatce. Zerknęłam na niego, czy nie jest zdyszany. Na szczęście wszystko było ok. Zenka widząc biegnącego Dema nabrała nagle olbrzymiej ochoty na przyspieszenie, jednak zdecydowanym pociągnięciem wodzy przywołałam ją do porządku. Zenia z protestalnym rżeniem zarzuciła łbem, ale nie rwała mi dalej. 1000m do celownika. Demu troszkę został w tyle, tak w okolicy żeber, ale nie poddawał się i wydawało mi się jakby troszkę podgonił. Po chwili łbem już dosięgał do łopatki. Mimo iż taki mały jeszcze już ma wolę walki. I bardzo dobrze. Z racji wolnego galopu nie zmieniałam nogi, ale Deju coś posępnie na mnie patrzyła… No nic, biegliśmy Dalej. 600m do celownika. Demu jakby trochę opadał z sił, ale nie dawał po sobie poznać. Tylko trochę więcej wysiłku wkładał w to, aby nie zostawać w tyle, tylko utrzymać się mniej więcej ok. łopatki. Zenia jakby lekko przyspieszyła, albo Demon lekko zwolnił. Już tylko 300 do celownika. Na widok tej tabliczki Zenobia się ożywiła, ale przytrzymałam ją zdecydowanie. Demon zaczął lekko sapać. Postanowiłam przemęczyć go jeszcze do tego celownika. Przy setce do niego, Speed zaczął już nieco rzęzić, ale udało nam się minąć celownik. Potem już tylko zrobiłam ok. 1/3 okrążenia w kłusie i powróciłam do Dei.
- Noo, ładnie. Twój skarbek ma niezłą wytrzymałość. Dobrze biega – uśmiechnęła się Dei.
- Aż dumna jestem z niego – wyszczerzyłam się – Myślałam że nie da rady. I tak jest porządnie spocony, ale chyba wszystko z nim w porządku.
- No, Zenia po tym wyczerpującym treningu też wygląda całkiem dobrze. Nawet nie jest tak bardzo spocona.
- To co, wracamy? – powiedziałam schodząc z Zeni.
- Noo – Dei wzięła wodze Zeni, a ja prowadziłam Dema. Wkrótce doszłyśmy przed stajnię. Najpierw wytarłam Dema wiechciem słomy. Potem postanowiłam poleźć z nim do myjki. Tam polałam go letnią wodą, potem wytarła ręcznikiem i przespacerowałam się z nim po dziedzińcu aby oschnął. Na koniec wypuściłam młodego na biegalnię, a tam, mimo zmęczenia, strzelił kilka baranów. Dei właśnie wprowadzała Zenię do boksu. Po chwili podeszła do mnie i podała mi jakąś kartkę uśmiechając się. Odwróciłam ją. To było zdjęcie. Z treningu. Jak zwykle wyszłam jak debil, ale za to Demu z Zenią wyglądali zajebiście.
Podziękowałam Dejcowi i poszłyśmy na herbatę. Potem pożegnałam się i wróciłam do Ahorki.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|